poniedziałek, 29 grudnia 2014

~2~Rozdział 8#:"Tam, w pokoju numer 537"




~Brad 
    
     Gwiazdowy Bal odbył się trzy dni przed wigilią Bożego Narodzenia, więc wszyscy mieliśmy jeszcze czas, aby dotrzeć do swoich rodzin w swoich domach i razem z nimi świętować. Jednak zanim to obmyśliłem pewien plan. Musiałem koniecznie porozmawiać z Amy, lecz nie mogłem tego zrobić przy Dominicu. Przyda się odrobina prywatności, gdy będę z nią rozmawiał.
      Poprosiłem chłopaków o pomoc. Doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie, jeśli odwiedzę Amandę w jej hotelowym pokoju. James zaciągnie Dominica na siłownie, którą oboje uwielbiają. Tak się złożyło, że większość gwiazd obecnych na Balu gościło właśnie ten hotel, ze względu na jego bliskie położenie do budynku, w którym zabawa się odbyła.  Niektórzy jeszcze z niego nie wyjechali, więc niejedną osobistość mogliśmy spotkać. Jamesowi udało się nawet poflirtować z Taylor Swift, którą uwielbiał.
       Napisałem sms’a do Jamesa, aby dowiedzieć się, czy mogę wchodzić już do pokoju Amandy i Dominica.
Ja: I jak? Idziecie już?
James: Tak, droga wolna. Powodzenia :p
Ja: „Nie, dzięki” :D
        Szybko wsiadłem do windy, przed którą czekałem na wiadomość od kumpla. Przemyślałem jeszcze raz, co najlepiej powiedzieć. Stresowałem się, to prawda. W końcu winda stanęła i już myślałem, że będę wysiadał, lecz okazało się, że po prostu ktoś inny wsiadał do środka. Drzwi się rozsunęły, a w nich stanęła… Chrissy Costanza.
-Bradley! – wykrzyknęła na mój widok. – Miło cię znów widzieć. Ale czy wy nie macie pokoju gdzieś niżej?
-Jadę w gości – wyjaśniłem. – A ty? Nie wiedziałem, że też tu jesteś.
-No tak jakoś wyszło – uśmiechnęła się tym swoim uroczym uśmiechem. – I co tam u ciebie? Wyjaśniło się coś z…
-Eh, rozumiesz – westchnąłem.
-Ojć, przepraszam, może nie powinnam pytać.
-Nie, spokojnie. Szczerze, to właśnie do niej jadę. Musimy pogadać – uśmiechnąłem się lekko.
-Oh, no to powodzenia!
-Przyda się.
     Tym razem winda zatrzymała się na piętrze Amy. Pożegnałem Chrissy i wysiadłem. Czemu co chwila wpadam na tą dziewczynę?
    
     Stanąłem przed drzwiami do pokoju 537. Wziąłem głęboki oddech. Cicho zapukałem. Usłyszałem nadchodzące kroki, a zaraz po tym drzwi otworzyły się i stanęła w nich Amy. Dziewczyna moich marzeń, całe moje serce… Dużo by tu wymieniać.
-Co ty tu robisz? – szepnęła.
-Chciałem pogadać – wyjaśniłem.
     Dziewczyna głośno westchnęła i wpuściła mnie do środka.
-Chcesz się czegoś napić? – spytała jak gdyby nigdy nic.
-Możesz nalać.
-Siadaj tutaj – wskazała mi krzesło w małej kuchence, a sama usiadła naprzeciwko.
      Nalała nam obojgu Pepsi. Nie wiedziałem od czego zacząć, lecz w końcu Amy zrobiła to za mnie.
-To wy zaciągnęliście Dominica na siłownie, co? – domyśliła się.
-Eh, no tak – przyznałem z niechęcią.
-Taa…
      Siedzieliśmy w bardzo niezręcznej ciszy. Nie mogłem znieść tego dłużej:
-Dlaczego to wszystko tak wyszło? Przecież… Przecież było nam tak dobrze – wyszeptałem.
-Ja nie wiem. Sam sobie musisz na to odpowiedzieć – odparła drętwo, bawiąc się przy tym szklanką i nie patrząc na mnie.
-Amy – westchnąłem. – Wyjaśnijmy sobie to wszystko, ok?
-Brad, daj mi spokój! – dziewczyna zdenerwowała się

~Amy

      Brad przyszedł do naszego pokoju akurat wtedy, gdy Dominic poszedł z Jamesem na siłownie. Przypadek? Dziwnie rozmawiało mi się z chłopakiem. W pamięci miałam jeszcze wczorajszy taniec, Hallelujah. Jeszcze na dodatek zachciało mu się wszystko dzisiaj wyjaśniać. Zdenerwowałam się, bo to spotkanie od samego początku wywarło na mnie stres. Po prostu bałam się tej rozmowy.
-Nie rozumiesz, że ja tak nie mogę? Muszę chociaż wiedzieć, co zrobiłem źle! Czemu o tym nie porozmawialiśmy, musiałaś zrywać tak… tak bez słowa? – chłopak też wydawał się być podirytowany.
-Skoro tego nie zrobiłam, to najwyraźniej nie mogłam.
-Ale gdzie powód? Co takiego się stało, że to skończyłaś? – cały czas pytania, pytania, pytania! Za dużo tego…
-Nie rozumiesz, że źle się czułam z tym wszystkim? Wy wszyscy byliście w trasie, a ja sama na planie filmowym. Cierpiałam, cierpiałam, bo nie było tam ciebie – wyrzuciłam to w końcu.
-I nie mogłaś tego powiedzieć? Zrobiłbym coś, cokolwiek, gdybyś tylko powiedziała!
      Ze zdenerwowania chciało mi się płakać i łzy samoczynnie zaczęły kapać z mojej brody. Może i Brad mówił prawdę i to ja popełniłam błąd?
-Nie mogłam…
-Później też… Nie skontaktowałaś się ze mną, aby porozmawiać. Zerwałaś w mailu, urwałaś kontakt. Nie pomyślałaś, jak ja to przeżywałem?
-A ty? Ty myślisz, że ja się dobrze czułam z tym wszystkim? Że po zerwaniu tańczyłam z radości i od razu poleciałam w ramiona Dominica? Nie wiem, kto tu bardziej cierpiał, ale myślisz tylko o sobie! – wstałam od stołu i podeszłam do otwartego okna, aby trochę ochłonąć.
-Właśnie. Dominic. Czy to on? Mogłaś powiedzieć, że nagle spodobał ci się inny – wydukał z niechęcią Bradley.
-Przecież to nie przez niego! – krzyknęłam. Czy on naprawdę myślał, że to tylko Dominic jest powodem naszego zerwania? – Związałam się z nim później, bo potrzebowałam jakiegoś oparcia. Nawet się nie odezwałeś po zerwaniu, nie próbowałeś nic zrobić, nie obchodziło cię to.
-Nie miałem siły, bałem się tego, rozumiesz?
-Zaraz zwariuję… - jęknęłam i oparłam się o ścianę.
      Nastała chwila ciszy. Głośno oddychałam, nie patrzyłam na Brada tylko w podłogę. Usłyszałam, jak chłopak powoli podchodzi w moją stronę. Stał tuż przy mnie i czułam jego wzrok na sobie. Delikatnie złapał moją twarz w swoje dłonie i odwrócił ku sobie. Patrzyliśmy sobie w oczy i po chwili chłopak przełożył jedną rękę na moje prawe ramię, po czym zjechał nią do mojej dłoni. Ścisnął ją dość mocno, lecz nie za mocno. Tak idealnie.
-Kocham cię cały czas – wyszeptał i przeniósł swój wzrok gdzieś w bok.
     Teraz ja włożyłam swoją rękę w jego włosy. Bez słowa musnęłam ustami jego usta. Poczułam jak chłopak puszcza moją dłoń i swoją kładzie na moim biodrze. Oddał pocałunek ze zdwojoną siłą. Zaczęłam delikatnie się uśmiechać. To wszystko było takie głupie!
      Zamieniliśmy się rolami i teraz to nie Brad przygważdżał mnie do ściany, lecz ja jego. Po minucie, może więcej, przerwaliśmy pocałunek. Głośno zachichotałam.
-Hej, o co chodzi? – zapytał brunet również z uśmiechem.
-Nie wiem, to nie ma sensu – powiedziałam i roześmiałam się jeszcze głośniej, bo chłopak zaczął mnie gilgotać.
      Krzyknęłam i uciekłam do sypialni. Przeskoczyłam ogromne dwuosobowe łóżko i schowałam się za nim. Brad oparł się obiema rękoma o ramę od drzwi do pokoju i zajrzał do środka.
-I tak cię złapię!
      Wychyliłam lekko głowę zza łóżka.
-Akuku! – krzyknęłam i znów się schowałam.
-Wiem już, gdzie jesteś – powiedział i zaśmiał się.
      Powoli obszedł łóżko dookoła, a ja ze śmiechem weszłam pod mebel i pod nim przeszłam na drugą stronę. Zamknęłam w między czasie drzwi, żeby uniemożliwić Bradowi ewentualną ucieczkę. Tym razem chłopak oparł swoje ręce o łóżko z drugiej strony i tylko się patrzył. Nadal na łóżku, na czworakach podeszłam do Bradley’a. Klęcząc zarzuciłam ręce na jego kark i pocałowałam. Ten przewrócił mnie, więc leżałam na łóżku, po czym sam też się na nie wdrapał. Po chwili przekręciliśmy się całując, tak, że to Brad leżał, a ja opierałam się nad nim. Oddawał mi mocne pocałunki, a kiedy ja bawiłam się jego włosami na oślep, znów zaczął mnie gilgotać. Dostałam kolejnego ataku śmiechu, zaczęłam się trząść. Chłopak trzymał moje biodra, lecz nie wytrzymałam i spadłam z łóżka. Szybko się podniosłam i uciekłam… do szafy. Zamknęłam ją i uniemożliwiłam Bradowi otwarcie mebla. Ten szarpał się przez chwilę i dałam za wygraną, więc otworzył drzwiczki. Szafa była wielka, więc spokojnie się w niej mieściłam. Bradley znów rzucił się na mnie i mocno gilgotał. Nie poddawałam się i gilgotałam również jego. W między czasie chłopak całował mój obojczyk, później szyję...
      Nagle usłyszałam szarpnięcie klamki. Na szczęście wcześniej zamknęłam drzwi na zamek. Szepnęłam do Brada, żeby ukrył się w szafie, co szybko zrobił. Co prawda chowanie się w szafie może dziwnie się kojarzyć, no ale… Nie robiliśmy tu nic takiego.
       Wyszłam z sypialni, po drodze poprawiłam swoją zieloną koszulę, która podwinęła się podczas ataku gilgotek.
-O, tak szybko wróciłeś? – zdziwiłam się na widok Dominica.
-Nie umiem dogadać się z Jamesem, miałem dość – wyjaśnił.
      Szybko rozejrzałam się po mieszkaniu. Dobrze, że wcześniej schowałam szklanki po napoju. Dominic zdziwił by się, gdyby je zobaczył. Przecież nie piję z dwóch szklanek. Musiałam jakoś odwrócić uwagę chłopaka, aby umożliwić Bradowi ucieczkę.
-Wiesz co? Zostaw drzwi otwarte, musi się tu trochę przewietrzyć – poleciłam Dominicowi.
-Okey – odparł ze zdziwioną miną.
      Myślałam pośpiesznie. Co tu zrobić, co tu zrobić? Pociągnęłam Dominica za jego koszulkę w stronę sypialni. Obróciłam go tak, aby stał tyłem do szafy, mruknęłam coś, że musimy pogadać. Zagryzłam wargę dla efektu. Najpierw przytuliłam chłopaka i położyłam głowę na jego ramieniu. Brad wychylał się z szafy, patrząc na mnie pytająco. Wpadłam na pomysł i pocałowałam Dominica. Za jego plecami pomachałam lekko ręką na znak, że Bradley może wychodzić. Po chwili znowu obróciłam swojego chłopaka, sprawiając, że był odwrócony do Brada plecami. Ten cichymi krokami wycofywał się powoli z hotelowego pokoju. Zauważyłam już tylko, jak z opuszczoną głową wyszedł za drzwi. Było mi go trochę żal, po czym odsunęłam się od Dominica.


