sobota, 24 stycznia 2015

~2~ Rozdział 11#:"W pogoni za Amandą"

Przeczytaj ~2~ Rozdział 10#

~Brad



      W "pogoni" za Amandą wsiadłem na statek do Grecji. Już na lądzie spotkałem się z Danielem, starym kumplem ze szkoły, który zaoferował się podwieźć mnie aż do Włoch. Znalazłem go w umówionym miejscu blisko portu i po ówczesnym spakowaniu mojej walizki do bagażnika, usiadłem na miejscu pasażera.
-Siema, stary! - rzucił Daniel na przywitanie.
-Hej, Dan - odparłem.
-To co, jedziemy w pogoni za Amy? - zapytał włączając silnik, a ja zaśmiałem się w duchu słysząc, że nazwał naszą podróż tak samo, jak ja przed chwilą.
-No tak - przytaknąłem.
-Trzeba przyznać, że zdesperowany jesteś.
-Może trochę - zaśmiałem się.
-Ale co ci się dziwić - mruknął wjeżdżając na główną ulicę.
-Co masz na myśli?
-Jak to co? Amy mam na myśli. Nie jeden chciałby mieć taką dziewczynę, więc co ci się dziwić, że ty też - wzruszył ramionami.
-Myślisz? - westchnąłem.
-No jasne. Przecież mi też się podoba - przyznał ni stąd ni zowąd.
-Uważaj, Dan - ostrzegłem go z uśmiechem.
-Podoba mi się i tyle, spokojnie - zaśmiał się. - Ale musisz przyznać, że zawsze uganiał się za nią nie jeden facet. A teraz to już tym bardziej, zwłaszcza po tej Mamma-maa-mamiii... No tym filmie! - zaciął się na tytule, ale zaraz po tym odkaszlnął.
-Mamma Mii - poprawiłem go. - Masz rację... Więc twierdzisz, że miałem szczęście?
-To też. Chociaż jeśli mówimy o szczęściu, to popatrz ile musiał go mieć Cooper. Przecież on się przy tobie nie umywał. Myślałem, że Amy oszalała, jak się dowiedziałem.
-Hm.. Dzięki - mruknąłem, bo nie wiedziałem, co odpowiedzieć. - Ale w końcu zerwali - dodałem ucieszony.
-Jak myślisz, jak dużo osób ucieszyło się z powodu zerwania Bramy? - zapytał mnie Daniel. - Powiem ci, że w necie były nawet sondy w stylu "Czy cieszysz się z zerwania Brada z The Vamps i Amandy Seyfried?". Ludzie są okropni...
-Widziałem jedną - przyznałem.
-No właśnie... Ale co, musisz się postarać, jeśli chcesz by do ciebie wróciła.
-Wiem - znów westchnąłem. - Problem w tym, że nie mam pojęcia jak.
-Zrób coś takiego mega! Sam nie wiem, wejdź na Wieżę Eiffle'a i wykrzyknij przez magnetofon, czy Amy chce być twoją dziewczyną - zaproponował. - Albo odegraj scenę z Romea i Julii: "Cóż to za blask strzelił tam z okna?! Ono jest wschodem, a Amy jest słońcem..." - oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
-Nie, to chyba nie wypali. Ale coś romantycznego mogę wypróbować.
      Powymienialiśmy jeszcze trochę zwariowanych pomysłów, padła nawet propozycja białego rumaka. Później pogadaliśmy o sporcie, trochę o muzyce, gwiazdach i wielu innych tematach. W końcu dotarliśmy do Włoch, gdzie Daniel mnie zostawił, a zamiast tego pojechał ze swoją dziewczyną z powrotem do Grecji.
      Wsiadłem w pierwszy lepszy pociąg, który jechał w kierunku Francji. Oczywiście miałem pecha i w połowie drogi kazano nam wysiadać. Podobno wydarzył się jakiś wypadek, lecz nie dociekałem, co dokładnie się stało. Powoli się ściemniało, ale pójście spać było ostatnią czynnością, jaką chciałem wykonać. Pragnąłem tylko jechać dalej i dalej, żeby znaleźć Amy w Paryżu. Z powodu awarii następny pociąg odjeżdżał dopiero następnego dnia. Nie mogłem tyle czekać! Zrezygnowałem z kolei i ruszyłem do centrum miasta w poszukiwaniu jakiegoś autobusu. Stałem na przystanku i bezmyślnie wpatrywałem się w rozkład jazdy napisany napisany po włosku. Liczyłem, że przejdzie tędy ktokolwiek, kogo mógłbym spytać o tłumaczenie.
-Hej, miśku, czyżbyś miał jakiś problem? - usłyszałem głos za sobą, a zaraz po tym trzask drzwi.
       Odwróciłem się, a na chodniku stała... Chrissy Costanza.
-Czy ty mnie śledzisz? - zapytałem śmiejąc się.
-Do rodzinki nie mogę przyjechać? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. - To ty ciągle na mnie wpadasz. Co tu robisz?
-Jadę do...
-Ciii! Daj mi zgadnąć! Amy! - wykrzyknęła.
-Eee... Tak.
-Może cie podwieźć? Jadę na zakupy do Paryża.
-No wiesz... Nie trzeba... Dam radę - próbowałem uniknąć spędzania czasu z Chrissy, bo to mogłoby skończyć się źle.
-Nie udawaj, przecież nie znasz nawet języka.
-Poza tym, skąd wiesz, że jadę do Paryża? - spytałem podejrzliwie.
-Internety powiedzą ci wszystko - odparła akcentując pierwsze słowo. - Nic ci przecież nie zrobię, ale jak nie to nie - wzruszyła ramionami.
-Ej, dobra, dobra, zaczekaj - poszedłem za nią do auta.
       Dziewczyna posłała mi tylko krótki uśmiech i zasiadła za kierownicą. Kiedy znalazłem się na miejscu pasażera, włączyliśmy muzykę z płyty. Zgodnie wybraliśmy Eda Sheerana.
-Kierunek - Francja! - zakomunikowała dziewczyna i ruszyła.
-Sorki, że spytam, ale... Jak długo już jeździsz?
-Spokojnie, Bradley, spokojnie, zdałam prawko rok temu - roześmiała się. - Może nas nie pozabijam.
        Jechaliśmy w milczeniu kiwając tylko głowami w rytm muzyki.
-Wiesz co... Chciałabym cię za coś przeprosić - odezwała się Chrissy po pewnym czasie.
       Spojrzałem na nią wyczekująco.
-Pamiętasz może nasze pierwsze spotkanie?
-No, ciężko zapomnieć - przyznałem.
-No tak... Iii... Przyznam szczerze, że mam teraz trochę na sumieniu to, co zrobiłam... Bo wydaje mi się, że nie zerwałbyś z Amy, gdyby nie to - wyjąkała zmieszana.
-Oj tam, Chrissy. Może i coś by to zmieniło, ale teraz to już nie ważne. Nie przejmuj się. Ale dzięki, że to powiedziałaś.
-To super!


