sobota, 7 lutego 2015

~2~ Rozdział 12#:"Stęskniłam się..."



Przeczytaj ~2~ Rozdział 11#





~Brad



       Dziewczyna szukała czegoś w telefonie i kiedy zorientowałem się, że to Amy, jęknąłem cicho "O mój Boże". Jak ja jej dawno nie widziałem! Założyła sukienkę w morskim kolorze podkreślającą kolor jej tęczówek, włosy miała mocno pofalowane, a szczególną uwagę zwróciłem na jej szyje, z której zwisał podarowany kiedyś przeze mnie naszyjnik. Blondynka podniosła głowę i niewątpliwie mnie zobaczyła. Nasze spojrzenia się spotkały, a na mojej twarzy od razu zagościł uśmiech. Stanąłem jak wryty, ale w myślach chciałem podejść do Amandy. Nie dane mi było to jednak, bo dziewczyna odwróciła wzrok, spojrzała znowu w telefon, a zaraz po tym z prędkością światła wstała i skierowała się do wyjścia. W mojej głowie pojawiło się tylko pytanie "O co chodzi?".
-Czemu ona ucieka? - szepnąłem.
-Idź za nią, a nie stoisz - poleciła mi Chrissy.
      Jakby poraził mnie prąd - na te słowa od razu ruszyłem do drzwi.
-Amy, czekaj! - krzyknąłem błagalnie.
      Dziewczyna biegła przodem do mocno rażącego, zachodzącego słońca, przez co widziałem tylko kontury jej sylwetki. Biegłem chwilę, ale była zdecydowanie za daleko, żebym mógł ją dogonić. Zauważyłem natomiast jakiegoś chłopca z deskorolką w ręku, szybko do niego podszedłem, pożyczyłem deskorolkę i wskoczyłem na nią krzycząc na odchodnym, żeby zgłosił się po nią do Brada Simpsona.
      Wymijałem przechodniów i starałem się nie stracić z oczu Amandy. Ta zwolniła trochę, myśląc pewnie, że już mnie zgubiła. Gdy byłem już bardzo blisko, zeskoczyłem z deskorolki, złapałem ją pod pachę i biorąc głęboki oddech, spróbowałem złapać dłoń Amy. Najpierw dotknąłem delikatnie jej nadgarstka, moje palce powoli przeniosły się na wnętrze jej dłoni, by zaraz po tym styknąć nasze opuszki. Poczułem jak dziewczyna lekko zaciska swoją dłoń. Odwróciła się. Spojrzała na mnie.
-Brad... - szepnęła i głos jej lekko zadrżał.
-Cii... - mruknąłem i wyciągnąłem ramiona, by objąć dziewczynę. Upuściłem przy tym deskorolkę, zupełnie o niej zapominając.
       Amy z impetem wręcz wpadła na mnie i mocno ścisnęła mój tułów, co najpierw mnie zszokowało. Włożyłem głowę w zagłębienie jej szyi i wdychałem zapach słodkich perfum, jednocześnie głaszcząc dziewczynę po plecach.
-Stęskniłam się - powiedziała gdzieś z tyłu szeptem.
-Ja-a-a, ja te-eż - odparłem, jąkając się z przejęcia.
       Po chwili odsunęliśmy się od siebie, a ja patrzyłem tylko na Amy jak urzeczony. Blondynka westchnęła głośno, przeczesała włosy i zapytała:
-Co ty tu robisz?
-Szukałem... Ee, no tak, szukałem cie - z trudem mówiłem, co mi się stało?
-Chyba żartujesz - powiedziała Amanda i przechyliła swoją głowę w bok.
-Nie, ani trochę - uśmiechnąłem się.
      Podszedł do nas właściciel deskorolki, wziął, co jego i odszedł bez słowa. Nawet lepiej.
-To co teraz będzie? - zapytała Amy po krótkiej chwili.
-Wiesz... Muszę ci zadać jedno, podstawowe pytanie - uśmiechnąłem się lekko.
       Dziewczyna uniosła jedną brew do góry również podnosząc kąciki swoich ust.
-So... - odchrząknąłem. - Are you gonna be my girl? * (Czy zostaniesz moją dziewczyną?)
-A gdzie twoje drzewo? - zaśmiała się Amy podchodząc do mnie bliżej i kładąc dłonie na mojej klatce piersiowej. Wzruszyłem tylko ramionami, a dziewczyna odpowiedziała - Tak!