~Brad



      Za poleceniem Amandy schowałem się do szafy w jej sypialni. Dziwnie to brzmiało. Szafa w sypialni nie kojarzy się na ogół z gilgotkową bitwą, jaka tu miała miejsce…
      Po chwili usłyszałem rozmowę Amy z jej chłopakiem, a zaraz po tym przez szparę w drzwiach ujrzałem ich wchodzących do pokoju. Dziewczyna stała przodem do mnie z bezradną miną. Później pocałowała Dominica, a przy tym machnęła ręką, że mam wychodzić. Tak też zrobiłem, a kiedy mijałem całującą się parę, oni obrócili się. Bezszelestnie wycofałem się z mieszkania.
      Widok Amandy całującej się z Dominiciem…hm… ranił mnie. Nie umiem tego inaczej opisać. Czułem ukłucie zazdrości, tęsknoty i nie wiadomo czego jeszcze.
       Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, co wydarzyło się przed paroma minutami, tam w pokoju numer 537. Wszedłem z zamiarem poważnej rozmowy. Zaczęło się sucho, bez uczucia. Po tym pokłóciliśmy się, krzyczeliśmy, płynęły łzy. W mgnieniu oka zaczęliśmy się całować, a zaraz wybuchliśmy śmiechem, ponieważ gilgotaliśmy się. Kilka minut w sypialni, których również nie rozumiem – w ciągu tych chwil namiętność mieszała się z… gilgotkami. A później przyszedł Dominic i przerwał wszystko. Ciekawe, do czego by doszło, gdyby nie przybył w tym momencie…

-Brad? Co ty tu robisz? – usłyszałem głos Carolline za sobą.
     Nie opuściłem jeszcze piątego piętra.
-Co? – Callie dogoniła mnie idącego w stronę windy.
-Eee… Zwiedzam hotel – wyjąkałem coś na poczekaniu.
-Akurat piętro z naszymi pokojami? – zapytała podejrzliwie.
-Zwiedzam wszystkie piętra…
-Tak, tak… Chodź do nas, dawno nie rozmawialiśmy – dziewczyna zaprosiła mnie do pokoju naprzeciwko Amandy.
-Nie mam zbytnio cza… - nie zdążyłem dokończyć, bo Callie zaciągnęła mnie do środka.

      Dzieliła nieduży dwuosobowy pokój z Vanessą, która podobno poszła w tym czasie do małego sklepiku na piętrze po coś do zjedzenia.
-Siadaj, kochasiu, na łóżku Van. Chyba się nie obrazi.
      Nie protestowałem. Usiadłem, jak prosiła i czekałem aż wyjaśni, czego chce.
-Zgaduję, że byłeś u Amy – powiedziała i oparła się o ścianę, siedząc na łóżku naprzeciwko.
-Mhm – odmruknąłem tylko.
-Nie chcę nic mówić, ale słychać było wasze śmiechy – zachichotała.
-Ekstra – jęknąłem. – Dużo osób tu było?
-Ja i Van, a tak to tylko aktorzy z MM. Pewnie myśleli, że to Domi – wzruszyła ramionami. – To gadaj, jak poszło.
-Nijak. Właściwie, to było to najdziwniejsze spotkanie w moim życiu – stwierdziłem. – No, pomijając, jak na moje dziesiąte urodziny przyszedł klaun, któremu najpierw odczepiłem nos, a później zabrałem perukę, krzycząc coś w stylu „Gdzie są moje naleśniki z nutellą?!” – roześmiałem się.
-Coo?! – Callie też się śmiała. – Okey, okey, nie mam pytań, hahaha!
-Brad, zmieniłeś się w komika, czy klauna – spytała Vanessa, która weszła nie wiadomo kiedy.
-To żeś trafiła! – krzyknęliśmy na raz z Carolline wywołując kolejną salwę śmiechu. Nie wiedziałem, że jest tak sympatyczna!
-Byłeś u Amy – stwierdziła Vanessa.
-Ano byłem.
-I co?
-Podobno było to jego najdziwniejsze spotkanie, pomijając klauna, który zabrał mu nutellę – powiedziała Callie śmiertelnie poważnie, a ja rzuciłem w nią poduszkę.
-Aha? – zdziwiła się Van. –Musiało pójść ci dobrze, skoro masz taki humor, Brad.
-I to jak! – rozmarzyłem się.
-Pewnie jedli nutellę, którą odebrał od złego klauna – dodała Carolline i znowu się roześmieliśmy. Tylko Vanessa kiwała głową.
-Jaką komedię oglądacie? – usłyszeliśmy nagle Amy, która weszła do pokoju z Dominiciem.
-Nieee, rozmawiamy tylko o klaunie, który ukradł Bradowi… -zaczęła ze śmiechem tłumaczyć Callie.
-Hej! Bo wyjdę na leszcza, co się przed klaunem nie umie obronić – podbiegłem do niej i zagłuszyłem poduszką, a ta zaczęła wierzgać nogami, abym przestał ją dusić.
-Ekhm – odchrząknąłem i puściłem poduszkę.
-Głupek – dodała brunetka.
      I znów zapanowała niezręczna cisza.
-A ja zjadłbym nutellę – mruknął Dominic.
-Daj spokój – odparła Amy z zażenowaniem. – To my już może pójdziemy.
-Ja też – dodałem.
-Zaczekaj! – krzyknęła Callie, a odwrócili się wszyscy trzej wychodzący.
-Eee, no, Brad, poczekaj – dodała niepewnie.

      Posłusznie pozwoliłem odejść Amy i Dominicowi. Usiadłem z powrotem na łóżku Vanessy i pytająco popatrzyłem na Callie.
-Dobra, spokój - westchnęła, ponieważ wcześniej nie mogła opanować swojego śmiechu. - Pomijając ciebie i Amy... Mam do ciebie prośbę - uśmiechnęła się delikatnie.
-Zamieniam się w słuch.
-Pogadałbyś z Triseeem? - poprosiła. - Mam wrażenie, że obraził się ostatnio...
-Jasne, mogę z nim pogadać - puściłem oko.
-To pomów przy okazji z Connorem! - dodała nagle Vanessa. - Obiecał, że się skontaktujemy, a teraz siedzi cicho.
-Eh, dobra, pogadam z nimi... Ale nie obiecuję, że to coś da - ostrzegłem.
-Dzięki! - krzyknęły obie i dały mi całusy w oba poliki.

      Pożegnaliśmy się i wreszcie mogłem wrócić do swojego pokoju. Zastanowiłem się chwilę... Dobrze wiedziałem, że mógłbym mieć prawie każdą dziewczynę - praktykowałem to już w gimnazjum. Tymczasem uparłem się na Amandę, która jak na złość nie chciała ze mną być... Później byliśmy razem długo i był to najpiękniejszy związek w moim życiu, któremu coś przeszkodziło i teraz się męczę, bo nie jesteśmy razem... Do wszystkiego doszło jeszcze nasze dzisiejsze spotkanie. Co mam myśleć? Czy Amy chce być ze mną, czy nie? Czemu mnie dzisiaj całowała?






I nadchodzę z kolejnym rozdziałem! ^.^

Zacznę od czegoś mniej związanego z fanfic'iem - jak tam wasze uczucia po świętach? Możecie pochwalić się, co dostaliście :p

A wracając - jak myślicie, co chodzi teraz Amy po głowie? Wzięło ją na całowanie Brada... Macie jakieś podejrzenia, hm? ^.^
Kto nie widział, zapraszam do zapoznania się z moim Liebster Award w poście wcześniej c:

Swoją drogą, napomknę jeszcze, że dojdę prawdopodobnie do 15 rozdziałów drugiej części Thanks'a. Chyba, że zmienię regularność dodawania i będzie ich mniej, ale dodawane częściej.
Ale nie martwcie się, mam już dość poukładane plany na następne ff. Również z Bradem w roli głównej  i resztą chłopaków na dość ważnych miejscach. Jeśli chcecie parę podpowiedzi, co do drugiego opowiadania, to śmiało piszcie :p

10 komentarzy = Rozdział 9#

Pozdrawiam, 
Marysia ♥

Spis treści



Thank You for the Music






















~2~ Thank You for the Music

~2~ Rozdział 1#: "Pierwszy wieczór w Hollywood"


~2~ Rozdział 2#: "Pierwszy dzień w trasie"


~2~ Rozdział 3#: "Somebody to You"


~2~ Rozdział 4#: Bramy, Conessa... Trallie i Trinessa? - spotkanie.