   
      Dalsza droga minęła nam już bez krępujących sytuacji. Ogólnie było miło i przyjemnie. Śpiewaliśmy sobie piosenki Sheerana, które leciały, graliśmy w różne gry typu pomidor, opowiadaliśmy żarty, dokuczaliśmy trochę, wymieniliśmy się również radami odnośnie muzyki, którą oboje się zajmujemy. Zachowywaliśmy się jakbyśmy byli dobrymi przyjaciółmi już jakiś czas. W pewnym momencie wszedłem na Twittera i od razu się roześmiałem, bo ujrzałem, jak ktoś "shippuję", czyli ma nadzieję na takowy związek, mnie i Chrissy.
-Co się tak śmiejesz? - zapytała zdziwiona dziewczyna.
-Popatrz na to - machnąłem jej telefonem przed twarzą.
-Weź to, drogi nie widzę! - krzyknęła zgodnie z prawdą.
-Ups, sorrki - powiedziałem śmiejąc się nadal.
-Przeczytaj.
-Siedź wygodnie - ostrzegłem. - Adelaida3434 pisze "Shippuję Brada Simpsona i Chrissy Costanzę, a wy kogo? #brissy".
-Cooo?! - roześmiała się Chrissy.
-Aż podam dalej - mruknąłem.
-Nie, nie podawaj! - krzyknęła nagle dziewczyna z przestrachem.
-Dlaczego? - zdziwiłem się.
-Jak będziesz udostępniał takie tweety, to wszyscy pomyślą, że ze sobą kręcimy, nie mówiąc już o Amandzie, która nawet jeśli już zdecydowała się do ciebie wrócić, to może jej się odwidzieć.
-Hm, może masz rację...
-Myślałam, że masz doświadczenie w tych sprawach i wiesz, co powinieneś robić publicznie, a co nie.
-Miewam z tym problemy - przyznałem.
-Zauważyłam - odparła i parsknęła śmiechem.
         
      Jechaliśmy dalej i droga zdawała się nie mieć końca. Namówiłem Chrissy, żebyśmy wymienili się rolami i w końcu, nadal pełna obaw, dała mi prowadzić samochód. Zatrzymaliśmy się po drodze w McDonaldzie, spotkaliśmy jakąś przypadkową fankę, której musieliśmy wytłumaczyć, że nie spotykam się z Chrissy, po czym okazało się, że to ta sama Adelaida z Twittera.
-Fani to mają śmieszne pomysły - stwierdziłem w aucie.
-To to jeszcze nic. Kiedyś czytałam coś takiego jak fanfiction. To to jest dopiero! Na ogół fanka bierze jakiegoś wokalistę, do tego inną aktorkę, czy kogoś i pisze opowiadanie z nimi w rolach głównych. Pomijając, że tematyka niektórych jest dość... rozumiesz
-Serio? Nie czytałem nigdy, aż poszukam!
-Wiesz, ja dowiedziałam się, że byłam dziewczyną gangstera, cięłam się i miałam depresję, bo on zrobił coś dziwnego, teraz nie pamiętam - wspominała Chrissy.
-Aha. To ciekawe - powiedziałem śmiejąc się po tym krótko.
       
      Powoli kończyły nam się tematy do rozmów, byliśmy dość śpiący i zmęczeni, a w tle leciał cały czas Ed Sheeran. Nagle usłyszałem swój ulubiony utwór, Little Bird.
-But if I kiss you will your mouth read this truth... - zacząłem nucić, gdy usłyszałem refren.
-Mówiłeś coś? - spytała podejrzliwie Chrissy.
-Eeem, nie, to tylko piosenka - wytłumaczyłem, a po chwili zdałem sobie sprawę ze znaczenia zaśpiewanych przeze mnie słów.
       Nie, już mi przeszło. Nie odczuwam już tego samego dziwnego, krępującego uczucia podczas rozmowy z Costanzą, więc śpiewanie o całowaniu było tu zupełnie przypadkowe.
-And i'll owe it all to you, oh - zaczęła nucić dziewczyna. - No co, też lubię tą piosenkę - powiedziała po chwili.
-My little bird - kontynuowałem.
-My little bird - dodała dziewczyna.
-My little bird.
-And of all these things I'm sure of,
I'm not quite certain of your love, 

You make me scream, and then I made you cry,
When I left that little bird
with its broken leg to die -
 dokończyliśmy razem akcentując niektóre słowa lub śpiewając je z lekką przesadą, np. z rozpaczą przy "made you cry".
-O tak, kocham tą piosenkę - potwierdziła Chrissy.

Darlin, how i miss you...

      Choć wcześniej zdawało się to niemożliwe, wreszcie dotarliśmy do Paryża. Skontaktowałem się z Connorem, aby wiedzieć, czy Amy na pewno nadal tu jest, a ten potwierdził moje przypuszczenia. Zanim jednak zatrzymaliśmy się w jakimkolwiek hotelu, postanowiliśmy coś zjeść. Znaleźliśmy szybko jakąś, jak się okazało, dość wytrawną restaurację i zamówiliśmy miejsca.
       Kiedy po chwili szliśmy środkiem sali, aby usiąść przy stoliku, moją uwagę przykuła dziewczyna siedząca sama w kącie, czekające może na partnera, może na zamówienie. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zorientowałem się, że to Amy...




Tudududu dudum! 
Ten rozdział jest króciutki, wiem, wiem, ale to jest celowe :p Następny też będzie krótki, ale za to planuję dodać go dużo szybciej niż zwykle c; 

Dziś było dużo Chrissy, nie wiem, czy może polubiliście ją już bardziej, napiszcie w komentarzach, jakie są wasze odczucia ^,^
Plus, jak myślicie, co się stanie, jak Amy zorientuje się, że Brad jest w tej samej restauracji? Rzuci się w ramiona, zignoruje, a może ucieknie? ^.-

Znów eksperymentowałam z pseudo-musicalami, ale pisaliście, że podobają wam się takie :3 Ja sama też lubię je tworzyć, co nie zmienia faktu, że czasem miewam problemy xD Po pierwsze, nie wiem, czy czytacie tekst w w miarę podobnym tempie co ja (czytam go sobie zawsze skupiona, bo wiem, że normalnie to go przelecę szybko, bo już znam te słowa, więc spokojnie c;), a to ma duże znaczenie. Jakbyście mogli mi napisać, czy chociaż w dzisiejszym przypadku zgadzały wam się słowa, które czytaliście z piosenką, jaka leciała. A może się spóźnialiście albo musieliście czekać na dane linijki ;d

Tak też, mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za taki króciutki rozdzialik xP
I jeszcze chciałabym wam bardzo podziękować, bo pod ostatnim rozdziałem komentarze doszły tak szybko! *-*
Jesteście mega :3

6 KOMENTARZY = (KRÓTKI) ROZDZIAŁ 12#

Pozdrawiam,
Marysia ♥

PS Dziękuję za nominacje do Liebster Award, lecz już raczej nie będę ich publikować, ponieważ zrobiłam jedne, a nie chcę zbyt zaśmiecać bloga wielką ilością postów innych niż rozdziały. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie c:

niedziela, 18 stycznia 2015

~2~ Rozdział 10#: "Francja"



~Amy




      Postanowiłam wybrać się na wycieczkę do Francji. Zawsze chciałam zwiedzić ten kraj. A akurat na Zakintos przybyć mieli vampsi, których tymczasowo wolałabym nie spotkać.

