wtorek, 24 marca 2015

~Epilog

Przeczytaj ~2~ Rozdział 15#


~Alice


-Ally, obiad! - zawołała mama z kuchni.
      Musiałam przerwać moje rozmyślania połączone z wpatrywaniem się w morze w Zatoce Wraku za oknem. Wiecznie wołają mnie w takich momentach, rodzice to mają wyczucie!
      Zbiegłam szybko po schodach na dół, a kiedy dotarłam do jadalni, usiadłam za stołem. Tata, któremu odwieczna burza brązowych loków, znów opadła na czoło i oczy, co wywołało mój uśmiech, nucił jakąś sobie tylko znaną melodię. Oczywiście nie umknęło to uwadze mojego brata bliźniaka, Tony'ego, któremu w ucho wpadały najdrobniejsze dźwięki.
-Co nucisz, tato? - spytał.
-Spytaj mamy, jestem ciekaw, czy pamięta tą nutę - tata uśmiechnął się i kiwnął na swoją żonę.
-Wild Heart, Meet The Vamps, pierwszy album, rok 2013 - mama pojawiła się w drzwiach od kuchni, wymówiła wszystkie informacje, a stawiając talerze na stół, dała mężowi buziaka w policzek. Czyli to jednak nie była tylko tacie znana melodia...
      Spojrzałam na brata i przekręciłam oczami. Mają ponad 30 lat, a zachowują się czasem jak zakochani nastolatkowie.
-Wujek Connor dziś przychodzi - oznajmiła mama.
-Z Maxem? - spytał Tony o naszego kuzyna.
-Prawdopodobnie tak, uwielbia grilla - przytaknęła rodzicielka.
-Oh, więc to będzie grill? - zdziwiłam się.
-Tak - tata był z siebie dumny.
-Muszę przychodzić? - szczerze mówiąc, miałam inne plany na wieczór. Książka sama się nie przeczyta.
-Nie żartuj, a co chcesz robić innego?
-No... - szukałam dobrego wytłumaczenia. - Sama nie wiem, ale nie mam ochoty na grilla.
-Oj, Ally, będzie fajnie - powiedział Tony. - Wyszłabyś czasem z tej swojej nory, a nie w kółko tylko czytasz i czytasz...
-Jabbbłka ksząszka cze teraz - tata znów zapomniał, żeby nie mówić z pełną buzią. Przełknął jedzenie i dokończył: - pożarła?
-Jej tytuł to Przeklęta, autorka jest z Polski. Dopiero zaczęłam, ale może być ciekawe - nareszcie zaczęliśmy temat, o którym lubię rozmawiać.
-Opowiesz nam jak skończysz, ale nie możesz nie iść na grilla - mama wtrąciła się z powrotem i ostudziła moją nadzieję.
-Dlaczego? - jęknęłam.
-Bo nie byłaś na ostatnim rodzinnym spotkaniu... - zaczęła wyliczać.
-I przedostatnim - dodał Tony.
-I tym wcześniejszym chyba też nie - dodał tata.
-No dobrze... Przyjdę - dałam sobie spokój.
      Nie chciałam kłócić się z rodzicami. W naszym domu zawsze panowała miła atmosfera, kłótnie raczej nie występowały, a jeżeli już, to tylko drobne. I choć miałam ochotę zagłębić się w lekturze, to postanowiłam spotkać się wreszcie z rodziną.