~2~ Rozdział 5#: "Chciałem, żebyś wiedziała"


~2~ Rozdział 7#:"Gwiazdkowy Bal"


~2~ Rozdział 8#: "Tam, w pokoju numer 537"

~2~ Rozdział 9# "W domu"

Liebster Award

      Dowiedziałam się, że zostałam nominowana do Liebster Awards (przez - http://laced-pl-tlumaczenie.blogspot.com ), więc z racji tego, że lubię takie różne akcje, z chęcią wezmę w tym udział c:



PYTANIA DO MNIE

1. Fanta vs. Sprite?
- Właściwie, to nie przepadam zbytnio ani za jednym, ani za drugim, lecz jeśli muszę wybierać, to Sprite ;)
2. Co chcesz zmienić w nowym roku?
-Bo ja wiem... W 2015 zakończę Thanks'a, a zacznę pisać następne ff (mam już dla was tyle pomysłów, że hoho! Nawet szablon na bloga sobie zrobiłam ^.^ ), więc na pewno chcę się na nich mocno skupić c:
3. Choinka żywa vs. sztuczna?
-W domu zawsze mam sztuczną, ale żywą bym nie pogardziła :p
4. Co myślisz na temat książki "Zniszcz Ten Dziennik"?
-Chciałam ją dostać na święta, co prawda nie dostałam, ale sobie kupię! Jak dla mnie jest to naprawdę fajna forma rozrywki, ciekawa, kreatywna itd. c:
5. Jaki jest Twój życiowy cel?
-Moje życiowe cele często się zmieniają, ale takim najbardziej stałym jest, aby rozwijać się w kierunku literackim, chcę być w przyszłości pisarką, hihi ^.^
6. Ulubione imię męskie?
-Jeśli polskie, to Antek :3 A zagranicznego chyba nie mam... c;
7. Ile chcesz mieć dzieci?
-Hmm... 2/3? :D
8. Ulubiony cytat?
-Nie mam ulubionego, bo nie zwracam na cytaty jakiejś szczególnej uwagi. Jeden, który mi się naprawdę podoba, to "You are never too old for a Disney movie" (Nigdy nie będziesz za stary/a na filmy Disney'a). A to głównie dlatego, że uwielbiam Disney'a! ♥
9. Ulubiony przedmiot szkolny i dlaczego?
-J.polski i j.angielski. Polski, bo skupia się na tym, co mnie interesuje, a angielski, bo na pewno mi się przyda, podoba mi się jego "brzmienie" i jak dla mnie jest dość prosty c;
10. Jaki masz kolor ścian w pokoju?
-Fioletowe. Przy świetle dziennym są bardziej fioletowo-niebieskie, a przy sztucznym fioletowo-różowe :p
11. Co myślisz o Nicki Minaj?
-Nie podoba mi się to, jak wygląda, piosenki ma nawet ciekawe. Nie znam jej stosunku do fanów itd. ale słyszałam, że jest dla nich miła. Dużo się wypowiedzieć nie mogę, bo mam o niej za mało wiadomości :p


MOJE PYTANIA

1. Jaki jest twój ulubiony zespół albo wykonawca?
2. Interesujesz się bardziej sportem, muzyką, czy literaturą?
3. Jesteś nocnym markiem, czy rannym ptaszkiem?
4. Twój wymarzony dom stoi w mieście, na wsi, czy może w lesie z dala od cywilizacji?
5. Jeśli lubisz The Vamps, to który z chłopaków jest twoim ulubieńcem?
6. Taylor Swift, Birdy, czy Lady Gaga?
7. Masz jakieś zwierzę domowe? Jak się nazywa?
8. Jak chciałbyś/chciałabyś mieć na imię, gdybyś mogła to zmienić?
9. Samsung, Sony, czy Nokia?
10. Jaki rodzaj książek, opowiadań lubisz najbardziej? (np. romanse, książki przygodowe itd.)
11. Najpierw czytasz książkę, a później ewentualnie oglądasz film nakręcony na jej podstawie, czy na odwrót?

      Troszeczkę nagnę zasady i nominuję nie tylko blogi z mniejszą liczbą wyświetleń/obserwujących ode mnie, ale też tych, co mają więcej. Robię to dlatego, że nie trudno jest mieć więcej czytelników ode mnie :p

NOMINOWANI


       No i muszę przeprosić, ale nie znajdę 11 osób, które mogę nominować, a nie chcę robić tego na siłę, bo nie o to chodzi... Oczywiście nie zmuszam nominowanych do brania udziału, ale jak chcą, to droga wolna :D


      I to tyle c: Myślę, że jeszcze dzisiaj wstawię Rozdział 8#, więc spodziewajcie się go wieczorkiem :3



niedziela, 21 grudnia 2014

~2~ Rozdział 7#:"Gwiazdkowy Bal"

Przeczytaj ~2~ Rozdział 7#



~Brad



      Amy zerwała ze mną. To koniec.
      Ten fakt nadal do mnie nie docierał. Jak to się stało? Kiedy? Dlaczego? Przecież tworzyliśmy cudowną parę! Nie jeden mógł nam pozazdrościć. A jednak! Stało się coś, co spowodowało, że Amy postanowiła zakończyć nasz związek.
      Najgorsze było to, że nie mogłem nic z tym zrobić. Ona siedziała gdzieś na greckiej wyspie osaczona przez zakochanego w niej Dominica. A ja? W Stanach, gdzie wraz zespołem supportowałem Taylor Swift.
      Doszedłem do wniosku, że byłem nawet w stanie zostawić tą trasę. Bardziej zależało mi na Amandzie. Na tym, co budowaliśmy przez tyle lat. Chętnie rzuciłbym teraz wszystko, aby polecieć do niej i ratować uczucie. Lecz obawiałem się, że nie mogę. Że Amy podjęła tą decyzję wcześniej. Dlaczego to zrobiła?!
      Ciężko to znosiłem. Dostałem pewnych objawów depresji. Napadały mnie myśli samobójcze, lecz nie byłem aż tak lekkomyślny, aby się zabić. Mój stosunek do samobójstw był zdecydowanie negatywny: jak można samemu odebrać sobie życie?
      Zawsze zadawałem sobie to pytanie. Niestety po zerwaniu z Amy przestałem już być pewny swojej teorii, a z mojego życia, wraz z Amy, zniknęły wszelkie kolory.


     Minął kolejny rok. Z racji tego, że zbliżały się święta, został zorganizowany Gwiazdkowy Bal, na którym pojawić miało się wiele znanych i mniej znanych gwiazd. W tym naszego zespołu. Bardzo spodobał nam się ten pomysł, tak też z chęcią wpisaliśmy się na listę obecności. Wszystko zapowiadało się ciekawie: mieliśmy spotkać Taylor Swift, z którą zdążyliśmy zaprzyjaźnić się podczas jej trasy, Ed'a Sheeran'a, cały zespół One Direction, 5 seconds of summer, Katy Perry, Ariane Grande i wiele, wiele, wiele innych.
      Problem pojawił się później. Na Bal zaproszeni zostali wszyscy aktorzy grający w okrzykniętej wielkim sukcesem Mamma Mii, a co za tym idzie - również ona.
      Pomyślałem, że po prostu nie pojawię się na Balu. Zawsze mogę znaleźć jakąś wymówkę. Niestety, chłopcy ubiegli mnie i wręcz rozkazali mi iść. Nie mogłem uniknąć spotkania z... nią.
      Od jakiegoś czasu mam problem z samym wymienieniem jej imienia. Sprawia mi to zbyt duży ból. Najgorsze jest jednak to, że jej film zyskał wielką popularność. Wielkie plakaty z jej i Dominica twarzą wisiały WSZĘDZIE. Gdzie nie poszedłem - widziałem ją, czasem całującą się z chłopakiem. Zawsze odwracałem głowę, nie mogłem znieść tego widoku. Przypominałem sobie, jak to było, kiedy na miejscu Dominica - byłem ja.
      Nie, to nie na moje siły.



~Amy




      Wszyscy aktorzy grający w Mamma Mii zostali zaproszeni na Gwiazdkowy Bal. Organizatorzy stwierdzili, że nasz film zyskał wielką popularność i właśnie dlatego dostaliśmy te zaproszenia. Pojawić się tam miało wiele gwiazd, lecz tylko obecność jednej z nich wzbudziła we mnie niepewność. The Vamps. Odkąd zerwałam z nim, nie utrzymywałam już takiego kontaktu z resztą członków zespołu, jak dawniej. Nawet mój kuzyn, Connor, nie był mi tak bliski. Wiedziałam, że spotkanie z nimi na Balu będzie nieuniknione, lecz w duchu miałam nadzieję, że uda mi się ich ominąć. Zwłaszcza jego.

      Krótko po odejściu od niego, związałam się z Dominiciem. Doszłam do wniosku, że teraz kiedy już jestem sama, mogę to zrobić. Jego radość była ogromna. Też starałam się cieszyć i nawet udało mi się przekonać wszystkich wokół, że jestem szczęśliwa, choć gdzieś w głębi serca została pustka, którą do tej pory zajmował on. Dominic nie zdołał zająć jego miejsca. Czemu?! Czy naprawdę nie umiałam przejść przez to normalnie,  jak zrobiłaby to każda inna dziewczyna? Dlaczego to właśnie ja mam taki problem z zrywaniem? To normalne, że niektóre związki nie trwają wiecznie, a ja mam wrażenie, jakbym pozbyła się jakiejś nadziei… Tylko jakiej?


     Nowojorska taksówka powoli wiozła mnie i Dominica na Gwiazdkowy Bal. Vanessa i Callie, również zaproszone, jechały inną taxi. Cicho siedziałam i wsłuchiwałam się w piosenkę lecącą w radiu. Wyglądałam za okno.  Słońce prawie zaszło, po ulicach jeździło mnóstwo samochodów, niekiedy znalazł się jakiś przechodzień.
      Głośno westchnęłam. Jeszcze chwila i dotrzemy na miejsce. Tam za wszelką cenę będę chciała uniknąć spotkania ze starymi znajomymi. Nie byłabym w stanie porozmawiać z nimi szczerze po tym, jak tak po prostu ich zostawiłam. Ciekawe, bo Vanessa nie zerwała kontaktu. Próbowała nawet znowu związać się z Connorem, choć jak na razie bezskutecznie.
       Dominic zaraz po moim westchnięciu, jak na sygnał, przybliżył się do mnie, aby mnie przytulić. Zarzucił swoje ramie na moje plecy, lecz znów zrobił to za mocno, przez co było mi dość niewygodnie. Nie zwracając uwagi na jego pytanie, czy czymś się martwię, złapałam gazetę leżącą w aucie. Po raz kolejny jednym z haseł na okładce było „Brad Simpson nadal załamany rozstaniem z Amandą Seyfried”. Minął już dobry rok, lecz gazety cały czas drążyły ten temat. Jedni pisali w kółko o moim byłym związku nim, drudzy śledzili mnie i Dominica. Powoli przyzwyczajałam się do paparazzi, lecz wiadomości tego typu były dla mnie niepokojące. Źle się czułam myśląc o nim. Że niby jest załamany. Jakby był, to coś by z tym zrobił, tymczasem trasa była dla niego ważniejsza… Długo liczyłam na to, że on nagle zaskoczy mnie i, sama nie wiem, może przyjedzie do mnie, aby spróbować wszystko naprawić. Nie zjawił się.
      Oh, powinnam się uspokoić. Oczy mi zwilgotniały, a nie mogłam pozwolić sobie na płacz. Po co? Ten czas dawno minął, teraz muszę być twarda.
     