      Pakować zaczęłam się po nowym roku.
-I co chcesz zrobić z Bradem? - zapytała mnie Justine któregoś dnia, gdy sterczałam przy walizce.
-Nic. Wyjeżdżam, bo nie chcę go spotkać - mruknęłam ze spokojem.
-Przecież nie możesz unikać go całe życie. Poza tym... Liczyłam na to, że zmienisz zdanie - siostra była wyraźnie zawiedziona.
-Właśnie. Zmieniłam zdanie, niestety.
-Naprawdę? I co?
-Na razie muszę go unikać, bo jeśli będzie gdzieś blisko, to źle się to skończy - odparłam.
-Na przykład? - zapytała nie rozumiejąc mnie.
-Nie chcę się rzucić na niego - wyjaśniłam. - No co? - spytałam, kiedy siostra zaczęła się śmiać.
-Nic, nic...
        Do Francji postanowiłam zabrać tylko ubrania, które lubię. Ostatnio w mojej szafie znalazło się wiele kreacji, które tak naprawdę wcale mi się nie podobały. Mruknęłam wcześniej do Justine, że może sobie je wziąć.
-A Dominic? - pragnęła wiedzieć siostra.
-Coś się wymyśli - odparłam, po czym mój telefon wydał swój charakterystyczny dźwięk. - O,
o wilku mowa.
      Dominic pisał:
Domi: Co robisz?
      "Zero romantyzmu" - pomyślałam i zaśmiałam się w duchu z siebie, ponieważ podświadomie porównywałam go z Bradem.
Ja: Pakuję się. Jutro jadę do Fracji.
Domi: Spotkajmy się we Włoszech! Jadę odwiedzić krewnych.
Ja: Ok.
-Co jest? - znów spytała moja siostra.
-Spotkam się z Dominiciem we Włoszech - odparłam i głośno ziewnęłam. - Ekstra.
-Zerwiesz z nim?
       Zdziwiona obróciłam głowę w jej stronę. Aż tak to widać?
-Może i tak... Szczerze, wolałabym, żeby on to zrobił - przyznałam.
-To da się zrobić - stwierdziła Justie z szyderczym uśmieszkiem.
      Kazałam jej przestać, po czym z satysfakcją zamknęłam ogromną, spakowaną walizkę. Nie brałam dużo rzeczy - w końcu jechałam do Paryża, miasta mody, prawda? Tam sobie coś kupię. Zaniosłam torbę do przedpokoju, a potem udałam się do kuchni, by skosztować ostatni posiłek przed podróżą.
     
       I po raz kolejny pokonywałam tą samą trasę. Wsiadłam w porcie na statek do Grecji, a z Grecji udałam się pociągiem do Włoch. Stwierdziłam, że nie chcę lecieć do Paryża. Wolę powoli tam dojechać niezależnie od tego, ile podróż ma trwać.
       Wyglądałam przez okno, w słuchawkach na moich uszach dudniła piosenka Lawson, a ręce trzymały kanapkę, którą podobno miałam zjeść. Za szybą rozpościerały się piękne widoki - malownicze greckie wioski, wielkie pola przenajróżniejszych roślin i majestatyczne góry.
     KLIK-PIOSENKA
      Nagle w moim telefonie włączyła się następna piosenka z playlisty - Fall Apart. Oczywiście wykonywał ją zespół, na którego punkcie cały czas miałam opsesję. Wsłuchałam się w jej tekst:


    Every night 

    I watch you hit the wall 
    I see you stole, you fall 
    I can't look anymore

     

      Zastanowiłam się chwile. Może to dobrze opisywało moją sytuację z Bradem. Może on wie, że nie myślę teraz racjonalnie o swoim związku z Dominiciem, bo przecież coraz wyraźniej czuję, że wcale go nie kocham. A ja wiem, że Brad upada i uderza w ścianę - jak w piosence. Wiem, że cały czas chce do mnie wrócić i to go niszczy.

    You and I were friends forever     
    You and I were always better
      
      Byliśmy przyjaciółmi, to prawda. A teraz potrzebna mi była rada właśnie takiego przyjaciela, jakim był Bradley.


     I can't help you now 

    You dragged me down 
    And broke my heart 

      Czy naprawdę łamałam Bradowi serce?

      Chyba tak. Ale nie chciałam tego robić.
      Czy nadal go kochałam?
      Chyba tak. Raczej tak... Napewno!
 
    You fall apart
    Fall apart

      Ej, ale ja się nie rozpadałam! Chyba... Czemu wszystko jest dla mnie teraz takie niewyjaśnione? Muszę zerwać z Dominiciem. Dlatego, że chcę wrócić do Brada. Inaczej zwariuję.
      A co, jeśli Brad nie będzie chciał znów ze mną być? Może stwierdził, że już mu nie zależy. Na pewno doszedł do wniosku, że nigdy nie byłam jego warta. Ja bawiąca się uczuciami? Zerwałam z nim tylko dlatego, że był gdzie indziej. Byłam taka głupia, a on jeszcze za mną rozpaczał. Nie zdziwiłabym się, gdyby już mu przeszło.
      Z drugiej strony bardzo nie chciałam, żeby mu przeszło. Może i niedawno stwierdziłam, że nie chcę do niego wracać. Teraz jednak myślę, że Brad jest jedynym, którego potrzebuję w życiu.

      Kiedy piosenka się skończyła, odłączyłam słuchawki. Szybko schowałam trzymaną kanapkę - dawno straciłam apetyt. Podręczną torbę przytuliłam do siebie i cała zwinęłam się w kłębek na siedzeniu. Chciało mi się spać, choć wiedziałam, że nie zasnę w pociągu. Zamiast tego wyciągnęłam sobie książkę. Stwierdziłam, że dobre fantasy bez wątków miłosnych będzie świetnym lekiem na uczucie zażenowania własnymi problemami. Zaczytałam się i zapomniałam o całym świecie.
       Nie wiadomo kiedy pociąg zatrzymał się na stacji we Włoszech. Wysiadłam z wagonu jako jedna z ostatnich. Stojąc na dworcu, jedną ręką trzymałam swoją walizkę, a drugą natomiast zasłaniałam oczy przed rażącym mnie słońcem. Chwilę później założyłam okulary i w tym samym momencie ujrzałam biegnącego do mnie Dominica.
-Przepraszam, że się spóźniłem! - krzyknął na wstępie, zanim jeszcze stanął obok mnie. - Była kolejka na stacji, a musiałem zatankować.
       Po namyśle wziął ode mnie walizkę, przywitałam go krótkim całusem w policzek, a potem pojechaliśmy autem do domu rodziny Dominica. Po drodze nie mówiliśmy za wiele. Na miejscu zjedliśmy obiad, udzieliłam krótkiego "wywiadu" krewnym chłopaka, a pod wieczór udaliśmy się we dwoje na spacer. Miasteczko leżało dość daleko od większej cywilizacji, więc szybko trafiliśmy na mały lasek i łąkę w nim. Tam przysiedliśmy, lecz rozmowa nie kleiła się.
       Dopiero po paru minutach zaczęłam:
-Musimy pogadać, Dominic.
-Wiem - przerwał mi, ku mojemu zdziwieniu. - To ja zacznę, ok?
      Przytaknęłam i czekałam, co takiego chciał powiedzieć?
-Ja już wiem, jak jest - rozpoczął swoją wypowiedź. - Ty k-k-kochasz Brada, to widać. A ja nie chcę, żebyś była ze mną na siłę, czy coś w tym rodzaju. I szkoda mi tego chłopaka... Przecież ja widzę, że wy potrzebujecie siebie nawzajem, bo tak to jesteście jacyś niepełni.
       Jak on świetnie rozumiał wszystko! Przy okazji poczułam jak kamień spada mi z serca - nie muszę się już martwić jak z nim zerwać, bo chyba Dominic sam właśnie to robił. Swoją drogą, wzruszyło mnie to, co powiedział.
-I teraz pewnie powiesz, że jestem okropny - westchnął kontynuując. - Ale... Pamiętasz, jak opowiadałem ci o tej dziewczynie, która zerwała ze mną przed MM...?
      Znów przytaknęłam i dałam znak, by mówił dalej.
-Spotkaliśmy się ostatnio... I tak jakoś zgadaliśmy...
-Wróć do niej, Dominic - przerwałam mu. - Wiem, że ty bardzo ją kochałeś. A ja muszę zrobić coś z Bradem... Myślę, że oboje będziemy wtedy szczęśliwi.
-Dzięki, że ty to powiedziałaś - uśmiechnął się. - Bo ja bym nie umiał.
        Przytuliłam Dominica. Posiedzieliśmy chwilę w ciszy.
-Teraz trochę mi głupio, ale mam coś, co należy do ciebie - mruknął po chwili.
       Popatrzyłam na niego zdziwiona, a ten wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko od zapałek. Podał mi je, a w środku ujrzałam swój naszyjnik z literką "A", ten, który zaginął mi podczas kręcenia filmu.
-To ty go wziąłeś? -zapytałam cicho.
-Tak, przepraszam... Wiem, że nie powinienem, ale - wziął głęboki oddech. - Myślałem, że jak nie będziesz go miała to zapomnisz o Bradzie... Byłem głupi, przepraszam.
-Dobra, daj spokój - wywróciłam oczami. - Chociaż... Mogłeś dać mi go wcześniej - dałam mu kuksańca w bok.
       Schowałam pudełeczko z medalionem do kieszeni, a potem powoli wróciliśmy do domu. Po drodze stwierdziliśmy, że lepiej będzie jak wyjadę już dziś. Niezręcznie byłoby mi siedzieć u krewnych Dominica, kiedy już z nim zerwałam. Dlatego też chłopak od razu skoczył po moją walizkę i odprowadził mnie z powrotem na dworzec. Poszliśmy na pieszo, spacer dobrze nam zrobił.
        Przy pożegnaniu rzuciłam do Dominica "Powodzenia!", a potem poczekałam jeszcze trochę i wsiadłam w pociąg. Zastanawiałam się, czy może nie powinnam wrócić na wyspę i tam pogadać z Bradem. Przecież jestem wolna i mogę do niego wrócić! Doszłam jednak do wniosku, że pojadę do Francji, skoro już się wybrałam. Porozmawiam z nim po powrocie. Jeśli do tego czasu nie zmieni zdania, będzie to znaczyło, że mu zależy.