      Objąłem ją, a ona przeniosła ręce na moją twarz. A potem oddaliśmy najwspanialszy pocałunek w całym moim... naszym życiu. Krótki, lecz czuły.
      Chrissy podeszła do nas po pewnym czasie.
-Cześć kochasie - powiedziała z uśmiechem wywołując zdziwienie na twarzy Amy.
-Hej... - zaczęła blondynka;
-Zanim coś powiesz... Wiem, wiem, ja namieszałam, ale... No przepraszam, już uciekam. Gratuluję wam wspaniałego powrotu - Chrissy odwróciła się na pięcie.
-O co chodzi? - zapytała Amanda.
-Kiedy tu jechałem, natrafiłem przypadkiem na Chrissy i ona zaproponowała, że mnie podwiezie - wyjaśniłem.
-Chrissy, poczekaj! - krzyknęła nagle Amy.
      Ta odwróciła się i spojrzała pytająco na moją dziewczynę (oh, nareszcie mogę to powiedzieć!).
-Dziękuję, że pomogłaś Bradowi dostać się tutaj. To miłe z twojej strony - powiedziała z uśmiechem Amanda. - I chcę, żebyś wiedziała, że nie masz się za co obwiniać. Jeszcze raz dzięki.
      Uśmiechnąłem się z satysfakcji, że nikt się z nikim nie pokłócił. Sam też podziękowałem Chrissy, po czym dziewczyna odeszła gdzieś w swoją stronę.
      Złapałem Amy za rękę, dałem buziaka w policzek i spytałem:
-To co teraz robimy?
-Zgaduję, że nie masz rezerwacji w żadnym hotelu, co? - odparła unosząc jedną brew.
-Eh, no nie za bardzo - przyznałem.
-Skąd wiedziałam? Masz szczęście, że wzięłam dwuosobowy pokój.
      Zawołaliśmy taksówkę i pojechaliśmy do hotelu. Pierwszym co zrobiłem na miejscu było wejście pod prysznic. Wyskoczyłem spod niego, ubrałem długie, ciemnoszare spodnie od piżamy i bez koszulki wyszedłem do pokoju. Amy siedziała już na łóżku z laptopem na kolanach, w pudrowo-różowej koszuli nocnej. Usiadłem obok niej.
-Powiedz mi, co dalej? - westchnąłem opadając do tyłu.
-Co masz na myśli? - zapytała dziewczyna nie patrząc na mnie.
-No bo... Osiągnąłem właśnie cel, do którego dążyłem przez ostatnie wiele miesięcy. A co mam robić dalej? - powiedziałem i podniosłem się z powrotem do góry.   
      Amy odwróciła się do mnie, zmrużyła oczy i pogłaskała mnie po ramieniu.
-Oj, głuptasie… Teraz możesz skupić się na karierze – zaczęła. – Rodzinie może…
-Rodzinie powiadasz? – podniosłem się z uśmiechem.
-No wiesz – mruknęła dziewczyna dwa razy podnosząc brwi do góry.
      Pocałowałem dziewczynę, lecz nagle usłyszeliśmy dźwięk nadchodzącego połączenia Skype. Niechętnie przerwaliśmy pocałunek, a Amy odebrała rozmowę.
-Hej, Van – przywitała się.
-Cześć, myśleliśmy, że nigdy cię nie złapiemy na tym Skype’ie. Całymi dniami cię nie ma, gdzie ty się włóczysz – usłyszeliśmy głos Connora.
-Hej, Con – mruknąłem.
-Cześć, Brad – odparł.
-BRAD?! – wydarli się na raz Vanessa i Tristan poczym rozległ się dźwięk siadania na krześle.
      Amy zaczęła chichotać i włączyła kamerkę. Con uczynił to samo.
-Co ty, taaam…? – zdziwił się Tristan na mój widok.
-Wpadłem w gości – odpowiedziałem, podczas gdy nie mogłem przestać się śmiać.
-Cóż, gratulacje Bradley – powiedziała Van.
-Czego gratulujesz Bradowi? – spytał James gdzieś z tyłu.
-Dotarcia do Amandy.
-Ooo – kolejny zdziwiony.
-Widzę, że bardzo we mnie wierzyliście.
-Oj, nieważne, Brad, opowiadaj, jak trafiłeś na Amy – poprosiła Vanessa.
      Opowiedzieliśmy, jak przebiegło spotkanie, a nasi przyjaciele nadal nie mogli wyjść ze zdziwienia. Później skończyliśmy rozmowę. Chciałem spędzić czas z Amy, sam na sam. Tęskniłem za tym.