     Wysiedliśmy z samochodu tuż pod salą balową. Zaraz za nami wysiadły również moje przyjaciółki i mogliśmy wkroczyć do budynku. W drzwiach wejściowych przywitali nas eleganccy mężczyźni w eleganckich garniturach. Otworzyli nam, a naszym oczom ukazała się ogromna sala. Wszędzie wisiały łańcuchy choinkowe, w kątach pomieszczenia stały wielkie choinki, a na drugim końcu sali stał ogrooomny stół wigilijny. Wszystko wyglądało tak pięknie!
     Większość gości już przybyła. Starałam się zachować opanowany wyraz twarzy, choć cały czas obawiałam się, że spotkam zespół. Dużo się nie pomyliłam, bo chwilę po tym chłopcy stali na scenie i przygotowywali swoje instrumenty. Świetnie! OK, teraz po prostu ignoruję scenę… Razem z Dominiciem, Van i Callie skierowaliśmy się w kierunku stołu, aby zająć wyznaczone nam miejsca. Nieznajomi mi mężczyźni wskazali nam szybko krzesła, które dodatkowo oznaczone były naszymi nazwiskami. Siedzieliśmy przodem do parkietu i sceny zarazem. Świetnie! Lepszego miejsca nie mogli nam wybrać.
      Dość długo miejsca przed nami były puste. Pewnie domyślacie się już, kto miał tam usiąść. Krzesła zajęli chłopcy z zespołu – hm… kto by pomyślał?  Miałam wrażenie, że celowo nas tak usadzili.

      Callie siedziała naprzeciwko Tristana, Vanessa – Connora, ja, naszczęście nie niego, lecz Jamesa, a Dominic obok mnie. Nigdzie go nie widziałam, lecz jedynym wolnym krzesłem zostało to naprzeciw mojego chłopaka. Jeszcze bardziej „Świetnie!” - nie mógł siedzieć gdzieś indziej? 

      Po chwili jednak przyszedł. W swoim czarnym garniturze wyglądał niezwykle elegancko, tak przystojnie. Jednak w jego oczach nie było już tego, co pamiętałam. Straciły swój blask. Był w nich smutek. Czy to przeze mnie? Nie! To nie możliwe... A może jednak? 
      Udawałam, że nie patrzę na niego. Dominic był zajęty rozmową z Jamesem na temat siłowni, więc nawet nie zwracał na mnie uwagi. On natomiast oparł łokcie na stole, a dłonie złączył na karku. Wpatrywał się w swój pusty talerz, dodając co jakiś czas coś do wypowiedzi Jamesa. Wyglądał naprawdę smutno.
      Na scenie pojawiła się Dora August - kobieta odpowiedzialna za poprowadzenie balu. Złożyła nam życzenia, podziękowała licznym osobom za pomoc w przygotowaniu i pozwoliła nam jeść. A tego było sporo! Na stole leżało wszystko - od słodkich babeczek i pierników polanych lukrem, po wielgachne karpie. Co chwila podawali nam kolejne porcje jedzenia, aż w końcu stwierdziłam, że muszę przestać jeść, bo pęknę. 
      Nie mogłam znieść sąsiedztwa chłopaków. Czułam ich świdrujący wzrok pełen, jak mi się wydawało, złości, żalu. Miałam wrażenie, że obserwują mnie za każdym razem, gdy tylko odwracałam wzrok w jakąś inną stronę. Kiedy już byłam na skraju wytrzymałości, poprosiłam Vanessę, aby poszła ze mną do toalety. Co jak co, ale nawyki ze szkoły nam jeszcze zostały.
-Siedzisz taka smutna - rozchmurz się trochę, mamy Święta! - powiedziała Van.
-Jak mam być rozchmurzona, jak siedzimy w tym a nie innym miejscu - westchnęłam. 
-Oh, dałabyś spokój. Rozumiem, że ty i Brad...
-Miałaś nie wymawiać...
-Dobrze już dobrze! Ah, Amy - ty i ON - specjalnie zaakcentowała ostatnie słowo. - jesteście teraz w...hmm... specyficznej sytuacji, ale James, Connor, Tristan? Co z nimi? Oni nic ci nie zrobili!
-Vanessa, daj spokój. Dobrze wiesz, że to i tak nic nie da. 
-Znasz moje zdanie na ten temat. Nie postąpiłaś słusznie.
-Hallo, nie pamiętasz, że chcę być z Dominiciem?
-Jeśli myślisz, że wszyscy nabrali się na to, że jesteś z nim szczęśliwa, to się mylisz. Znam cię za dobrze i widzę, że tęsknisz za Bradem - powiedziała z satysfakcją.
-Miałaś nie mówić jego imienia! - jęknęłam.
-Amy, tak nie można. Durne imię nie robi różnicy.
-Chodźmy już z powrotem do tego stołu, bo mnie zaraz zdenerwujesz.

       Po powrocie czekały na nas prezenty, które zostały rozdane podczas naszej nieobecności. Obie dostałyśmy wielkie paczki, których tymczasowo nie otwierałyśmy.
      Minęła już większa część balu, a ja nadal siedziałam jak głupia i do nikogo się nie odzywałam. Co za dzień?!


~Brad




      Siedziałem prawie na przeciwko niej. Lepszego miejsca nie mogli mi znaleźć. Starałem się nie patrzeć w tamtą stronę. Na całe szczęście po pewnym czasie zostaliśmy uwolnieni z uścisku - a conajmniej tak mi się wydawało.
      Dora August oznajmiła, że teraz rozpoczną się tańce, tak też wszyscy oprócz mnie i Jamesa ruszyli na parkiet. Ona oczywiście poszła z Dominiciem, Tris wywijał z Callie, a Connor z Vanessą.
-Co za masakra - jęknąłem i wygodnie oparłem się na krześle.
-Ale nas posadzili, co? - spytał chłopak.
-Taa... - westchnąłem. - Ale nie mówmy o tym - poprosiłem.
-Spoko. Stresujesz się przed występem? - James zmienił temat.
-Tylko trochę. 

      Trochę jedliśmy, rozmawialiśmy i po jakimś czasie znów usłyszeliśmy głos Dory.
-Teraz prosimy o powrót na swoje miejsca, a za parę minut rozpocznie się taniec walca. 
      Kelnerzy podali wszystkim talerzyki do deserów i każdy mógł spróbować ciasta. Po dwudziestu minutach kolejnej udręki spowodowanej  jej bliską obecnością nieznany mi mężczyzna oznajmił:
-Każdy mężczyzna, niezależnie od tego, z kim przyszedł, poprosi teraz do tańca kobietę siedzącą naprzeciwko niego. W pewnym momencie muzyka przyspieszy i wtedy wyłonimy najlepiej tańczące pary. Oświetlimy je specjalnie - to będzie chwila dla was!
       CO?! To chyba żart. Spojrzałem na przyjaciół - Tristan od razu obiegł stół dookoła i zaprosił do tańca Carolline, Connor zrobił to samo z Vannessą, najbliżej, po drugiej stronie Jamesa siedziała wysoka, rudowłosa dziewczyna, Dominic mruknął coś do niej po czym skierował się w stronę nieznanej mi brunetki, a ja siedziałem bezradnie nadal omijając ją wzrokiem. To ona siedziała najbliżej mnie.
      "Bądź mężczyzną, Brad" - powiedział mi głos w głowie. "To tylko taniec". Powoli wstałem i obszedłem stół. Ta droga jakoś dodała mi odwagi - "A może zmieni zdanie? Muszę to sprawić tym jednym tańcem!". Postanowiłem to sobie, westchnąłem i stanąłem naprzeciwko Amandy. Tak, muszę zaprzestać niewymawiania jej imienia. Popatrzyłem w jej oczy morskiego koloru. Te same oczy, które kiedyś wpatrywały się z miłością we mnie, a nie w jakiegoś, kurczę, Dominica! Muszę to wszystko odwrócić...
      Delikatnie wyciągnąłem rękę w stronę dziewczyny. 
-Można prosić? - spytałem szeptem.
      Kąciki jej ust lekko podniosły się w górę. Oh, jakbym chciał ją teraz pocałować! Tak jak to robiłem jeszcze nie tak dawno. Amy powoli kiwnęła głową i swoją dłoń włożyła w moją



*Część rozdziału, którą za chwilę przeczytasz, jest w dużym stopniu oparta na tańcu z podanego filmiku. Jeśli chcesz czytać słuchając i zrobić to w miarę kompatybilny sposób - najpierw obejrzyj filmik, a później zacznij czytać dalej. To sprawi, że będziesz wiedziała, kiedy jest np. "przerwa w tekście" opisana przeze mnie itd. :)*