~Brad




      Nasza trasa z Taylor Swift powoli dobiegała końca, lecz w między czasie dowiedziałem się o powrocie Amy na Zakintos. Pomyślałem, że skoro my również niedługo wracamy do domu, powinienem w końcu porozmawiać z nią, jak należy.

      Ułożyłem sobie w głowie plan i w celu jego realizacji skontaktowałem się z siostrą Amandy, Justie, lecz ta powiedziała mi, że w najbliższym czasie nie zastanę Amy w domu i, że nie jest pewna, czy może powiedzieć mi, czemu. Zmartwiło mnie to, może i bez większego powodu, ale jednak... Miałem takie dziwne przeczucie, że coś stało się Amy. Albo dopiero się stanie. Stwierdziłem, że muszę znaleźć Amandę zanim ta zrobi coś nieodpowiedniego. Obgadałem sprawę z chłopakami, a oni zgodzili się pomóc. Co prawda, powiedzieli, że niepotrzebnie panikuję, ale nie chciałem ich słuchać.
        Zaraz po skończeniu się supportu wsiedliśmy w samolot do Grecji. Usiadłem przy oknie, jak zawsze i zacząłem swoje rozmyślania. Do czego to doszło, że latam za Amandą, jak szalony? Nie robię nic innego, tylko ganiam za nią, żeby do mnie wróciła. Ktoś normalny powiedziałby, że wpadłem w obsesję, ale ja naprawdę nie widzę teraz nic innego. To Amy jest dla mnie najważniejsza.  Nie wyobrażam sobie nikogo innego na jej miejscu. Wiem, że gdybym miał następną dziewczynę, co jest raczej niemożliwe, porównywałbym ją ciągle do Amandy. Dla mnie to ona jest tą perfekcyjną, tą najlepszą, tą, którą chcę przytulać, tą, którą chcę całować, tą z którą chcę mieszkać i którą chcę widywać codziennie rano w swoim domu, tą, z którą chcę być na zawsze. Tą jedyną.
      Wystarczy, że przypomnę sobie szczegóły jej ciała, twarzy. Jej ruchy, słowa, które wypowiada. Wszystko to sprawia, że tracę głowę i wariuję. Czasem powtarzam sobie, że to minie, ale wtedy wściekam się jeszcze bardziej, bo tak naprawdę nie chcę, żeby minęło, chcę tylko ją mieć. I to mnie niszczy.



~Amy




     Przejechaliśmy przez granicę między Włochami a Francją. Właściwie tylko to zdołałam zauważyć, bo całą drogę spałam (aż dziwne!). Na szczęście na przystanku obudziła mnie jakaś starsza pani, więc mogłam rozprostować trochę nogi.

     Nie chciałam zwiedzać tylko Paryża, lecz to od niego postanowiłam rozpocząć zwiedzanie Francji. Przez dalszą drogę nie czytałam, ani nie słuchałam muzyki. Liczyłam na to, że znów zasnę , lecz zamiast tego zaczęły nawiedzać mnie następne myśli. Jechałam do Paryża - miasta miłości, sama. Miejsce to kojarzy się raczej z romantycznymi wieczorami, które powinnam spędzić z chłopakiem swoich marzeń. Tymczasem pojechałam tam, żeby od niego uciec. Gdzie tu sens?
      Nie wiem, na co liczyłam... Chyba nie myślałam, że Bradley pojedzie tu za mną?!
     Nadal próbowałam zasnąć, lecz w końcu poddałam się i złapałam swojego IPhone'a. Oczywiście pierwszą aplikacją, którą włączyłam był Twitter. W trendach zauważyłam hushtag "#StayStrongBradley" (Trzymaj się, Bradley). Nie wiedziałam, o co chodzi, ale domyśliłam się, że mają na myśli Simpsona. Tweetów z tym tekstem było wiele. Weszłam na Instagrama z nadzieją, że dowiem się, co jest grane. Odwiedziłam wspólne konto vampsów, a jednym ze zdjęć była okładka albumu Lawson z piosenką The Girl I Knew. Podpisem był ten sam hushtag, co poprzednio. Znałam tą piosenkę na pamięć, tak jak jej tekst. Andy - wokalista, śpiewał o dziewczynie, którą znał, dziewczynie, która sprawiała, że się uśmiechał, dziewczynie, która chciała jego pierwszego dziecka, dziewczynie, która nie sprawiłaby, że płakał....
       Hej, oni wiedzieli, że kochałam Lawson! Może ona miała odzwierciedlać to, co czuł Bradley... Nie raz rozmawialiśmy ze sobą tak, jakbyśmy mieli być kiedyś małżeństwem. Kurcze, on naprawdę musiał być załamany tym zerwaniem...
       Nagle przypomniało mi się o oddanym przez Dominica naszyjniku. To trochę dziwne, że go zabrał. Nigdy nie podejrzewałabym Cooper'a o kradzież... Dobrze, że w końcu oddał moją zgubę. Wreszczie miałam pełny zestaw potrzebny do powrotu do Brada - miałam swój naszyjnik, dobry nastrój i, co najważniejsze, byłam wolna. Problem w tym, że parę godzin temu zwiałam z Zakintos, gdzie prawdopodobnie Bradley właśnie leci. Momentami nie rozumiem sama siebie...
   