      Kiedy krótkie przygotowania do grilla skończyły się, a ja wraz z Tonym i rodzicami zasiedliśmy na tarasie, rodzina Ballów wreszcie się zjawiła. Dowiedziałam się również, że ciocia Callie, która choć biologicznie nie była z nami spokrewniona, to tak ją zwaliśmy, także planuje nas odwiedzić.
-Amy, Brad, jesteśmy - usłyszałam głos wujka Connora dobiegający z korytarza.
       Zaczęło się. Kolejny wieczór, podczas którego wszyscy będą rozmawiali o muzyce. Lubiłam czasem posłuchać jakichś piosenek, ale nie potrafiłam ani śpiewać, ani tańczyć, ani grać na żadnym instrumencie. Proszę, zlitujcie się nade mną!
       Jak przewidziałam, nie miałam zbytnio kiedy się wypowiedzieć, więc głównie siedziałam przy stole i byłam w innym świecie. Myślałam o książkach, które przeczytałam i tego typu rzeczach. Czy świat fantastyki nie jest cudowny?
-... w tej kawiarni? - ciocia Vanessa zwróciła się do mnie, wyrywając mnie z zadumy, lecz nie zrozumiałam za wiele z jej wypowiedzi.
-Co? Jakiej kawiarni? - spytałam zdezorientowana.
-No tamtej - ciocia wzruszyła ramionami.
-Ally, nie musisz udawać, chętnie posłuchamy o tym... chłopaku - mama również wlepiła swój wzrok we mnie.
-Jakim...?
-Al, chodzi o Ryana, nie udawaj głupiej - Tony wzruszył ramionami.
-Ryan? To ten taki w blond włosach do ramion, co z bransoletkami chodzi i opaskami na głowie? - odpowiedziała pytaniem mama.
-Tak, mamo... - odpowiedziałam troszkę zdenerwowana, że tylko na to mama zwróciła uwagę jeśli chodzi o Ryana.
-Widziałem go parę razy w mieście, na deskorolce - dodał tata. - Nawet niezły chłopak, pasujecie do siebie.
-Mówiłam wam, że się tylko przyjaźnimy.
-Wiesz, córciu, my z twoją mamą też się przyjaźniliśmy... Aż w końcu się jej oświadczyłem...





A oto i ostatnia część Thanksa!
Nie mam pojęcia, co napisać, więc przygotujcie się na to, że to co teraz przeczytacie będzie potokiem moich myśli :p

Zacznę może od podziękowania. Kolejność nie ma znaczenia c;

Dziękuję  mojemu "asystentowi", który sam się tak nazwał, Marcinowi za rady i pomysły podczas pisania Thanksa.

Dziękuję mojej siostrze, Marcie, która dość często pomagała mi w pisaniu.

Dziękuję Zosi, czyli Zosixowi w komentarzach, która wspierała mnie w pisaniu w szkole.

Dziękuję Oli, Aleksandrze, która skomentowała chyba każdy rozdział w drugiej części i pisała bardzo motywujące teksty.

Dziękuję Julii, która od początku wspierała mnie na Facebooku.

Dziękuję Indze, autorce ukochanego przeze mnie Fall'a, za jej komentarze i jej opowiadanie, które również było moją motywacją.

Dziękuję wszystkim innym osobom, które komentowały, nie patrzcie teraz na to, że nie napisałam was konkretnie, ponieważ wszyscy wy byliście dla mnie wielką motywacją.

I podziękowania dla tych, którzy pewnie nie przeczytają tego posta, ale nie wypadałoby im nie podziękować c;

Dziękuję Bradowi Simpsonowi, ponieważ to głównie on był moją inspiracją do Thanksa.

Dziękuję Amandzie Seyfried, która myślę, że jest dla mnie sporym autorytetem oraz moją główną bohaterką.

Dziękuję chłopakom z The Vamps, ponieważ to ich muzyka gościła najczęściej w moich rozdziałach.

Dziękuję Janet Devlin, której muzyka jest moją inspiracją.

Dziękuję autorom filmów, takich jak Wciąż ją kocham, Listy do Julii, Mamma Mia, czy różnych innych, których teraz nie wymienię, ponieważ to z nich czerpałam inspirację do wydarzeń w fanficu.

Dziękuję autorom bajek Disney'a i ,choć nieprawdziwym, ale postaciom w nich pojawiających się, bo to z nimi się utożsamiam.

Dziękuję wszystkim innym postaciom fikcyjnym, autorom książek, filmów, czy piosenkarzom, np. Edowi Sheeranowi, który również mnie motywuje i inspiruje.

Dziękuję również Wiktorii, Mardy Bum, Peggy Brown, czy niezależnie od pseudonimu - po prostu autorce Curlsa i The Royals Academy, ponieważ to właśnie przez nią w ogóle zaczęłam pisać fanfiction.

Dziękuję wszystkim, którzy w jakiś sposób przyczynili się do tego, że nie poddałam się w pisaniu opowiadania, ponieważ to jedna z najlepszych rzeczy, jakie spotkały mnie w tym roku szkolnym. Cieszę się bardzo, że postanowiłam pisać to i dla siebie, i dla was, ponieważ dzięki temu potwierdziły się moje przypuszczenia, że to właśnie to chcę robić w życiu - pisać.