///Amy - powiedziałam Brad - powiedziałem (pochylone/zwykłe litery)////
      


      Bradley podszedł do mnie powolnym krokiem, a na jego twarzy malowały się różne emocje. Stanął obok mnie, wyciągnął lekko swoją rękę i szeptem spytał, czy może prosić. Kiwnęłam tylko głową, nie miałam siły mówić.
      Nie chciałam teraz z nim tańczyć. Nie walca, nie na tym balu, nie z NIM. Z drugiej strony czułam, że ten jeden taniec może zmienić wszystko i znów moje myśli będą rozbite. 
      Nie mogłem ukryć uśmiechu satysfakcji, pojawiającego się na mojej twarzy. Byłem dziwnie szczęśliwy samą dłonią Amy, którą trzymałem, tym, że się zgodziła. Czułem nadzieję. Dużo nadziei. A to właśnie jej było mi teraz najbardziej potrzeba.
      Brad pociągnął mnie powolnym, eleganckim ruchem do innych tańczących par. Gdy znaleźliśmy się już w tłumie, puścił moją rękę i obrócił w moją stronę. Krótki ukłon. Podałam swoją prawą rękę w jego lewą, rozprostowaliśmy je. Lewą rękę delikatnie położyłam na prawym ramieniu chłopaka, a jego prawica zacisnęła mi się w talii. 
      Moje serce zaczęło bić bardzo szybko. Spojrzałem na Amandę. Nadal była tą samą, kochaną Amy, jednak coś na pewno się zmieniło. Musiałem to odwrócić! Tańcząc zrobiłem krok w przód. Kręciliśmy się w rytm muzyki. Całkowicie skupiłem się na utrzymywaniu wzrokowego kontaktu z dziewczyną. Starałem się też, aby moje ręce się nie spociły. To byłoby krępujące...
      Krótka przerwa w tekście. Zrobiłam półobrót i zatrzymałam się stojąc tyłem do chłopaka. Teraz moja lewa dłoń spoczywała w jego lewej dłoni, a druga ręką Brada leżała na moim biodrze. Czułam jego ciepły oddech na karku. 
      W tle rozbrzmiewał tekst piosenki "All that i want is to hold you so close" (Wszystko czego pragnę, to zachować cię tak blisko). Myślę, że zgadzałem się z nimi w stu procentach. Rozpoczął się refren, muzyka przyspieszyła. W pewnym momencie puściłem ręce Amy, a ta zrobiła kilka pełnych obrotów. Znów wróciliśmy do pierwotnej pozy i dziewczyna mocno zacisnęła swoją dłoń na moim garniturze.
      Bradley zaczął śpiewać szeptem refren piosenki - "Now you're beside me and look how far we've come" (Teraz, ty przy mnie i popatrz, jak daleko zaszliśmy), lecz przerwałam mu.
-Przestań - powiedziałam mu na ucho przytulając się delikatnie. - Jeśli chcesz zdziałać coś tym tańcem, bądź cicho. Tylko mnie rozpraszasz...
      Posłuchałem prośby i głośno przełknąłem ślinę. Rozpoczął się moment, o którym wspominał prowadzący - muzyka przyspieszyła. Ku mojemu zdziwieniu, jedną z wyłonionych par byliśmy my. Ja i Amy. Jak to pięknie brzmi. Czemu nie możemy być cały czas ze sobą?
      Podczas kiedy reflektory padały prosto na mnie i Brada... Hej, jak to pięknie brzmi, prawda? Ja i Brad. Czemu nie jesteśmy razem? Chyba powinniśmy. Chwileczkę... Ano tak, zerwałam z nim. To zmienia postać rzeczy. 
      Tańczyliśmy. Co chwila obrót, przybliżenie się do siebie, obrót... Pod koniec tego przerywnika Brad podniósł mnie delikatnie z ziemi i znów zrobił parę obrotów.
      Przerywnik się kończył. Widziałem uśmiech na twarzy Amy, sam chyba też się uśmiechałem. Skoro byliśmy razem szczęśliwi, to czemu zerwaliśmy?
      Brad uśmiechał się, tak jak ja. Tylko dlaczego chwilę po tym ujrzałam ból w jego oczach? To pewnie to, o czym wspominały gazety. Cierpiał. Cierpiał, bo nie był ze mną. Dopiero teraz to zauważyłam. 
     "How could I face the faceless days if I should lose you now?" (I jak mogę stawić czoła bezimiennym dniom, jeśli mam cię stracić teraz?) - znów wsłuchałem się w słowa piosenki. Zbyt prawdziwe, pełne tego samego żalu, który wypełniał właśnie mnie. 
      Nasze twarze były bardzo blisko siebie. Już myślałam, że przypadkiem się pocałujemy, ale poczułam lekkie puknięcie w ramię. To Dominic tańczący z jakąś dziewczyną, niby niechcący wpadł na nas, lecz jednak czułam, że było to jego ostrzeżenie. No tak, byłam teraz jego, nie Brada. Czemu? Czy ja naprawdę sama się na to zgadzałam? Musiałam popełnić duży błąd w rozumowaniu, za duży.
      Już myślałem, że się pocałujemy, lecz zamiast tego Amy, jakby wystraszona czymś rozprostowała nasze ręce przez co się oddaliliśmy.
      Pozwoliłem sobie zaśpiewać końcówkę: "Let’s go on dreaming for we know we are so close.
So close, And still so far " (Więc śnijmy dalej, bo wiemy, że jesteśmy tak blisko.
Tak blisko i wciąż tak daleko). Nie mogli dobrać mniej prawdziwej piosenki?!
      Pozwoliłam sobie  wtulona w chłopaka wsłuchać się w szeptem zaśpiewane przez Brada ostatnie słowa piosenki. Zorientowałam się, że może nie idealnie, lecz trochę odzwierciedlają, to, co teraz dzieje się między nami. Niestety.



~Brad

      
     
     Taniec się skończył. Ale co to był za taniec! Jestem pewien, że najbardziej znaczący taniec w moim życiu. Zanim Amy odeszła do stołu spojrzała jeszcze raz w moje oczy. Nie wiedziałem, co miałem z nich odczytać - jej wzrok był pełen tak różnych uczuć! Chwilę po tym przytuliła mnie raz jeszcze i szybkim krokiem oddaliła się do Dominica. No tak, właśnie jego. Czemu z nim była? Nie mogła być ze mną?!

     Znalazłem szybko Cona, Jamesa i Trisa, po czym razem skierowaliśmy się za scenę. Musieliśmy się przygotować, ponieważ zaraz była nasza kolej na występ. 
-Carolline jest najlepszą dziewczyną jaką w życiu spotkałem - westchnął Tristan.
-No nieźle - skomentował to James.
-A ty Con? Co z Vanessą? Skłoniłeś ją w końcu do tego związku, czy nie? - zapytał Tris.
-Nie wiem... Może.
-A nasz Bradzio? - Tristan kontynuował wywiad.
-Daj spokój - odparłem ponuro.
-Miałeś okazję z nią zatańczyć i nic nie zrobiłeś? - zapytał Connor. 
-Kto powiedział, że nic nie zrobiłem? Po prostu nie wiem, czy to coś dało... 
-Trzymamy kciuki, stary - James poklepał mnie po plecach.
      Chwilę później zastanawialiśmy się, co zaśpiewamy.
-Chciałbym zaśpiewać Hallelujah - mruknąłem pod nosem, sądząc, że chłopcy to zignorują.
-Dobry pomysł, masz do tego odpowiedni nastrój - zachichotał Tristan.
-Dzięki - odparłem z ironią.
-To niech James tylko zagra na gitarze, a my z Trisem wejdziemy później, co? - zaproponował Con.
-O wiem! - wykrzyknął nagle Tris i wyszeptał coś chłopakom na ucho. - A potem zaśpiewamy Cecilię, ok?
       Przytaknęliśmy. Nie czekaliśmy długo, jak zawołano nas na scenę.



~Amy


      Moje uczucia po tańcu z Bradem były strasznie mieszane. Zdałam sobie sprawę z tego, że nadal byłam w nim zakochana. Że przy nim czuję się dobrze, szczęśliwie. Ten taniec był... ciężko to nazwać. Plątanina uczuć, myśli. Nie wiedziałam, co sądzić o tym wszystkim. Tak jak jeszcze przed dwoma godzinami nie chciałam go spotkać, wręcz bałam się spotkania, tak teraz bardzo tego pragnęłam. Chciałam, żeby znowu tu ze mną był, żeby ten taniec trwał wiecznie.
      Nagle Bradley i James pojawili się na scenie. James złapał swoją gitarę i oboje usiedli na taboretach ustawionych na scenie.
      Usiadłyśmy z Callie i Van na krzesłach ustawionych bliżej sceny, a Dominic poszedł coś zjeść. Brad zdjął swój garnitur, więc siedział w białej koszuli z krótkim rękawem i luźno zawieszonym czarnym krawatem. Jego fryzura trochę się zmieniła i część grzywki opadała na czoło chłopaka. Usiadł w typowej dla siebie pozie, którą dobrze pamiętałam - kolana złączone blisko, lecz stopy rozstawione daleko od siebie. Lekko się pochylił, złączył swoje dłonie, które położył na nogach i patrząc gdzieś w bok na podłogę, oczekiwał aż James zacznie grać.
      Nie wiem, co sprawiło, że przyglądałam mu się bardziej niż zwykle. Może potrzebowałam dopatrzeć czegoś, co zmieniłoby moją decyzję sprzed roku.

*Po włączeniu piosenki przeczekaj aż umilkną szumy. Zacznij czytać, gdy usłyszysz gitarę. To sprawi, że tekst i muzyka będą współgrały tak, jak zaplanowałam*

      Usłyszałam dźwięki gitary Jamesa. Od razu poznałam, że to ta przepiękna piosenka - Hallelujah. Po chwili Brad zaczął śpiewać - jego głos z lekką chrypą również wyrażał smutek, można było to wyczuć. Początkowo śpiewał dość cicho, wpatrywał się w swoje dłonie, od czasu do czasu rzucając krótkie spojrzenia gdzieś na widownie. Zupełnie jak nieśmiały, amatorski wokalista. Czy coś mu się stało?
       Vanessa westchnęła. Zawsze podziwiała głos Brada, uwielbiała go. A Hallelujah to jedna z jej ulubionych piosenek.
      Przy "The fourth, the fifth" unosił lekko lewą, wyprostowaną dłoń, po czym uderzał nią w nogi.
      Pod koniec zwrotki, kiedy śpiewał trochę wyżej, Bradley złapał mikrofon stojący przed nim, lecz nadal nie patrzył w stronę słuchaczy. Każde wyśpiewane przez niego "Hallelujah" było pełne bólu i rozpaczy. Czy naprawdę to ja go sprawiałam?
      Dopiero w drugiej zwrotce rozluźnił się trochę, a przy krótkim refrenie nawet patrzył w naszą stronę. Chwile błądził wzrokiem po widowni, lecz gdy znalazł mnie... no i dziewczyny... odwrócił go szybko z powrotem na swoje ręce. Wyglądał jak bardzo nieśmiały, nastoletni chłopiec. Taki bezbronny, jakby wszystko dokoła mu współczuło. A czego? Naszego rozstania. Wszyscy na sali wiedzieli, że z nim zerwałam i zaraz po tym związałam z Dominiciem. Pewnie byli na mnie źli. Nie dziwię im się, bo gdy tak zerkałam na Bradley'a czułam, że zrobiłam coś okropnego, zostawiając go. W tamtym momencie żywiłam wielką nadzieję, że da się to wszystko odwrócić. Czemu byłam tak głupia i z nim zerwałam? On nic nie zrobił, nie był winien. Jedyne czego od niego wtedy wymagałam to, aby był przy mnie. I z tym był problem. Brakowało mi go... Ale nie! Nie powinnam się teraz tłumaczyć. Skupiłam się na słowach piosenki, na głosie Bradley'a, na jego ruchach. Po prostu - na nim.
      Drugi refren. Znów wołał "Hallelujah" jakby prosił o cud. Nie mogłam znieść myśli, że cierpi przeze mnie. Przecież nie chciałam tego!
      I trzecia zwrotka. Teraz spoglądał gdzieś w okna na końcu sali. James patrzył na Brada spokojnym wzrokiem, miałam wrażenie, że szeptał coś do niego. Może chciał go uspokoić, sama nie wiem. Brad wydawał się być wystraszony.      