~Amy




      Pożegnaliśmy się z przyjaciółmi, zakończyliśmy rozmowę. Spojrzałam na Brada, a on na mnie.
-Co będziemy teraz robić? – zapytał mnie chłopak.
-Jeść – postanowiłam stanowczo.
      Wstałam z łóżka i skierowałam się w stronę osobistej kuchni. Z lodówki wyciągnęłam mleczny jogurt z wiśniowym dżemem na dnie. Pomyślałam, co takiego mógłby zjeść Bradley. Chłopak, jak na zawołanie, pojawił się przy mnie.
-Zjem kanapkę. Chyba, że masz jakieś chipsy – mruknął.
-Od jakiegoś czasu nie kupuję żadnego niezdrowego żarcia, więc chipsy wybij sobie z głowy – odparłam.
-To zjem banana – wzruszył ramionami.
-Nie jedz przed snem owoców – ostrzegłam go.
-Oj tam…
-Nie „oj tam”, tylko masz jogurt i nie marudź. Mogę ci zrobić herbaty.
      Brad popatrzył na mnie błagalnie, jakby zjedzenie jogurtu było dla niego torturą.
-Nie patrz tak… - poprosiłam ze śmiechem.
-To daj mi zjeść banana! – chłopak się zaśmiał.
-To ciebie będzie bolał brzuch, nie mnie – wzruszyłam ramionami.
-Ja jestem twardy gość i byle banan nie zrobi na mnie wrażenia – powiedział niższym głosem niż zwykle.
      W odpowiedzi potargałam mu trochę włosy i uciekłam do sypialni. Po niecałej minucie do pokoju dotarł Bradley. Trzymał w ręce banana i szedł udając małpę.
-Uhahaha – wydał dźwięki charakterystyczne dla jakiegoś goryla, czy szympansa.
-Ty zwierzaku! – zaśmiałam się.
      Wskoczył na łóżko obok mnie z małpim krzykiem. Usiadł po turecku, jedną dłoń złożył w pięść i oparł o materac. Opychał się bananem patrząc na pustą ścianę. Kiedy odwrócił wzrok na mnie, nie mogłam opanować śmiechu. Popchnęłam go, a chłopak sztywno opadł na prawy bok. Kiedy skończył jeść, beknął głośno i podrapał się w głowę.
-Jesteś okropny – stwierdziłam już zupełnie na poważnie.
-Upsik…
-Idziemy spać? – spytałam. – Nie wiem, jak ty, ale ja jestem padnięta – westchnęłam.
-Okej.
       Brad wstał z łóżka, aby wyrzucić skórki po bananie, wziął również opakowanie po moim jogurcie. Wrócił do mojego dwuosobowego łóżka i położył na plecach.
      Wynajmowałam pokój w czterogwiazdkowym hotelu. Dzięki sukcesowi Mamma Mii i wynagrodzeniu, jakie za nią dostałam, mogłam pozwolić sobie na trochę większe luksusy niż dotychczas. „Pokój”, w którym gościłam, był bardziej apartamentem niż zwykłym pokojem. Miałam dość duży salon z kanapą, stolikiem do kawy i plazmowym telewizorem, niewielką kuchnię z podstawowym zaopatrzeniem, czyli lodówką, mikrofalówką, czy czajnikiem, łazienkę z wyborem – prysznicem i wielką wanną oraz najprzyjemniejsze pomieszczenie – sypialnie. Wszystko utrzymywane było w klasycznym stylu. Bardziej wiejskim, niż nowoczesnym. Meble były z drewna, kremowe. Nie były gładkie, miały typowy drewniany motyw. W mieszkaniu znaleźć można było wiele roślin, różne świeczki, obrazy… Wszystko było bardzo klimatyczne.