Nie wiem, co jeszcze powinnam napisać. Obym o nikim nie zapomniała, jeśli tak to bardzo przepraszam.
Nie będę pisała, że płaczę, czy coś, ponieważ wcale tak nie jest. Boli mnie głowa i dziwnie się czuję, kończąc coś, co zaczęłam jakieś pół roku temu, coś na co poświęciłam tyle czasu. Mam nadzieję, że rozumiecie jednak, choć trochę, co czuje.
Oczywiście to nie koniec mojej przygody z fanficami. Przeklęta, bo tak nazywać się będzie moje następne opowiadanie, cały czas się tworzy, pracuję nad nią i jak tylko coś opublikuję, zapewne będę informować o tym wszystkich, co czytali Thanksa. Mam nadzieję, że tam zerkniecie równie chętnie, no ale zobaczymy.

Nie chcę też traktować tego posta jak ostatniego, ponieważ może kiedyś mnie coś najdzie i postanowię napisać sobie coś jeszcze na tym blogu, bo nie chcę się z nim rozstawać.
Tak też, Thanksa nie usuwam, wszystkie konta pozostają aktualne i nieważne, kiedy to czytasz, wiedz, że jeśli czegoś potrzebujesz, to zawsze możesz się ze mną skontaktować, bo sprawdzać będę te stare konta.

I jeszcze raz - dziękuję wam wszystkim! ♥

Pozdrawiam,
Marysia

niedziela, 15 marca 2015

~2~ Rozdział 15#:"Podziękowanie"

Przeczytaj ~2~ Rozdział 14#


~Amy



      Nagle obudziłam się. Co za dziwny sen! Po chwili zapomniałam jednak o czym był, wiedziałam, że był straszny. Sny mają to do siebie, że czasem się je zapomina i może to nawet dobrze?
      Tak też, wieść o naszych zaręczynach rozeszła się szybko. Moi rodzice, choć najpierw zdziwieni, byli szczęśliwi, że w końcu się związaliśmy. Chłopcy z zespołu wiedzieli już wcześniej, co planuje Brad, więc tylko mu gratulowali. Vanessa zachowywała się mniej więcej tak jak ja na wieść o jej zaręczynach. Tabloidy nie potrzebowały dużo czasu, więc już następnego dnia internet huczał o naszym związku. W końcu i ja się nie powstrzymałam i dodałam na swojego Instagrama zdjęcie z potwierdzeniem zaręczyn i plotek panujących wokół nich.
       Minął rok, ja zdążyłam zagrać w Listach do Julii, a chłopcy wydać nowy album. Przyszedł czas na ślub Connora i Vanessy. Było to skromne przyjęcie, takie jakie chcieli.
       Tristan i Callie nie chcieli zostać jedynymi i w końcu też się zaręczyli. James spełnił swój życiowy cel i wyrwał Ashley i choć ich związek kipiał świeżością, to tylko czekaliśmy, co z niego wyniknie.
         Bradley i ja stwierdziliśmy w końcu, że nie ma sensu dłużej czekać. Zaplanowaliśmy wesele, a wtedy zaczęła się moja gorączka. Razem z Vanessą, Callie, Justie i moją mamą planowałyśmy wszystko od najdrobniejszych szczegółów. Data wypadła nam na dwunastego lipca, w sam środek lata. Całe szczęście, ponieważ marzyłam, aby mieć wesele na dworze.