      Tym sposobem wreszcie udało mi się dotrzeć do Francji. Zaraz po podróży zmęczona znalazłam pierwszy lepszy hotel wyglądający porządnie i zajęłam sobie pokój w nim. Mimo znużenia podróżą, w nocy nie mogłam zasnąć. W piżamie wyszłam na balkon, aby podziwiać widok z siódmego piętra na Paryż z Wieżą Eiffla w centrum. Nie stałam tam jednak zbyt długo, ponieważ zapomniałam, że we Francji nocą jest chłodniej niż w Grecji. Zdenerwowałam się w duchu i z powrotem położyłam do ciepłego łóżka. 
      Następnego dnia zorganizowałam sobie przechadzkę po Paryżu. Obejrzałam wiele malowniczych kamieniczek. Spacer obrzeżami miasta dobrze mi zrobił. W słonecznym blasku budynki mieszkalne i ich ogrody porośnięte bujną roślinnością wzbudzały zachwyt. Nie mogłam napatrzeć się na wiejskie, drewniane chatki i piękne kwiaty rosnące tu i ówdzie. Nie gorsze były również marmurowe kamieniczki, pomiędzy którymi ludzie wywieszali pranie. Dzieci biegały i bawiły się, gdzieniegdzie spacerowały zakochane pary i wszystko to łączyło się w całość nadającą okolicy swojski, przyjemny nastrój. Pomyślałam, że to właśnie w takim miejscu chciałabym zamieszkać.
      Później skosztowałam przenajróżniejszych serów - od łagodnego Banon, przez znanego Camembert, aż po pikantny Chaource. W moim osobistym menu nie zabrakło również czekoladowych croissantów z podaną do nich czekoladą na gorąco. Wszystko rozpływało mi się w ustach, a ja sama rozpływałam się w urokach Paryża, któremu nie mogłam się oprzeć. Czułam jednak, że czegoś mi brakuje.
       Do południa delektowałam się niezmąconym spokojem i samotnością, lecz na obiad musiałam udać się do centrum miasta. Tam jednak Wieża Eiffla była czymś, co nie mogło uciec moim oczom. Nie powiem, że jej nie lubiłam. Uwielbiałam wręcz! Moim odwiecznym marzeniem było wejść na sam szczyt i najlepiej to utonąć w pocałunkach swojego wybranka. Właśnie. Szybko zorientowałam się, czego cały czas mi brakowało. Ukochanego. Tak, tak, dobrze wiecie, kogo - Bradley'a.


~Brad





      Kiedy dotarliśmy na Zakintos, nie ociągałem się długo - pierwsze co, to przywitałem się z mamą i Jesse. Zaraz po ty pojechałem na swojej deskorolce pod dom Amy. Nie pomyślałem wcześniej, co powinienem powiedzieć, lecz starałem się tym nie przejmować. Wszedłem zawsze otwartą furtką, deskorolkę rzuciłem gdzieś w kąt i zapukałem do drzwi. Otworzyła mi strasznie odmieniona, młodsza siostra Amy - Justie.

-Hej! Głupio mi tak nachodzić was w domu, ale... jest może Amy? - starałem się uśmiechać.
-Amy nie ma, ale wejdź do środka - zamiast Justine, odpowiedział mi jej tata, który niewiadomo kiedy, pojawił się w drzwiach.
       Za jego poleceniem skierowałem się do kuchni. Zostałem poczęstowany herbatą, a na przeciwko mnie, przy stole, usiedli państwo Seyfried. Czułem się dość dziwnie, ale cierpliwie czekałem. No, może nie do końca cierpliwie, bo nadal nie wiedziałem, czy Amy jest w domu.
-Na razie nie zastaniesz Amy w domu. Pojechała na wycieczkę do Francji i nie mówiła, na ile - zaczęła mama dziewczyny.
-Mhm, rozumiem - przytaknąłem patrząc się w kubek.
-Ale... - kontynuowała kobieta.
-Ale chcieliśmy trochę z tobą pogadać - dokończył gospodarz domu.
       Znów przytaknąłem i dałem znak, żeby mówił dalej.
-Myśleliśmy nad tym dość długo - przyznał i po westchnięciu dodał: - Wiemy, że Amanda nie jest już z tym, jak mu tam - zaciął się patrząc z prośbą na żonę.
-Cooperem.
-Tak, Cooperem.
      Co?! To oznacza, że Amy jest już wolna... Zerwali, więc może będzie chciała do mnie wrócić... Dopytywałem dalej.
-Spokojnie, Bradley - zachichotała pani Seyfried na widok mojego zaskoczenia.
-Znamy już trochę swoją córkę - zaczął jej mąż.
-I wiemy, że miewa szalone fantazje - uzupełniła jego żona.
-I domyślamy się, że zależy jej na tobie.
-Pojadę do niej - powiedziałem znienacka. - Pojadę do tej Francji i znajdę Amy.
-Jesteś pewien? Podejrzewam, że pewnie ubzdurała sobie romantyczne wieczory pod Wieżą Eiffla, ale jednak... - westchnęła kobieta.
-Zrobię to.... I tak nie mam już nic do stracenia - odparłem.
-Skarb znalazła ta moja córka - stwierdziła cicho rodzicielka Amandy, na co tylko lekko się uśmiechnąłem.

      Następnego dnia byłem już gotowy. Co prawda, Connor i Tris z Jamesem na czele wyśmiali mnie i tylko Vanessa pomogła mi w zorganizowaniu wyjazdu. Planowałem dostać się do Grecji, stamtąd Daniel z naszej szkoły podwiózłby mnie do Włoszech, a dalej musiałbym kombinować.



Uuufff, udało mi się! :3
Jeśli śledziliście FB, to kojarzycie pewnie, że miałam "mały" problem z napisaniem tego rozdziału... Sama nie wiem, czemu szło mi tak kiepsko, miałam jakąś zaporę, słów mi brakowało... Nie raz siedziałam nad pustą kartką, ale co tam, nieważne - mamy rozdział! ^-^

Co tu mogę dodać - kocham Francję! Tym bardziej byłam zdziwiona, że rozdział, w którym ją opisuję, sprawi mi taki problem, ale najwyraźniej tak miało być :p
Mam nadzieję, że chociaż wam podoba się choć trochę, bo ja jestem średnio zadowolona....

Jeśli jesteśmy już w takim "fhansuskim klimacieee" (XD), to polecam zapoznać się z twórczością Indili ^,^ Jej piosenki są świetne! :D Klik - "Love Story"
Szczerze wam się przyznam, że bardzo chciałabym uczyć się francuskiego... Ale jak na złość w moje szkole do wyboru był tylko niemiecki jako drugi język obcy no i... Eh, nie lubię niemieckiego. 

Pochwalcie się, jakich wy uczycie się języków, czy lubicie Francję, co sądzicie o rozstaniu Damandy? Nie wiem, jak ich nazwać, ale było minęło, więc nie potrzebujemy nazwy tej pary, hah :D

10 komentarzy = Rozdział 11#
Pozdrawiam,
Marysia c:

sobota, 3 stycznia 2015

~2~ Rozdział 9# "W domu"

Mam pytanie do was, czytelników, a raczej prośbę o radę.