Baby I have been here before                 (Skarbie, byłem tu wcześniej)
I know this room, I've walked this floor (Znam ten pokój, chodziłem po tej podłodze)
I used to live alone before I knew you.   (Żyłem samotnie nim cię poznałem)
I've seen your flag on the marble arch  (Widziałem twoją flagę na tym marmurowym sklepieniu)
Love is not a victory march                      (Miłość to nie zwycięski marsz)
It's a cold and it's a broken Hallelujah  (To zimne i niepewne Alleluja)
      
      Przełamał się. Zaśpiewał to tak, że każdy dostał ciarek. Mnie samą przeszedł lekki dreszcz, lecz to nie tylko jego głos go spowodował. Podczas "Love is not a victory march" spojrzał prosto na mnie. Jakimś cudem z tej odległości jego wzrok wbił się prosto w moje oczy. Poczułam łzy płynące po moim policzku. Tym razem "Hallelujah" pociągnął trochę inaczej, skierował oczy ku niebu, a ręką przeczesał włosy.
-Amy, spokojnie. To tylko piosenka - usłyszałam szept Carolline.
      Starałam się oddychać spokojnie, lecz moje usta same bezdźwięcznie wymawiały "Hallelujah" w refrenie.
      Bradley znów zaczął błądzić wzrokiem po sali balowej. Trząsł się lekko, widziałam to. Nie mogłam jednak znieść tego widoku. Byłam pewna, że on daje sobie radę beze mnie, że skupił się na muzyce, fankach, jak James po wyjeździe Ashley. Nie sądziłam, że przejął się jakoś bardzo, przecież nawet nie zareagował na moją wiadomość! Nic nie odpisał, nie dzwonił nie prosił. Dlaczego?
      "Bo cię kocha i chce, żebyś była szczęśliwa" - usłyszałam głos w głowie. Może to i prawda... Ale w takim razie... Jak można pokochać kogoś takiego, jak ja? Kogoś, kto nawet nie był w stanie wytrzymać roku i zerwać tylko dlatego, że się długo nie widziało swojego partnera. Byłam okropna. Zła, wredna, samolubna. Nie chciałam taka być, ale to prawda. Pomyślałam tylko o sobie, o tym, że nie wytrzymywałam rozłąki, o tym, że podobał mi się Dominic. Nie zastanowiłam się nad tym, co poczuje Brad. Czy zranię go, czy nie. Egoizm. Czysty egoizm. 
  
      Sama też trochę się trzęsłam. Nie mogłam pozwolić sobie na więcej niż te trzy łzy spływające po moim poliku wcześniej. Za dużo ludzi, za dużo paparazzi.
-Amy... Czy teraz już wiesz, co mu zrobiłaś? - łagodnie spytała Vanessa. 
-Niestety, tak - westchnęłam.

      Nagle na scenę wbiegł Connor z gitarą, a Tristan zaczął uderzać w perkusję. Connor wydarł się "Here we go!" przeciągając długo "o", a James zaczął mu wtórować. Oboje skakali po scenie i podnieśli Brada z krzesła. Ten lekko się uśmiechnął i podbiegł do innego mikrofonu, stojącego na środku sceny. Zaczęli śpiewać Oh Cecilia. Wszyscy się śmiali, bo chłopcy wyrabiali śmieszne rzeczy na scenie. Nawet Brad się rozchmurzył, a ja uspokoiłam. Widownia wstała i zaczęła klaskać w rytm piosenki.  
       Co ciekawe, w refrenie Connor i James, zamiast zaśpiewać "Oh Cecilia" zaśpiewali "Oh Amanda", a dalej zmieniali "my" na "his" ("moje" na "jego"), tak jakby śpiewali o mnie i Bradzie. Ten obdarzył ich oburzonym spojrzeniem, natomiast Callie i Van zaczęły głośno się śmiać. Również nie mogłam się powstrzymać i zachichotałam.
       Bradley zignorował zmiany w tekście, jakich dokonali jego koledzy i zeskoczył ze sceny. Śpiewając biegał i skakał pośród widowni. Pewnie nawet nie zauważył, jak przebiegł tuż przede mną i dziewczynami. W kolejnym refrenie chłopcy znów zmienili tekst piosenki na "Oh Amanda", lecz tym razem zamiast oburzonym spojrzeniem, Brad obdarzył ich mocnym kopniakiem. Connor wycharczał do mikrofonu "You're breaking my leg!" (Łamiesz moją nogę), a widownia znowu się roześmiała. The Vamps robili świetne show. 

     Kiedy piosenka się skończyła, Brad zmęczony bieganiem i skakaniem powiedział:
-Przepraszam was bardzo. Chłopcy chyba zapomnieli tekstu - po czym wytknął nam język. - A teraz czas na coś świąąąątecznegooo! - znowu przeciągał litery, tak jak uwielbiał.
     Zaśpiewali nam We Wish You a Merry Christmas, a pod koniec piosenki Connor zaczął się wydzierać przez co wywołał kolejną salwę śmiechu.

     Zespół zszedł ze sceny. Uśmiechałam się pod nosem, choć sama nie wiedziałam dlaczego. Musiałam porozmawiać z Bradem. Przeprosić, pogodzić się. A co dalej? To już był problem.



~Brad



      Zeszliśmy ze sceny, nasz czas na występ się skończył. Złapaliśmy butelki z wodą i opadliśmy na kanapę.
-Jesteście skończonymi idiotami - powiedziałem.
-Co chcesz? Niech dziewczyna zdaje sobie sprawę, że "she's breaking your heart" (ona łamie twoje serce) - Tristan zaśpiewał cytat z piosenki.
-Ha, ha, ha, bardzo zabawne. Teraz wszystkie gazety będą trąbić o tym - jęknąłem.
-Już trąbią - mruknął James.
-W jednej czytałem, że Amy zerwała z tobą, bo stwierdziła, że jesteś gejem i wolisz umawiać się z Trisem - roześmiał się Connor.
-ŻE CO?! - zdziwiłem się, ale też zachichotałem.
      Ciekawych rzeczy się dowiedziałem, a co. Naprawdę ludzie pisali coś takiego?

      Postanowiłem, że porozmawiam z Amy. Poważnie. Oby mi się udało, musiałem to zrobić jak najszybciej. Trzymajcie kciuki, vampettes.





Badum, tsss... Notka krótka, bo zaraz uciekam na zbiórkę do szkolnych Jasełek, a chcę wam przed tym opublikować rozdział :p

Napiszcie, co sądzicie o takich pseudo-musicalach, gdy jest trochę piosenek. Obawiam się, że to nie wyszło tak jak chciałam, bo czytacie w różnym tempie na pewno, ale czemu by nie spróbować? :D

Amy już nie jest taka pewna, Brad natomiast nabrał pewności siebie. Pewnie liczycie na to, że do siebie wrócą... No cóż, jeszcze was trochę z tym przetrzymam ^.^

Mam nadzieję, że podoba wam się rozdział. Jest to jeden z tych, które planowałam od dawna, więc starałam się, aby był naprawdę dobry c: Doceńcie moją pracę i komentujcie, proszę ♥

Pozdrawiam,
Marysia ♥

10 komentarzy = Rozdział 8#
PS Nie jestem pewna kiedy będzie next, bo jadę do babci na święta i nie będę miała internetu dość długo. Mam nadzieję, że dam radę max za tydzień c;

poniedziałek, 15 grudnia 2014

~2~ Rozdział 6#:"Zerwanie"

Przeczytaj ~2~ Rozdział 5#




~Amy


      Zaczął się dla mnie czas przemyśleń. Stanęłam przed poważnym pytaniem: jak potoczą się dalsze losy mojego związku z Bradem? Wyznanie Dominica wstrząsnęło mną. Cały czas odkąd go poznałam, wiedziałam, że jest między nami pewna chemia. Nigdy jednak nie wpadłabym na to, że Dominic zakocha się we mnie.
      Co gorsza, Callie nie pomagała mi. Zamiast utwierdzać mnie w przekonaniu, że nie mogę zakończyć mojego związku z Bradem, ona powtarzała, że powinnam odejść do Dominica. Zagadałam do niej pewnego razu w pokoju.
-Mówisz, że mój związek na odległość nie skończy się dobrze, a sama chciałaś być z Trisem - zarzuciłam.
-Właśnie: chciałam - Callie wzruszyła ramionami. - Po pewnym czasie stwierdziłam, że zwiążę się z nim tylko, jeżeli będziemy mieszkać przez dłuższy czas w jednym miejscu. Nie chcę przeżywać miłosnych katuszy, jak ty.
-Ale Callie, ty nie rozumiesz, co łączy mnie z Bradem - wtrąciłam trochę niepewnie.
-Poza tym... Znam Dominica trochę dłużej niż ty. Dziwię się, że postanowił wyznać ci, co czuje. On bardzo ukrywa uczucia, to przez brak ojca. A później ta dziewczyna... Myślę, że musi mu bardzo na tobie zależeć, skoro już to wyznał - powiedziała Carolline i czułam, że mówi szczerze.
-Ah... - westchnęłam. - To wszystko jest za trudne dla mnie. Przecież znam Bradley'a za długo, by zrywać z nim tylko dlatego, że zakochał się we mnie inny!
-Ale...? - zapytała brunetka z lekkim uśmieszkiem.
     Popatrzyłam na nią karcąco, lecz po chwili znów westchnęłam.
-No tak, masz mnie. Dominic też mi się podoba.
     Tym razem dziewczyna nie kryła uśmiechu.
-Ale to nic nie znaczy - dodałam na wszelki wypadek.
-Amy, Amy... - westchnęła Carolline. - Musisz sobie to wszystko przemyśleć, co? Tylko pamiętaj, co mówiłam ci o Dominicu.