      Sypialnia. Naprzeciwko drzwi stało duże łóżko, lecz na drodze do niego leżał bardzo miękki dywan w kolorze łososia. Ściany były trochę jaśniejsze od dywanu. Zasłony na oknie za łóżkiem miały ten sam odcień. Łóżko było potężne. Miało gruby, miękki materac i naprawdę dużo poduszek. Pościel kremowa, w różowe kwiatki. Ten pokój wyjątkowo przypominał moją sypialnię w domu.
      Zapaliłam obie lampki stojące na nocnych szafkach obok łóżka. Położyłam się na lewym boku odwracając się do Brada.
-Zmieniłeś fryzurę – mruknęłam.
-Przeczesałem grzywkę na lewo i tyle. Ano używam też mniej lakieru.
      Zakręciłam jeden kosmyk czekoladowych włosów chłopaka wokół palca. Bradley nie założył żadnej koszulki, ani nie przykrył się kołdrą, więc mogłam podziwiać jego umięśnioną klatkę piersiową. Najwyraźniej przypakował ostatnio. Położyłam na niej rękę i zaczęłam delikatnie drapać chłopaka palcem wskazującym.
-Gilgoczesz – szepnął po chwili.
-Mam przestać? – spytałam również szeptem.
-Nie… - mruknął i zamknął oczy.
      Leżeliśmy w tej pozycji jeszcze przez parę minut, a potem położyłam się na brzuchu. Na to Brad przekręcił się na swój prawy bok i uważnie mi się przyglądał. Ja również na niego spojrzałam. Oh, te jego czekoladowe tęczówki! Ciekawe, co on myśli o moich oczach… Jakie one mają kolor… Zielony? Niebieski? Chyba pomiędzy, ale on na pewno ma na nie jakąś nazwę. Chociaż może wcale o tym nie myśli…
-Chciałabym, żebyś mnie pocałował – mruknęłam po chwili.
-Tak po prostu? – zapytał Bradley, ale nie był zdziwiony.
-Mhm… Chcę, żebyś mógł całować mnie codziennie – rano i wieczorem – poprosiłam.
-Ja też – odparł brunet ze swoją charakterystyczną chrypką.
      Przekręciłam się z powrotem na bok i przybliżyłam do Brada. Ten popchnął moje ramię lekko, lecz wystarczająco abym upadła na plecy. Przerzucił lewą rękę nade mną, ale oboma nogami został na swojej połowie. Z trudem utrzymywał się na ramionach, więc pozwoliłam mu opaść na mój tułów. Nie był wcale taki ciężki… Dobra, zgadzam się, jednak był i dlatego zamieniliśmy się miejscami. Leżałam na jego nagim brzuchu, nasze nosy stykały się. Wtedy chłopak pchnął moją głowę ręką i złączył usta. Przygryzłam jego dolną wargę i pociągnęłam w dół. Cmoknęłam brodę chłopaka. Bradley przeniósł pocałunki na moją szyję, później na obojczyk. Zdjął dłoń z pleców i zamiast tego zaczął poprzez cienki materiał koszuli nocnej dotykać moich żeber, każdego po kolei. Przeszły mnie dreszcze zadowolenia. Ugryzłam lekko nos chłopaka, a później musnęłam go górną wargą.         Wyślizgnęłam się z objęć Brada i opadłam na plecy obok niego.
-Już starczy, Brad… - westchnęłam.
-Idziemy spać? – chłopak powtórzył moje pytanie sprzed paru minut.
-Mhm… - odmruknęłam tylko i odwróciłam się do niego plecami.