~Amy 


      Nie mam zielonego pojęcia, czemu całowałam się z Bradem. Co we mnie wstąpiło? Dawno skończyliśmy ten związek! Nie powinnam była go całować, o nie, nie, nie! Jestem strasznie głupia... Dobrze, że udało mu się uciec przed Dominiciem. Co by było, gdyby nas nakrył? Ojej... A później doszły by tabloidy. Wolę nie myśleć, co by o mnie pisali.
       Czemu jestem tak okropna? Przecież jestem z Dominiciem. Pomijając media, jak on by się czuł, gdyby się dowiedział? A był już blisko. Weszliśmy oboje do pokoju dziewczyn, a w środku siedział Brad. Na szczęście Domi nie wpadł na pomysł, że Bradley odwiedził wcześniej mnie, ale to i tak było podejrzane.
        Dziwnie się czułam po tych pocałunkach. Z jednej strony byłam zła na siebie. To nie było w porządku, zwłaszcza wobec Dominica.
        A z drugiej? Oh, to było cudowne! Znów zatopić się w ustach Bradley'a, tych cudownych, miękkich, oddających pocałunki z namiętnością i uczuciem. A nie niepewnością i strachem jak u Dominica. Czasem się czułam, jakby Dominic się mnie bał. Czemu?

      Na święta wróciłam do domu, na Zakintos. Dawno nie widziałam się z rodziną. Jak się dobrze zastanowić, to całe dwa lata. Stęskniłam się za wszystkimi bardzo. Nie miałam zbyt dużego kontaktu z rodziną podczas wyjazdu. Głowę zaprzątała mi Mamma Mia i kłopoty sercowe.
      Do domu wróciłam sama, nie chciałam, żeby Dominic jechał ze mną. Potrzebowałam spotkać się z rodziną i starym domem. Zaplanowałam, że któregoś dnia przespaceruję się po wyspie. Byłam ciekawa, jak dużo się zmieniło. Czy w ogóle coś się zmieniło.
       Z Grecji na Zakintos przypadkowo płynęłam tym samym statkiem, co dwa lata temu w drugą stronę. Nie pamiętałam jego nazwy, dlatego nie zwróciłam na nią uwagi przy kupowaniu biletu. Poznałam statek dopiero po wejściu na pokład. I przypomniało mi się, jak opuszczałam wyspę i przyjaciół. Myślałam wtedy coś o linie nas łączącej... Zastanawiałam się, czy jest dość gruba, by przetrwać taką rozłąkę. Teraz już mam odpowiedź. Z Vanessą byłam mocno związana, nie rozdzieliłyśmy się, utrzymywałyśmy cały czas dobre kontakty. Ale ona dołączyła do mnie po jakimś czasie, więc nie byłyśmy od siebie oddalone.
       A Brad? Czy za mało nas łączyło, abyśmy przetrwali? Można powiedzieć, że tak. Ale jednak czuję, że coś pcha nas z powrotem do siebie. Może to tylko moje urojenia... Może wmawiam to sobie, bo... Właśnie, dlaczego? Czy ja naprawdę chcę do niego wrócić? Zostawić Coopera i być znów z Simpsonem? Nie umiem tak. Będzie mi szkoda Dominica. Nie chcę skakać od jednego do drugiego w kółko.
      To bez sensu.

      Opierałam się o barierkę na statku.
-Panienka się czymś martwi? - usłyszałam dziwnie znajomy męski głos.
      Odwróciłam się w jego stronę i ujrzałam mężczyznę w okularach przeciwsłonecznych i jakimś kapeluszu.
-Nie, dlaczego pan pyta? - odparłam po chwili.
-Martwię się. Długo panienki nie widziałem - powiedział mężczyzna, po czym zdjął okulary i kapelusz.
-Tatuś! - krzyknęłam i rzuciłam mu się na szyję. - Co ty tu robisz?
-Wyśledziłem cię w Grecji - zaśmiał się. - Dobra, żartuję. Byłem na zakupach i wtedy cię znalazłem, później miałem problem złapać cię w tłumie i tak dalej...
       Uśmiechnęłam się tylko i jeszcze raz przytuliłam do rodzica.
-Czemu przyjechałaś sama? - zapytał po chwili.
-Stwierdziłam, że tak będzie lepiej - przyznałam.
       Zawiał chłodny wiatr i poczułam jak na mojej skórze pojawia się gęsia skórka. Mój tata zauważył, że zatrzęsłam się z zimna i od razu zaproponował mi swoją kurtkę.
-Od kiedy jesteś taki hojny? - zaśmiałam się, ale wzięłam okrycie.
-A co, nigdy nie byłem?
-Raczej rzadko - odparłam.
      Tata tylko westchnął. Przez dalszą drogę opowiedział mi, co działo się na wyspie, wspominał coś o wizycie mojej babci i dziadka, czyli jego teściów, o szkole Justie itd. Zapomniałam, że ona jest już w gimnazjum! Dopiero co była taka mała. Niby tylko dwa lata, ale mam wrażenie, że to jakoś bardzo dużo.

      Kiedy statek przybył już do brzegu, omiotłam tylko wzrokiem przystań. Tą samą przystań, na której żegnałam się z przyjaciółmi, z Bradem. Pamiętałam tą scenę, jak żadną inną.


"-Brad? - wyszeptałam po paru minutach - Przyrzekaj mi, że...

-Przyrzekam - odpowiedział, również szeptem, nie dając mi dokończyć.
-Będę bardzo tęskniła...
-Ja również.
Nie wytrzymałam. Wybuchnęłam rzewnym płaczem i znów przycisnęłam się do ciała Brada.
-Ja-ja nie potrafię! - krzyknęłam gdzieś w jego koszulkę.
-Spokojnie, dasz radę! - odpowiedział chłopak, lecz wyczułam, że sam zmaga się ze łzami.
-Nie mogę was tu zostawić, nie mogę zostawić ciebie...
-Amy...! Masz szansę zyskać sławę, nie możesz jej zmarnować! - odkrzyknął.
Kątem oka zauważyłam, jak Vanessa również wybucha płaczem i chowa się w Connora.
-Nie wytrzymam bez ciebie - wyszeptałam.
-Kocham cię - odparł, a po jego policzku popłynęła jedna gruba łza.
Pocałował mnie tak czule, jak nigdy dotąd. Wiedziałam, że nigdy nie zapomnę tej chwili. Jeszcze jeden raz zanurzyłam rękę w jego lokach, tak aby na zawsze zapamiętać ich fakturę..."