     Zostawiła mnie samą z różnymi myślami. Dominic podobał mi się, to prawda. Doszłam do tego po niecałym roku znajomości. Podobało mi się, jak wyglądał, jak się poruszał, jak mnie traktował, co mówił. Ignorowałam to wcześniej, wiedząc, że sercem będę zawsze przy Bradzie. Teraz jednak moja pewność zachwiała się i nie do końca wiedziałam, czego chcę.
      W przeciwieństwie do sytuacji sprzed paru miesięcy, cieszyłam się na myśl o scenach z całowaniem. A umięśniona klatka piersiowa Dominica naprawdę wprawiała w zachwyt.
     Nie podobało mi się to, co się działo. Wolałam trzymać się myśli "Brad jedynym", lecz teraz nie było to już tak oczywiste. Czemu ten Dominic musiał mi się spodobać?!
     Męczyłam się z tą sprawą pierwszy tydzień, później drugi. Atmosfera między mną a Dominic'iem była dość spięta i to również mnie dręczyło.
     Myślisz, że to już koniec moich powodów do ciągłych rozmyślań? Niestety, nie... Jakby tego było mało, dowiedziałam się o kilku sytuacjach sprzed całego roku. Mianowicie, chodzi o niejaką Chrissy Costanzę. Z tego, co mi wiadomo jest ona fanką The Vamps. Spotkała chłopaków na samym początku trasy i co zrobiła? Poderwała wszystkich po kolei, a na dodatek... całowała się z Bradem. Nie pamiętam, gdzie dokładnie, ale znalazłam to na Twitterze i byłam nieco zaskoczona, że nie wiedziałam o tym wcześniej. Nie mogłam zostawić tego ot tak sobie, więc przy najbliższej okazji wypytałam Bradley'a o całą sytuację.
      Znalazłam trochę wolnego czasu i zamiast pójść z Van i Callie do kina, zostałam sama w pokoju. Włączyłam Skype'a i szybko wybrałam imię Brada z listy. Już chciałam kliknąć ikonkę "zadzwoń", lecz wstrzymałam się. Co mam mu powiedzieć? Ah... To będzie trudne.
      *Bip, bip* - czekałam na odebranie rozmowy. Kolejne dwa sygnały. Moja niepewność wzrastała.
      Brad odebrał. Na ekranie pojawił się jego obraz. Siedział bez koszulki, pewnie dopiero wyszedł spod prysznica - miał też mokre włosy. Jego klatka piersiowa nie była aż tak umięśniona, jak Dominica. Ale dlaczego je porównywałam?
-Hiiii! - wykrzyknął na mój widok.
-Cześć - powiedziałam cicho i niepewnie.
-Co tam? Widzę, że nareszcie masz trochę czasu... dla mnie - westchnął.
-Ale - już chciałam zacząć o tej całej Chrissy, lecz opanowałam się. - Ciągle coś mamy...
-Rozumiem - odmruknął.
     Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Stwierdziłam, że tak nie może być. Musiałam przejść do rzeczy.
-Muszę cię o coś spytać, Brad - powiedziałam.
-Ok, ok.
     Wzięłam głęboki wdech. Spokojnie...
-Dla- dlaczego nie powiedziałeś mi - kolejny wdech. - o tym p o c a ł u n k u  Chrissy?
      Zaskoczenie pojawiło się na twarzy chłopaka. Najwyraźniej nie wiedział, co odpowiedzieć. Kolejna chwila ciszy.
-To nie tak… - mruknął cicho.
-Brad, już nawet nie chodzi mi o sam p o c a ł u n e k, ale o to, że nic o nim nie wspomniałeś. Czemu?
      Zdawałam sobie sprawę, z tego, że gdybyśmy nie rozmawiali przez internet, w tym momencie Brad spojrzałby mi prosto w oczy tym swoim wzrokiem… Niestety nie mógł tego uczynić, więc skierował spojrzenie w kamerkę internetową.
-Sam nie wiem… Stwierdziłem, że może ci się to nie spodobać – wyznał.
-A myślisz, że spodobało mi się? To nieprzyjemne uczucie wiedzieć, że mój chłopak całuje się z jakąś inną dziewczyną! – byłam już dość zdenerwowana sytuacją.
-Ja jakoś znoszę to, że codziennie obściskujesz się z Dominic’iem nie raz, nie dwa, pomijając niektóre sceny w filmie – odparł Bradley również podirytowany.
-Jestem aktorką – przypomniałam mu.
-A ja piosenkarzem? To normalne, że mam zwariowane fanki!
-Ale ty akurat możesz je powstrzymywać, tylko najwyraźniej nie chcesz – stwierdziłam.
-Dobrze wiedziałaś, kogo będziesz grała w tym swoim filmie. Zdawałaś sobie sprawę z tego, jakie sceny przypadną ci do odgrywania, a jednak nie zrobiłaś z tym nic. Ja to zaakceptowałem i rozumiem, że twoja kariera aktorki wymaga pewnych poświęceń i oczekuję tego samego od ciebie – wydukał jednym tchem.
-To są dwie zupełnie różne sytuacje – odmruknęłam patrząc gdzieś w bok.
-Wcale nie! Przecież…
-Brad! -  krzyknęłam, aby przestał.
-Amy… - westchnął chłopak.
-Ale czemu mi nie powiedziałeś? – cicho spytałam.
-Bałem się twojej reakcji – odparł nie głośniej.
-Przecież zawsze mogłeś mi zaufać… Nigdy nie obrażałam się o takie rzeczy, a teraz? Nie rozumiem, czemu musiałam dowiedzieć się o tym z Twittera.
-Nie chciałem cię  martwić – kontynuował.
-To nie był dobry pomysł…
-BRAD! Chodźże na tą próbę! – usłyszałam głos Tristana gdzieś z oddali.
-Sama słyszysz: muszę lecieć – wymamrotał Bradley. – Przykro mi, że tak wyszło…
-Przykro ci? To wszystko?
-Później pogadamy, naprawdę muszę uciekać – chłopak wstał od laptopa. – Papa!
-Pa…

     Skończyliśmy rozmowę. Czy coś nią wskórałam? Nic. Tylko pogorszyłam sprawę. Nie wiem teraz, czy jesteśmy pokłóceni, czy nie. I co teraz? Czy jeden durny pocałunek ma totalnie zmienić nasze podejście do tego związku? Przecież to głupie… A jednak czuje, że to jest o ten jeden dodatkowy powód za dużo. Że to przelało kielich. Że przez to już nic nie będzie takie jak wcześniej.
     Hej! Ja chcę mojego starego Brada. Nie, Brad jest taki sam. Ja chcę starej „Bramy”, jak to vampettes nazywają nasz związek. Czuję, że coś między nami się zmieniło. I do tego ten Dominic… Za dużo się dzieje. Potrzebuję spokoju.
     To wszystko przez tą rozłąkę! Gdyby chłopcy nie wyjeżdżali w trasę, a ja nie grała w Mamma Mii, bylibyśmy cały czas blisko siebie, kochali się tak samo, jak wcześniej. Ale wtedy nie moglibyśmy spełnić naszych marzeń… Czemu odległość tyle psuje?!

     Do moich oczu samoczynnie zaczęły napływać łzy. Za dużo jest tego wszystkiego. 
     Złapałam mojego ulubionego pluszaka, misia i oparłam o ścianę przykryta kocem. Pozwoliłam moim łzom płynąć. Jestem sama, a dobry płacz na pewno mi pomoże.
     Minęło ponad pięć minut, a ja nadal łkałam. Moim ciałem wstrząsała czkawka, nie mogłam się opanować. Nie chciałam się opanować. Popłacz, Amy, popłacz. To ci pomoże – wmawiałam sobie.
     Usłyszałam pukanie do drzwi. Nie wiem, kto to był, ale nie chciałam, żeby wchodził. Niestety, gość zlekceważył moją wewnętrzną prośbę i sam otworzył drzwi. Gościem był nie kto inny, jak Dominic.
-He… - zaczął. – Co się stało?! – wykrzyknął zaskoczony moim płaczem. Pewnie wyglądałam okropnie z czerwoną twarzą całą w łzach. Musiał się wystraszyć.
     Nie odpowiedziałam, tylko lekko przetarłam dłonią oczy. Dominic usiadł koło mnie na łóżku i spojrzał uważnie.
-Co jest? – spytał cicho. –No już, spokojnie – objął mnie delikatnie ramieniem.
     Normalnie odrzuciłabym jego rękę, ale w tym momencie było mi to obojętne.
-Dobra, daj mi zgadnąć – powiedział Dominic z delikatnym uśmiechem. – Hm… Coś w domu? Z rodziną? – zapytał z troską.
     Pokiwałam głową z dezaprobatą.
-Callie, Vannessa? Nie poszłaś z nimi do kina… - zgadywał dalej.
-Nieee, to nie to.
     Pomyślał jeszcze chwilę.
-On? – spytał szeptem, a ja odpowiedziałam mu kiwaniem głowy i oparłam się o ścianę.
-Hej no, co jest? – widać było, że się martwił. – Wiesz, możesz mi powiedzieć.
     Popatrzyłam na niego uważnie. Zwierzyć się, czy nie? Ufam mu. Nawet bardziej niż Bradowi w tym momencie.
-Całował się z fanką – wyznałam prawie bezgłośnie.
-Oh – jęknął Dominic.
-Czy to jest ok? - zapytałam nadal szeptem, a zimna ściana, o którą oparta była moja głowa, dawała mi się we znaki.
-Nie! To znaczy... Nie sądzę - stwierdził, a po chwili dodał jeszcze: - Tobie to się raczej nie podoba, co?
      Pokiwałam głową na znak nie. Mocniej przycisnęłam do siebie pluszaka.
-Wiem co ci pomoże - powiedział Dominic z satysfakcją. - Daj mi chwilę, zaraz wracam.
     Nie protestowałam. Złapałam swojego smartphone'a i odblokowałam ekran. Moim oczom ukazało się zdjęcie mnie i Brada, na którym oboje robimy śmieszne miny. Delikatnie uśmiechnęłam się na wspomnienie momentu, kiedy zrobiliśmy tą fotografię. Było to ponad naszego spotkania właśnie na Skopelos.
      Poczułam kolejne ukłucie w brzuchu. Jak mogło stać się to wszystko? Że się rozdzieliliśmy. I, że pojawiła się ta Chrissy. Wszystko zepsuła. Może nieświadomie, ale jednak. W sumie, to chyba dobrze, że dowiedziałam się o tym pocałunku. Choć gdyby tak nie było, nie cierpiałabym w tym momencie tak bardzo.
    Właściwie, to nie powinnam się tym tak przejmować. Przecież zawsze zostawiałam wszystkie tweety w spokoju, nie obchodziło mnie, co piszą fanki. Nie wiem, co spowodowało, że tym jednym przejęłam się aż tak. A to co było w tym wszystkim najgorsze, to to, że Brad nie zaprzeczył. Już nawet gdyby mnie w tym momencie okłamał, nie wyszło by to na złe. On by zapomniał, ja bym nie wiedziała i "żylibyśmy długo i szczęśliwie".
     Kolejna łza spłynęła po moim policzku. Zorientowałam się, że cały czas patrzę na moją tapetę, więc szybko zgasiłam ekran. Już chciałam znowu się rozpłakać, ale do pokoju wparadował Dominic. Ma chłopak wyczucie!
-Już jestem! - wykrzyknął uradowany. - Mamy tu.. hm... Czekoladowy mus, mleczny, wiśniowy koktajl ii... ciasteczka zbożowe! Wszystko co uwielbiasz - puścił mi oczko.
-Skąd wiedziałeś? - spytałam z uśmiechem, ale cicho.
-Ano wie się takie rzeczy - usiadł koło mnie i chwycił jedno ciastko.
-A to? - spytałam na widok ogromnego kubka kawy. Nie znoszę kawy.
-To dla mnie, przecież ty nie lubisz - wytknął mi język.
      Uśmiechnęłam się wiedząc, że Dominic zna te wszystkie moje upodobania. Naprawdę nie jest zły...
-Ta scena ze ślubem w MM była świetna... - wspominał chłopak. Zawsze mówił na Mamma Mię w skrócie. - Miny księdza były nieziemskie! Zagrał to... wow.
-Tak... - mruknęłam.
-Oj, ale przestań się martwić. Jak nie ten, to następny - drugie zdanie wypowiedział dziwnie niepewnie.
-Co masz na myśli mówiąc następny? - wyprostowałam się na siedząco i uniosłam lewą brew do góry.
-Noo... Następny chłopak - wyjaśniał.
-Myślisz, że będzie jakiś następny? - bawiłam się.
-A nie?
-A kim by był? - przysunęłam się trochę do Dominica i dałam mu kuksańca w bok uśmiechając się.
-To... ekhm... Musiałabyś sama zdecydować...