      Zgasiłam lampki nocne. W pokoju zapanowała ciemność. W szparze między zasłonami okiennymi widać było oświetloną Wieżę Eiffla. „Paryż – miasto miłości” – teraz wszystko się zgadzało! Brad objął mnie ramieniem od tyłu i całym ciałem przykleił do mojego. Nareszcie mogłam powiedzieć, że w tym mieście czuć miłość. Czułam umiarkowany oddech Bradley’a na swoim odsłoniętym ramieniu. Czekałam na takie wieczory jak ten. Na noce w ramionach ukochanego.
-Amy… - wycharczał nagle Brad i znów sprawił, że dostałam gęsiej skórki.
-Tak? – szepnęłam otępiale. Już prawie spałam!
-Brzuch mnie boli… Agrh, strasznie! – chłopak zdjął ze mnie rękę i położył się na plecach.
-Mówiłam ci, że tak bę-ę-ę-ędzie – odparłam ziewając.
      Przekręciłam się na drugi bok. Delikatnie położyłam dłoń na brzuchu Bradley’a.
-Co niby mogę zrobić, żeby przestał cię boleć? – spytałam.
-Moja mama zawsze całowała, gdy bolało - i przestawało – odpowiedział z niewinnym uśmieszkiem.
      W odpowiedzi pochyliłam się nad Bradem i krótko musnęłam jego ciało. Wróciłam do poprzedniej pozycji, lecz głowę położyłam tuż obok twarzy chłopaka.
-Przestało? – szepnęłam mu do ucha.
-Chyba nie… Musisz jeszcze raz – mruknął brunet.
-Chciałbyś – zaśmiałam się cicho.
      Wbrew temu, co powiedziałam, pocałowałam chłopaka ponownie. Tym razem obiektem mojego zainteresowania były usta Brada, nie jego kaloryfer – na nim znów położyłam rękę delikatnie łaskocząc. Poczułam jak Bradley unosi kąciki ust pod wpływem gilgotek. Zaczęłam więc gilgotać go mocniej przez co chłopak odskoczył trochę na bok.
-Okay, w takim razie muszę się odwdzięczyć – wysyczał.
      Odsunęłam się czołgając do tyłu za pomocą rąk. Brad już rzucił się w moją stronę, więc zrobiłam obrót, by wspomóc sobie kolanami. Nie miałam jednak możliwości uciec, tak też chłopak złapał mnie w pasie i mocno przyciągnął do swojej nagiej klatki piersiowej. Zaczął łaskotać mnie pod pachami. Chciałam wyswobodzić się z jego objęć, ponieważ gilgotki były nie do zniesienia. Niestety nie było mi to dane, więc, żeby jakoś uciec wbiłam, jak mi się zdawało, lekko paznokcie w nadgarstek Brada. Od razu mnie puścił i zaczął przyglądać się swojej ręce.
-Zobacz, będę miał bliznę na całe życie! – poskarżył się.
-Widzisz, już nigdy mnie nie zapomnisz – mruknęłam.
-Gorsze niż ślub – sapnął.
      Przyczołgałam się do niego z powrotem, podniosłam rękę chłopaka do ust, pocałowałam zranione miejsce. Chwilę po tym położyłam obie dłonie w zagłębieniach szyi Brada. On złapał mnie za biodra i przyciągnął bliżej siebie, żeby zaraz namiętnie mnie pocałować. Przewiesiłam ręce przez jego szyję, w momencie kiedy Brad popchnął mnie do tyłu. Upadłam na plecy, a głowa zawisła mi niebezpiecznie poza łóżkiem.
-Brad, spadam! – krzyknęłam czując, jak się zsuwam
-Już cię łapię – odparł chłopak
       Podniósł mnie i posadził z powrotem na łóżku. Usiadłam po turecku naprzeciwko Simpsona.
-Wiem, że chcesz się już położyć – uśmiechnął się.
      Złożył jeszcze jeden delikatny pocałunek na moich ustach i położyliśmy się spać.