      Nie, chyba nie dam rady. Będę musiała do niego wrócić. Jeszcze nie wiem, co zrobię z Dominiciem, bo nie mogę tak po prostu z nim zerwać, ale coś się wymyśli.
     Teraz musiałam przestać myśleć o tym. Chcę się delektować spotkaniem z rodziną i powrotem do domu. Z portu tata zawiózł nas do domu autem. Nawet zapach w samochodzie był cały czas taki sam. To dość wzruszające, taki powrót do domu, zwłaszcza, że wcześniej go nie opuszczałam na aż tyle.
-Zmieniło się coś? - zapytałam taty, siedzącego na fotelu obok.
-Chyba nie - mruknął skupiony na jeździe, a po chwili zapytał: - Na jak długo chcesz zostać na wyspie?
-Nie ma pojęcia. Na pewno do końca roku, a później zobaczymy - odparłam zgodnie z prawdą.
      Chciałam zostać w domu dłużej, ale myśl o powrocie do Brada wypełniła mnie jakimś ciepłem, którego nie mogłam odepchnąć.
      Samochód stanął przed garażem, a my z tatą skierowaliśmy się w stronę drzwi wejściowych. Rodzic zmagał się z moją wielgachną walizką, a ja szłam spokojnie niosąc tylko swoją małą torebkę. Chyba za bardzo przyzwyczaiłam się do obsługi w hotelach... Mogłam mu trochę pomóc.
      Weszłam do domu bez pukania.
-Cześć rodzinko, już jestem! - krzyknęłam w progu.
-Amy? - usłyszałam głos swojej mamy, która znów siedziała w kuchni. - Ale krótka ta podróż!
-Tata mnie podwiózł z portu, tak to bym się wlekła jeszcze pół godziny - zaśmiałam się podczas wtulania się w rodzicielkę.
-Ale się dawno nie widziałyśmy - westchnęła.
-Justie, Amy już jest! - krzyknął mój tata, a po chwili słychać było odgłos kroków dochodzący ze schodów.
        Moim oczom ukazała się zupełnie inna dziewczyna niż ta przed dwoma laty. Zamiast warkoczyka i różowej sukienki miała czarne rurki, obcisłą bluzkę, a długie, gęste włosy z brązowym ombre przeczesane były na prawą stronę.
-Ale się zmieniła - powiedziałam bezdźwięcznie. - Heeej!
-Amy! - siostra przywitała się ze mną i przytuliła mnie. Była już prawie mojego wzrostu!
-Nie mówiłaś, że przefarbowałaś włosy!
-Zrobiła to potajemnie - mruknęła mama.
-Co?! - zdziwiłam się i zachichotałam.
-I tak by mi nie pozwolili - Justine wzruszyła ramionami.
-Chodźcie, przygotowałam dla nas deser - zawołała nas mama do kuchni.
-Ty? - moja siostra była zaskoczona. - Nigdy nie robisz deserów.
-Amy przyjechała, to musiałam ją przywitać czymś nowym.
         Spojrzałyśmy na siebie znacząco i zachichotałyśmy. Na szczęście dobre kontakty z siostrą zachowałam. Posłusznie poszłyśmy do kuchni i usiadłyśmy przy stole. Mama przygotowała dla nas wielkie, mleczne koktajle - dla mnie wiśniowy, dla Justie malinowy, dla taty kawowy, a mamy cytrynowy. Dostaliśmy słomki w odpowiednich kolorach i mogliśmy się delektować.
-Opowiadaj, córuś, jak to jest w tym Hollywood? - zaczął tata.
-Oh, co tu dużo opowiadać - powiedziałam ogólnie. - Nasza obsada była miła, inni pracownicy też. Nie narzekam.
        Rodzice zrobili mi długi wywiad, co tam, jak tam, a potem poszłam do pokoju rozpakować swoje rzeczy. Od razu przyszła do mnie Justie i usiadła po turecku na łóżku.
-Podobno zerwałaś z Bradem - walnęła prosto z mostu. - Wszędzie o tym trąbią.
       W tamtym momencie grzebałam w walizce, ale po wypowiedzi siostry szybko obróciłam się do niej. Popatrzyłam z oburzeniem.
-Po pierwsze - to było rok temu. Po drugie - nie chcę o tym mówić - westchnęłam.
-Ok. Rozumiem - Justie wzruszyła ramionami. - Wiesz, że jestem z Billym? - pochwaliła się.
-Serio? - szczerze się zdziwiłam. - Ale ja go dawno nie widziałam...
-Chcesz zdjęcie? - zapytała z uśmiechem.
-No pokaż.
      Siostra zerwała się w mgnieniu oka do swojego pokoju i równie szybko z niego wróciła. Podała mi ramkę w kształcie serca przedstawiającą brata Vanessy.
-Wow! Ale się zmienił... - szepnęłam na widok chłopaka w ciemnych włosach do ramion,bez koszulki. Czy on chodził na siłownię?
-Jesteś z Dominiciem? - znów zapytała farbowana brunetka, ni stąd ni zowąd.
-Tak - odparłam bez uczucia.    
-I jesteś z nim szczęśliwa? - dodała podejrzliwym tonem.
-Tak - próbowałam zabrzmieć stanowczo, lecz po chwili dodałam: - Nie wiem...
       Justie to przemilczała, patrzyła na mnie z zażenowaniem.
-Po tym ostatnim Gwiazdkowym Balu... No musiałam tańczyć z Bradem... A później on Hallelujah zaśpiewał... A później do mnie przyszedł, do hotelu.... I całował - wyznałam na wytłumaczenie.
      Siostra zrobiła wielkie oczy.
-Ty go kochasz. Cały czas - stwierdziła tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Oj przestań...
-A zaprzeczysz? Przecież to czuć od ciebie.
-Wcale nie!
-Dam ci radę, jeśli mogę - zaczęła.
-A jeśli nie możesz?
-To i tak ci dam. Słuchaj, zrób sobie dobry spacerek po wyspie, tak, pod pretekstem powspominania dzieciństwa. Od razu przypomnisz sobie czas spędzony z Bradem, aż zachce ci się do niego wrócić. Mówię ci, tak będzie.
-Muszę się rozpakować - odparłam, żeby ominąć realizację jej pomysłu.
-Ja cię rozpakuję, idź, idź.
-Czemu tak ci zależy, żebym do niego wróciła?
-Nie chcę, żebyś później żałowała. Poza tym, to jego wolałabym zobaczyć na ślubie, niż jakiegoś, kurczę, Dominica!
-Co? - zaśmiałam się.