      Popatrzyłam chłopakowi w oczy. Po chwili wstałam z łóżka, aby wybrać jakiekolwiek ciuchy. Musiałam się dotlenić i obmyślić wszystko dokładnie. Czarne rurki, sweter w kolorze morza i było ok.
-Idę na spacer, muszę się przebrać. Ciau - pomachałam do Dominica.
-Ej, a jakieś dziękuję za podwieczorek? - upomniał się.
      Dałam mu buziaka w policzek i mruknęłam dzięki.
-A teraz cześć.
      Chłopak posłusznie wyszedł z pokoju, a ja szybko przebrałam się i wyszłam z hotelu. Skierowałam się w stronę lasu. Spacerowałam wolnym krokiem patrząc w górę, na niebo przebijające się przez gałęzie drzew. Nuciłam sobie pod nosem jakąś piosenkę Lawson i nawet się nie obejrzałam, jak dotarłam do plaży. Miejsce przypominało naszą tajemniczą plażę, czyli moje, Brada i Van miejsce spotkań z Zakintos. Stwierdziłam, że tam właśnie przysiądę i zajęłam miejsce na leżącym głazie.
      Uwielbiałam patrzeć w horyzont łączący niebo z morzem. Księżyc, który pojawił się już na niebie, pięknie odbijał się w tafli wody.
      Bradley. Co mam z nim zrobić? Przypomniałam sobie wydarzenia ostatniego czasu. Rozmowę z Callie, pocałunek z Chrissy, spojrzenia Dominica. Między mną a Bradem dużo się zmieniło. A najlepszym tego dowodem jest nasza dzisiejsza rozmowa. Co się stało? I czy nadal go kocham?

       Założyłam słuchawki, włączyłam ulubioną playlistę i przestałam myśleć. Siedziałam tak prawie dwadzieścia minut.
      Dobra. Koniec tego. Ktoś kiedyś powiedział mi, że bardzo szybko podejmuję decyzję. Możliwe. Tak też zrobiłam teraz. Wyciągnęłam tableta i napisałam tego maila.

Hello, Brad!
Pewnie już się zastanawiasz, po co piszę maila, skoro mogłabym zadzwonić na Skype'ie, czy napisać sms'a. Stwierdziłam, że tak będzie łatwiej. I dla mnie, i dla ciebie.
Wspominałam ostatnio wszystkie nasze przeżyte razem chwile. Były cudowne, prawda? 
Później Tobie i chłopcom trafiła się trasa. Mi film. I tak się rozeszliśmy. Oboje dobrze wiemy, jak ciężko to znosiliśmy. Udało się zorganizować spotkanie po trzech miesiącach rozłąki, ale potem? Minął już rok, a my nadal się nie spotkaliśmy. Brakuje mi tego.
Głupio się czuję załatwiając to w ten sposób. Wolałabym porozmawiać w cztery oczy, ale to przecież nie możliwe... A szkoda.
Nasza ostatnia rozmowa na Skype'ie. Eh, sam wiesz, jaka była. Nie można jej nazwać udaną. I szczerze powiem, że po rozmowach z kilkoma innymi osobami, była tą ostatnią kroplą w przysłowiowym kielichu.
Nie chcę się rozpisywać, właściwie wolałabym ściśle to ująć. Ciężko mi to pisać, już nawet nie myślę, jak ciężko byłoby mi to powiedzieć, ale... To koniec.
Nie sądziłam, że tak się to skończy, ale... Nie potrafię żyć w związku na odległość. To mnie niszczy wewnętrznie. Przykro mi, ale myślę, że w pewnym sensie czujesz to samo. 
Przepraszam.

~Amy


      Boziu przenajświętszy, do czego to doszło? Łzy lały się po mnie całymi strugami, jak rzeka bez końca. Płacz wstrząsał całym moim ciałem. Wzięłam szybki wdech i kliknęłam Wyślij. Dobra, teraz nie ma odwrotu. 
      Starałam się uspokoić. Tableta schowałam do torebki, ją odłożyłam na piasek, a sama pobiegłam w stronę morza. Może to dość nadzwyczajne, ale na piasku ujrzałam butelkę z zawartością. Chwyciłam ją z ciekawości. Leżała w niej błękitna wstążka, taka sama, jak te, które nosiliśmy z Bradem. Czyżby to była ta jego? Moja leżała głęboko schowana w szafie, na Zakintos. 
      Było to dziwne, lecz poczułam, że jest pewną oznaką. Wstążki symbolizowały naszą przyjaźń, nie związek, więc dostałam jakby potwierdzenie mojego wyboru. Choć nie wiem, czy to mi wystarczyło.



~Brad



      Minął kolejny koncert, padnięci wróciliśmy do naszego tymczasowego pokoju hotelowego. Zaraz po przebraniu się w piżamę złapałem swojego laptopa i sprawdziłem po kolei wszystkie strony. Od Twittera, do poczty, na którą prawie wcale nie wchodzę. Nie wiem, co mnie tchnęło, by zajrzeć do niego teraz, lecz okazało się, że był to dobry pomysł. Dostałem maila od Amy. Dziwne, przecież mogła do mnie napisać na Skype'ie, czy przesłać sms'a...
      Zacząłem czytać. Na początku wyjaśniła, dlaczego wysyła maila. Cała wiadomość była strasznie podejrzana.

      Dotarłem do końca maila. Przez chwilę nic do mnie nie docierało. Wydałem z siebie dziwny dźwięk, coś na podobiznę jęku. Wpatrywałem się w ekran. W dwa słowa: To koniec.
      Nie, to nie jest możliwe. To tylko durny kawał. Nie, nie, nie... Ona nie mogła napisać czegoś takiego. No bo jak? 
      Czułem, że zaraz zwariuję. Nie myślałem, zatrzasnąłem laptopa i szybko wstałem z łóżka. Otworzyłem okno na oścież, a głową wyjrzałem na zewnątrz. Oparłem dłonie o parapet.
     Chłopcy patrzyli się na mnie. Connor spytał, co robię, ale nie odpowiedziałem. Miałem ochotę wykrzyknąć "Nie" całemu światu.
      Zatrzasnąłem okno. Zacząłem szybko i głośno oddychać. Oparłem się o ścianę, a twarz ukryłem w dłoniach.
-Bradley, co jest? - zapytał James. Użył mojego pełnego imienia, chyba się martwił.
     Odjąłem ręce od głowy. Popatrzyłem trochę nietrzeźwo na przyjaciela.
-To koniec - szepnąłem.
-Jaki koniec? Gadaj po ludzku - odezwał się Tristan z drugiego końca pokoju.
-Oh, chyba wiem - mruknął Connor.
-Ja i Amy. Nie ma - zdołałem tylko wydukać.

      Opadłem na ziemię, zgiąłem nogi w kolanach i wsadziłem w nie twarz. 
      Czułem się, jakby świat się pode mną zawalił. Co się właściwie stało? Nic nie rozumiem... Czy to przez Chrissy? A może to Dominic? Dlaczego Amy jest tam, a ja tu? Czemu nie mogę teraz do niej pobiec, przytulić, spojrzeć w oczy i wszystko wyjaśnić? 
      Potrzebowałem odpowiedzi na te pytania. Potrzebowałem mojej Amandy. Nie wiedziałem, jak to zrobię, ale wiedziałem, że muszę to naprawić. Zanim będzie za późno. 




Nie wiem, co tu dużo pisać o tym rozdziale. 
Jeden ze smutniejszych chyba, co?

Przepraszam, że jest trochę później, że nie jest za długi itd.
Smutno mi trochę, bo nie rozkręciliście się w komentarzach. Co prawda dziękuję bardzo za te, które są - zwłaszcza te długaśne - są takie kochane! Ale liczyłam, że znajdzie się więcej osób, co to skomentują. Ale co, nie samymi komami się żyję ;)

Daję wam wolną rękę i wierzcie lub nie, ale właśnie takie długie komentarze są najmilsze. Oczywiście taki krótszy również mnie raduje, ale rozumiecie :p

Kończę już tą notkę, bo chcę wam jak najszybciej opublikować rozdział c:

10 komentarzy = Rozdział 7#
Pozdrawiam, 
Marysia