***


      Obudził mnie jasny promień słońca wpadający do sypialni przez rozsunięte zasłony… Rozsunięte? Wczoraj w nocy były zasunięte, więc ktoś musiał je rozsunąć… Ale kto? Ja tego nie zrobiłam.
      Dopiero po chwili dotarło do mnie, co działo się poprzedniego dnia. Brad! Przecież on już mnie znalazł! Od razu odwróciłam się na bok, aby upewnić się, czy moja pamięć nie zawodzi. Kiedy już otworzyłam oczy nie zobaczyłam jednak Bradley’a, a rozwaloną kołdrę i wgniecioną poduszkę. Gdzie poszedł? Był tu na pewno… Podniosłam się na łokciach i oparłam plecy o ramę łóżka. Przykryłam się mocniej kołdrą i sięgnęłam po leżący na szafce nocnej telefon. Sprawdziłam godzinę i przeraziłam się – było już po dwunastej, a ja nadal nie wstałam! Już miałam zrzucić z siebie pościel i zacząć się przebierać, lecz usłyszałam dziwne dźwięki dobiegające zza drzwi. Klamka opadła w dół, a w progu pojawił się lokowaty brunet.
-Bradley! – krzyknęłam na widok chłopaka.
-Śniadanko – odparł i obok mnie na łóżku postawił wielką tacę z kilkoma kanapkami z białym serem i pomidorem i jakieś inne jedzenie.
-Czemu nie obudziłeś mnie wcześniej? – zapytałam chwytając w dłoń jedną z kanapek.
-Wstałem przed paroma minutami – Brad wzruszył ramionami.
-Jak myślisz, o której poszliśmy wczoraj spać?
-Bo ja wiem… Późno – chłopak usiadł po drugiej stronie łóżka.
      Przez następne parę minut wcinaliśmy kanapki bez zbędnych słów.
-Dziękuję za śniadanie – mruknęłam i obdarzyłam Brada całusem w policzek.

      Jeszcze tego samego dnia postanowiliśmy przejść się na spacer po Paryżu, tym razem nie wyłączając miejsc stworzonych dla zakochanych par. Nawet zdecydowałam się na Wieżę Eiffla! Pojawił się natomiast pewien problem. Jedno słowo – Paparazzi. Od razu zorientowali się, że spaceruję sobie z Bradem Simpsonem za rękę. Większość z nich była przekonana, że nadal jestem z Dominiciem, tak też nie byłam zbyt zdziwiona, gdy po powrocie do hotelu i włączeniu pierwszej lepszej strony internetowej dowiedziałam się, że jestem okropną dziewczyną (pomijając słowa, których wolałabym nie używać). Tytuły artykułów krzyczały: „A. Seyfried skacze z kwiatka na kwiatek”, „Cooper załamany rozstaniem z Amandą Seyfried”, „Simpson dopiął swego” itd. Wiedziałam, że cała ta sprawa nie skończy się inaczej, ale sądziłam, że nie zwrócę takiej uwagi na tabloidy.
-Pfff… - usłyszałam jak Brad głośno wypuszcza powietrze, po czym głośno się śmieje. – Słuchaj tego „Simpson dopiął swego – Bradley Simpson, wokalista The Vamps od dawna ugania się za piękną…”
-Widzę, Brad, widzę – westchnęłam. – Wiedziałam, że to się tak skończy.
      Chłopak przysiadł się do mnie na łóżku i objął ramieniem.
-E tam, nie przejmuj się – mruknął mi do ucha.
-Chciałabym, ale nie chcę mieć opinii najgorszej dziewczyny Hollywood – odparłam.
-Przecież to wszystko da się wyjaśnić. Ludzie cię lubią, na pewno ci uwierzą – Bradley uśmiechnął się, aby dodać mi otuchy.
-Może kiedyś lubili… Teraz na pewno przestali – stwierdziłam załamana i schowałam twarz w dłonie.
-Słuchaj, Amy – udzielisz wywiadu, najlepiej z Dominiciem i wyjaśnisz jak to wygląda. Wytłumaczycie, że się przyjaźnicie, czy coś, ja się nie będę wtrącał, bo przecież wiem, jak jest – chłopak dał mi buziaka w policzek.
-Myślisz? – spytałam szeptem.
-Jestem pewien!