        Goście siedzieli już w kapliczce na wzgórzu. Ja stałam w ogromnej, kwiecistej sukni ślubnej przed wejściem, a moje druhny, czyli Callie i Van uspokajały mnie tylko.
-Chyba zaraz zwariujęęę! - krzyknęłam przeciągając ostatnią głoskę.
      Chodziłam w kółko na placu przed kościółkiem i nie mogłam się opanować.
-Amy - zaczęła Van. - Hej?
-AMY! - krzyknęła Callie. - Tak, tak, przejmujesz się, ale spokojnie - podeszła do mnie i przytrzymała mnie za ramię. - Co w tym strasznego?
-Nie wiem! - jęknęłam. - Boję się, że coś się nie uda.
-Co się może nie udać, Amy? - zapytała Vanessa. - Nie rozumiem cię, ja nie miałam takich problemów przed ślubem - wzruszyła ramionami.
-Tak, Van, wmawiaj sobie. A te tabletki uspokajające to na co były, hm? - spytała Carolline.
       Vanessa machnęła ręką.
-Amy, nie mamy czasu na marudzenie - powiedziała Callie stanowczym tonem. - Bradley tam czeka, ksiądz i masa innych gości. Chodźże, bo oni tam powariują!
-Ile mamy czekać, córuś? - nagle z kościoła wyłoniła się moja mama. - Chodź już, nie przejmuj się, goście się niecierpliwą.
      Wzięłam głęboki oddech, kiwnęłam głową. Mama weszła z powrotem do kaplicy, zawiadomiła chyba wszystkich, że wchodzimy, a moje druhny złapały gigantyczny welon zwisający z mojej głowy. Stanęłyśmy w wejściu, organy zadudniły, wszyscy goście wstali. Zaczęło się.



~Brad

      Zniecierpliwiony, zestresowany i ogółem sparaliżowany stałem przed ołtarzem. Czekaliśmy na Amy, która, nie wiedzieć czemu, jeszcze nie weszła do kościoła. Nagle goście wstali, muzyka rozbrzmiała a w progu pojawiła się panna młoda.
      Amy. Właśnie ta, moja Amy, była teraz najpiękniejszą kobietą na Ziemi. Przezroczysty biały welon delikatnie zasłaniał jej fryzurę składającą się z wielu przecudnych loczków. Na twarzy dziewczyny gościł niepewny uśmiech, oczy wlepiła we mnie. Jedno spojrzenie wystarczyło, bym zorientował się, że nie tylko ja stresuję się ślubem.
      Góra sukni Amy była gorsetem, wyłożonym białymi kwiatami. Dół natomiast rozszerzał się i swobodnie opadał na ziemię.
      Im bardziej Amanda zbliżała się do mnie tym większą ekscytację czułem. Coraz bardziej zdawałem sobie sprawę z tego, że nareszcie Amy będzie zupełnie moja.
      Dziewczyna wreszcie dotarła do ołtarza. Stanęła naprzeciwko mnie, a ja znów zapatrzyłem się w jej cudowne oczy. Przez całą uroczystość rzeczywistość nie do końca do mnie docierała. Udało mi się na szczęście wykonywać najważniejsze czynności, jak podpisanie tych wszystkich kartek, powtarzanie słów księdza (oczywiście roztrzęsionym głosem) i na koniec klasyczny pocałunek.

      Wreszcie wyszliśmy z dusznej kaplicy i na skutek otrzymania świeżego powietrza, zacząłem lepiej orientować się w sytuacji. Teraz zgodnie z zakintoską tradycją para młoda miała przejechać na osiołku do sali weselnej. Tristan przyprowadził rumaka i razem z Amy próbowaliśmy wcisnąć się na niego. Nie było to takie proste, zwłaszcza, że suknia Amandy troszeczkę krępowała jej ruchy. Na widok naszej nieporadności wszyscy rzucili się na pomoc, co niestety nie polepszyło sprawy. W końcu jednak osiołek zlitował się nad nami i ukucnął.
      Dalej już bez większych problemów dotarliśmy na plażę. Wesele odbyć miało się w restauracji Sunlight, tej samej, co urodziny Amy jakiś czas temu. Zrezygnowaliśmy jednak z wynajmowania sali ze względu na pogodę jaka panowała. Kto chciałby kisić się w środku przy 30-paro stopniowym upale? Zarezerwowaliśmy więc taras oraz wyznaczoną część plaży.
      Osiołek dostał w nagrodę jabłko, a my mogliśmy rozpocząć wesele. Pozwoliłem sobie zdjąć marynarkę, w której było mi zdecydowanie za gorąco zważając na temperaturę powietrza i mnie samego, podnieconego uroczystością. Odetchnąłem z ulgą zrzucając z siebie górę garnituru i patrzyłem tylko ze współczuciem na Amy, która musiała gotować się w swojej sukience.
      My, jako para młoda, stanęliśmy przed wejściem na teren restauracji, aby przyjąć od gości ewentualne prezenty.
     Amy złapała mnie pod rękę, a pierwsza w kolejce pojawiła się Vanessa z Connorem. Dziewczyna nic nie powiedziała tylko rozpłakała się któryś już raz tego dnia.
-Myślę, że gdyby była w stanie, to powiedziałaby, że jest z was bardzo dumna, tak jak i ja - powiedział Con.
-Po-oo-o tym-m wszystki-im, co przeszliścieee - zaczęła Van przez łzy. - Gratuluję wam, napra-awdę!
      Dwie najlepsze przyjaciółki przytuliły się mocno, Con wręczył mi prezent i przyszła kolej na Tristana oraz Carolline.
-Udało wam się, co? - stwierdził Tris.
      Oboje z Amandą przytaknęliśmy.
-Amy, nie płacz, makijaż ci się rozmaże - ostrzegła Callie, po czym roześmiała się.
      Para obdarzyła nas przeogromnym, białym, pluszowym misiem.