       Skończyłyśmy rozmowę i zrobiłam tak, jak poleciła mi Justine. Właściwie nie wiem, dlaczego zgodziłam się na ten samotny spacer. Chyba naprawdę potrzebowałam pretekstu, by wrócić do Brada...
       Szłam ulicą, przy której stał mój dom. Zapięłam swoją bordową bluzę. Od czasu mojej szesnastki na Zakintos śnieg spadł tylko raz, choć zorientowałam się, że w tym roku było dość zimno. Ale bez przesady, szłam w krótkich spodenkach, tylko rajstopy miałam do tego. Słońce miało zajść za jakiś czas, więc stwierdziłam, że najpierw pójdę na plażę. Wpadłam na świetny pomysł. Zawróciłam i skierowałam się w stronę tajemniczej ścieżki prowadzącej do zatoczki. Tej tylko mojej i Brada... No i Van.
       Korzystając z okazji, że znów przechodzę koło domu, wstąpiłam po Fina. Kochany pies, to dzięki niemu trafiłam na tamtą plażę. Ucieszył się, jak na widok nowego przysmaku. Później szedł grzecznie blisko mojej nogi, tylko czasem wąchając coś na trawniku. Byłam już bardzo blisko ścieżki, kiedy jakaś dziewczyna zawołała moje imię. Automatycznie przystanęłam i rozejrzałam wokół. Podbiegła do mnie blondynka, może trochę starsza od Justie.
-Myślałam, że nigdy cię nie spotkam! - wydyszała zmęczona biegiem za mną. - Nazywam się Lily, jestem twoją fanką! I kocham Mamma Mię!
-Oh, bardzo mi miło - zarumieniłam się. Od kiedy ja mam fanki?
-Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, gdy dowiedziałam się, że też tu mieszkasz! A jak nie mogłam się doczekać aż wrócisz do domu...!
-Szczerze ci powiem, że po raz pierwszy spotykam jakąś fankę - wyznałam lekko intonując ostatnie słowo.
-Naprawdę? Uwierz, jest nas pełno. Mamy taką grupę na Facebook'u, nazwaliśmy ją Team Seyfried i mamy ponad pięciuset członków i wszyscy cię uwielbiamy!
-Wow - naprawdę mnie zaskoczyła. - Nie wiem, co powiedzieć.
-A podpiszesz mi się gdzieś? - poprosiła Lily.
-Jasne!
-Too... Hmm... Może tu - wyciągnęła moje zdjęcie, na którym Dominic niesie mnie na rękach, to z Mamma Mii. - Tak, tak, noszą zawsze ze sobą twoje zdjęcie - zaśmiała się. - A tak naprawdę, to żartuję. Wyszłam z nadzieją, że cię spotkam.
       Uśmiechnęłam się tylko i podpisałam zdjęcie.
-A mogę prosić też o fotkę? Inaczej nie uwierzą mi, że cię spotkałam. Pewnie niektórzy też stwierdzą, że to photoshop, no ale...
-Wstawię do siebie, to będą musieli uwierzyć - zaśmiałam się.
-Naprawdę? - uradowała się dziewczyna.
      Zrobiłyśmy sobie śmieszne selfie, a ja tylko zastanawiałam się, o co jeszcze mnie Lily poprosi.
-I... Muszę ci zadać pytanie - powiedziała jeszcze.
-No dobrze.
-Jak nie chcesz, to nie odpowiadaj... Dlaczego zerwałaś z Bradem? Nie chcesz do niego wrócić? - powiedziała cicho. - Uwielbiam też The Vamps - dodała.
-Jeśli mam być szczera - wzięłam oddech. - Teraz to już sama nie wiem. I nie mówię tego, żeby ominąć temat, ale tyle się dzieje, że mam strasznie mieszane uczucia. Tylko... Prosiłabym cię - nie wspominaj o tym w internecie, dobrze? Nie chcę, żeby się wydało - zagryzłam wargę.
-Masz moje słowo! - wykrzyknęła Lily z ekscytacją. - Tato, mamo, strzegę sekretu Amandy Seyfried, wooooow! Nie chcę tego robić, ale muszę już spadać, obiecałam pomóc siostrze. Ale proszę, muszę się z tobą spotkać jeszcze kiedyś - dodała błagalnym tonem.
-Masz mój telefon - podałam jej karteczkę ze stosiku, który zawsze ze sobą noszę. - Zadzwoń do mnie kiedyś. Tylko nie podawaj innym - ostrzegłam.
-Nie martw się, lecę, pa! Uwielbiam cię - krzyknęła jeszcze i biegiem ruszyła w przeciwną stronę niż ja.

       Dziwna sytuacja. Miałam fanów. Dziwne, naprawdę.
       Szybko zapomniałam o spotkaniu. Nie to, że nie obchodziła mnie ta dziewczyna, która chyba naprawdę mnie lubiła. Nie, po prostu głowę zaprzątniętą miałam Bradem.
      Tak, nim. Niestety. Widziałam jego oczy patrzące niegdyś we mnie, przypomniałam sobie fakturę jego loczków. I to jak przytulałam się do jego klatki piersiowej, może nie umięśnionej jakoś bardzo, lecz takiej... Idealnej.
      Znowu to słowo. Czemu wszystko w Bradzie musiało być dla mnie idealne?

      Zdążyłam dojść na plażę akurat, kiedy słońce było już zanurzone w morzu. Przysiadłam w tym samym miejscu, co wtedy, gdy się poznaliśmy. Znów ukłuło mnie wspomnienie wzroku Brada. Przypomniałam sobie piosenkę Arctic Monkeys, którą zaśpiewał nam później. Uwielbiał ich... A ja nic o nich nie wiedziałam.
      Czy to ważne? Stwierdziłam, że nie mam na nic siły i położyłam się na piasku. Chciałam mieć Brada. Chciałam,  żeby był przy mnie. Żeby szeptał do mnie na ucho, bawił się włosami, całował, gilgotał, jak w pokoju 537.
      A Dominic? Chyba będę musiała z nim zerwać. Ale nie umiem! Za bardzo mi go szkoda, żeby sprawić mu coś takiego. Już nawet nie chodzi mi o opinię ludzi na mój temat.
     Pewnie jutro będę myślała inaczej. Piasek plaży działał na mnie. Wszystko wydawało się jakieś prostsze, tu, nad morzem. W domu.
      Poleżałam tak jeszcze dobre dziesięć minut, po czym wstałam i skierowałam się do restauracji Sunlight blisko portu. Lubiłam ją bardzo, więc to był chyba dobry pomysł. W środku powitał mnie znajomy kelner, pan Don i od razu zawołał:
-Amanda! Widziałem ten film z tobą! Boski, na Zakintos wszyscy cię teraz uwielbiamy! - posłałam mu ciepły uśmiech. - Oczywiście herbatka z nutą wiśni? - przytaknęłam.
      To miłe, że tak dużo osób wiedziało, jaki jest mój ulubiony smak... wszystkiego.
      Posiedziałam trochę w Sunlight, a potem poszłam jeszcze do kina. Oczywiście zewsząd napadły na mnie plakaty Mamma Mii, na których całowałam się z Dominiciem. Miałam już ich dość. W filmie mieliśmy grać zakochanych, lecz w końcu zaczęłam grac taką tez w prawdziwym życiu. Chyba.
       Bezwiednie poszłam na jakiś film akcji. Podałam pierwszy lepszy tytuł, gdy biletoman zapytał mnie o seans. Później męczyłam się oglądając zabijających się nawzajem ludzi. Masakra. Zaraz po tym, jak na ekranie pojawiły się napisy końcowe, wybiegłam z teatru.. Co jeśli jest tu więcej takich "fanów" i wszyscy zaraz mnie napadną?
       Natomiast, gdy wróciłam do domu, dowiedziałam się, że The Vamps wracają na wyspę. Ekstra! Spotkanie będzie nieuniknione. Znowu. Bałam się, że wpadnę Bradowi w ramiona, wbrew własnej woli. Może i chciałam do niego wrócić. Właściwie, było to chyba silniejsze ode mnie, a conajmniej tak mi się wydawało podczas spaceru. Później postanowiłam wybrać się na wycieczkę. Do Paryża. Zawsze chciałam zwiedzić Frację i jej stolicę. Może nikt nie wpadnie na to, że omijam vampsów...
  




Wracamy na naszą wysepkę!
Byłam bardzo miło zaskoczona ostatnim nawałem komentarzy, jesteście kochane *-* ♥
Dzięki takim komom aż chce mi się pisać ;3

Oj, Amanda, Amanda, Amanda, kieby rękawicka... Nieee, może nie będe śpiewała kolęd, hah :p Amy kombinuje, zobaczymy, co z tego wyniknie ^,^
Swoją drogą... Co powiecie o vampsach w opowiadaniu fantasy? :3
Wiecznie jestem na siebie zła, że piszę za krótkie rozdziały, ale jak czasem próbuję coś z nich jeszcze wycisnąć, aby były dłuższe, to wychodzi masakra ;d Nie miejcie mi tego za złe ;_;

Nie pytałam poprzednio, ale co powiecie na temat nowego szablonu? Sama go zrobiłam, hihi ^.^

Liczę na wasze komentarze, kociaki <3

10 komentarzy = Rozdział 10#

Pozdrawiam,
Marysia ♥