      Pomyślałam, że pomysł Brada jest naprawdę dobry. Musiałabym skontaktować się z Dominiciem, a później pogadać z Woodym, który w końcu był moim niby-menadżerem. Gdyby tylko wywiad był wystarczająco popularny i ludzie nam uwierzyli…








I jest! Rozdział dwunasty! :3
Tak wiem - nie było go długo i jestem zła i głupia, bo obiecałam, że będzie krótki i szybko wstawię... Myślałam jednak, że zdążę wrzucić rozdział przed tamtą sobotą. Niestety nie wyszło, a w sobotę pojechałam do babci, gdzie nie było internetu... Przykro mi, że musieliście tyle czekać, ale za to napisałam trochę dłuższy rozdział, więc może nie będziecie na mnie aż tak źli? c:

Cóż, w tym rozdziale było chyba najwięcej, tzw. fangirl feelings ze wszystkich moich rozdziałów! :D Mam nadzieję, że nie zawiedliście się, co do przebiegu wydarzeń i fakt, że Bramy żyje was zadowala, hah ^-^

I znów nie chcę pisać zbyt długiej notki, ponieważ muszę już dodać ten rozdział :D Wyraźcie swoją opinię, wiecie, że kocham komentarze ;3 Btw. jak czujecie się z tym, że do końca zostały jeszcze tylko trzy rozdziały? No i może jakiś epilog... Ja dziwnie, ale mam już takie plany co do następnego fanfica, że aż mnie rozrywa xD

Pozdrawiam,
Marysia ♥♥

10 komenterzy = Rozdział 13#

10 komentarzy:

  1. HEEEEJ! Jednak żyjesz! :D W końcu! Aż mnie skręcało. Ale jednak jest NOWY ROZDZIAŁ. Szczerze myślałam, że noc spędzona w hotelu będzie wyglądać inaczej, ale cii :D Wiem moje nieczyste myśli. I tak było ciekawie. Więc dużo weny życzę i do zobaczenia prawdopodobnie we wtorek. :* Zosix

    OdpowiedzUsuń
  2. OOOhhh... Yeaahh.... Znów są razem!!! Jupii!!! Hah :D Gdy czytałam ten fragment kiedy do siebie wrócili, za krzyczałam chyba na cały dom "Jest! Znowu są razem!!! O.. Tak!!!" A moja mama, która była w pokoju obok mówi "Kto znowu jest razem? O kogo chodzi?" A ja "Nie znasz" Hahahah =D Ojej..!!! Nadal mam podnietę, że są razem :D :*
    Piszesz cudownie ♥ i cierpliwie czekam na next'a :-* Boziuu... Nie!!!! Jeszcze tylko 3 rozdziały do końca ja się załąmie nerwowo!!! :'( Ale skoro masz pomysł na następny FF to jestem spokojniejsza :* =D ♥ Mam nadzieję, że będzie tak samo cudowny jak ten lub nawet lepszy =D ♥ *-* PS. Nie jesteś zła ani głupia! Jesteś zaj*ebista! I nie zaprzeczaj! ♥ :* Hah ♥ Jak ja się rozpisuje =3 ^_^ Pozdrawiam i życzę ci weny kochana :* ☺☻♥♫

    OdpowiedzUsuń
  3. Yupii! Znowu są razem <3 super rozdział *.* czekam na next'a ^,^

    OdpowiedzUsuń
  4. Ah! Nareszcie się tego spotkania doczekałam ;3
    Kocham Cię ^^ i kocham twoje opowiadanie!!!!
    Mimo wszystko, nigdy nie zapomnę tego wszystkiego co jest TUTAJ. Niestety się nie rozpisuje bo jestem na telefonie a on mnie strasznie denerwuje xd wiec czekam na te kolejne 'krótkie' rozdziały ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Supi *_*Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  6. Nareszcie razem *.*

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkoda, że nie ma 10 komentarzy... Może zrobisz wyjątek :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ojj słodko *.* Bardzoo ♥♥♥ się zrobiło :) On są dla siebie stworzeni.;* Dużo weny ! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zakochałam się w tym rozdziale *.* Przepraszam że teraz komentuję, ale szkoła, lekcje i wg :<
    Ale rozdział jest cudny :)
    W końcu razem i zrozumieli co do siebie czują :) , Mam nadzieję że będzie z nimi coraz lepiej :)
    Życzę ci dużo weny, pomysłów :) xxP
    Powodzenia.!.;*

    OdpowiedzUsuń