      Podchodziło do nas wiele osób z przeróżnymi prezentami. Ciekawe było, gdy James z Ashley składali życzenia. Wszyscy pamiętaliśmy swoje dawne relacje i w tym momencie po prostu roześmialiśmy się.
-Ale widzicie, utwierdziliście się chociaż w przekonaniu, że nic wam nie przeszkodzi!
      Na wesele zaproszony został również Dominic. Z początku atmosfera była dość niezręczna, lecz po kilku trafnych żartach rozluźniła się.
      Zaprosiliśmy całą rodzinę Amy, kilku jej znajomych z planów filmowych, a także moich współpracowników, pana Eleganckiego, na przykład.

      Wreszcie wręczanie prezentów skończyło się. Wszyscy przeszliśmy do przyjemnego punktu programu zwanego jedzeniem oraz tego mniej mi bliskiego, czyli tańczenia. Nigdy nie byłem zbyt dobrym tancerzem. Oczywiście nie mogłem oprzeć się Amandzie, która wyciągnęła mnie na środek plaży, abyśmy tańczyli. Później spalałem się ze wstydu, bo moje ruchy były doprawdy pokraczne. I myślę, że określenie "spalałem" jest idealne, ponieważ panował taki upał, jakiego dawno nie było.




~Amy

      Co za dzień! Wesele było idealne! Jeszcze się nie skończyło, a już mogłam tak stwierdzić.
-Amy, kiedy zaczynasz swoje show? - spytała mnie nagle Vanessa, kiedy to rozmawiałam z jednym z wujków.
-O mamciu, zupełnie zapomniałam - zasłoniłam twarz obiema dłońmi zszokowana. 
-Chodź, pomogę ci się przygotować - powiedziała, a po drodze do szatni w restauracji zawołałyśmy Callie.
        Mała przebieralnia dla pracowników Sunlight musiała mi wystarczyć do przebrania się z wielkiej sukni ślubnej w inną. Tym razem ubrałam mocno falbaniastą białą sukienkę w różowo-zielone, drobne kwiatki, bez ramiączek. Nareszcie było mi lekko i luźno! Dziewczyny poprawiły mój makijaż, chciały, żebym dobrze wyglądała na weselu.
       Wróciłyśmy na plażę do wszystkich gości. Oślepiło mnie zachodzące właśnie słońce i głośno kichnęłam, jak to zwykle miewam w takich sytuacjach. Wszyscy popatrzyli w moją stronę i nerwowo się zaśmiałam. Bradley, jakby nie patrzeć - mój mąż, podszedł do mnie i objął ramieniem. Dał buziaka w policzek i szepcząc na ucho spytał:
-To już teraz?
       Przytaknęłam.
       Skierowaliśmy się w stronę fortepianu stojącego na drewnianym podeście zaraz obok zejścia na plażowy teren restauracji. Brad usiadł na stołku przed instrumentem, a ja podałam kilka słów wyjaśnień.
-Hej, posłuchajcie wszyscy - powiedziałam dość głośno. Gdy wszyscy odwrócili się w moją stronę, dokończyłam: - Pomyślałam, że to dobry moment, by wam wszystkim jakoś podziękować. Zwłaszcza przyjaciołom, Vanessie i Callie, Tristanowi i Jamesowi oraz rodzinie - Connorowi i Justie, mamie i tacie. Jesteście dla mnie bardzo ważni i chcę abyście o tym pamiętali. Kocham was - poczułam jak rumienię się z zakłopotania, ale nie mogłam przerwać swojej mowy i dodałam jeszcze: - I ty Brad. Nie znam dobrych słów, żeby to wszystko opisać, ale dziękuję. Napisałam taką prostą piosenkę... Stwierdziłam, że chciałabym ją zaśpiewać właśnie teraz, o ile nie macie nic przeciwko.
        Nie usłyszałam protestu.
        Usiadłam obok Brada przed fortepianem i próbowałam się skupić. Kątem oka zauważyłam, że chłopak, a w sumie, to mąż, przygląda mi się, z pewnością czekając na pozwolenie na start. Pomyślałam, że muszę włożyć całe serce w zaśpiewanie tej piosenki. Aby osoby, dla których jest napisana, dobrze ją zrozumiały. Oby się udało...
      Bradley ścisnął lekko moją dłoń. Popatrzyłam na niego z wdzięcznością, a ten zaczął grać.

     
      Chłopak zagrał pierwsze dźwięki. Nie odwracał ode mnie wzroku, bezdźwięcznie wymawiał "Nie stresuj się". Nerwowo przytaknęłam i zaczęłam śpiewać.


I'm nothing special, in fact I'm a bit of a bore

When I tell a joke, you've probably heard it before
       
      Rozległy się gromkie brawa. Moje poliki zrobiły się jeszcze bardziej czerwone niż wcześniej, czułam to. Na twarzy jednak gościł uśmiech, ponieważ to, co robiłam sprawiało mi wielką przyjemność.
'Cause everyone listens when i start to sing
I'm so grateful and proud
      
      Popatrzyłam na Brada. Również uśmiechał się szeroko, kiwaniem głowy zachęcał mnie do kontynuowania.
All i want is to sing it out loud
So i say
Thank you for the music...
     
      Nareszcie mogłam to wszystko zaśpiewać. Przeniosłam wzrok na moją rodzinę i przyjaciół. Callie i Vanessa pokazały mi, że trzymają kciuki, a z ich min wywnioskowałam, że chyba są ze mnie dumne. Rzadko się zdarza, żebym śpiewała dla publiczności na żywo z własnej woli.

I ask in all honesty
What would life be?
Without a song or a dance
What are we?
      
      Pytanie skierowałam do Brada. Kim jesteśmy bez muzyki? W naszym życiu miała ona na prawdę duże znaczenie. Było wiele piosenek, które kojarzyłam z danymi sytuacjami z naszego związku. 

For giving it to me
      
     Zaśpiewałam mu to "na ucho", choć oczywiście każdy słyszał mój śpiew. W końcu miałam mikrofon! Bradley dostał buziaka w policzek, a ja odwróciłam się tak, aby patrzeć prosto na moją mamę. Dalsza część piosenki była o niej. O tym jak rozpoczęła się moja przygoda z muzyką.

She says i began to sing long before i could talk
But i often wonder 
How did it all start
     
      Chciałam spytać rodzicielki, jak to się stało, że zaczęłam śpiewać i tym samym podziękować jej za to, że w jakiś sposób wlała muzykę do mojego życia. W końcu towarzyszyła mi ona przez prawie cały czas.
Jak spotkałam Brada na plaży - śpiewał.
Spędzaliśmy razem czas w porcie - śpiewał.
Jego koncert, najważniejszy w życiu - śpiewał.
Na moich 16 urodzinach, które przygotował - śpiewał.
Kiedy pytał mnie o chodzenie - śpiewał.
Zabrał mnie na koncert Lawson, gdzie Andy Brown śpiewał.
Podczas szkolnego musicalu, który wpłynął na moją życiową karierę, ja śpiewałam.
Kiedy wyjechałam, by zagrać w Mamma Mii, Brad nagrał filmik, w którym śpiewał.
W całej Mamma Mii śpiewałam.
Na Gwiazdkowym balu, tańczyłam z Bradem do muzyki, a później Brad śpiewał Hallelujah.
Podczas mych podróży: do domu, do Francji, słuchałam ulubionej muzyki.
I teraz, na swoim ślubie, jednym z najważniejszych dni w życiu, również śpiewam.

Without a song or a dance 
What are we?
So i say:
THANK YOU FOR THE MUSIC
For giving it to me...
     
      Tak, podziękowanie za muzykę i zaśpiewanie tego, jest jedynym co mogę zrobić, by wyrazić wdzięczność moim bliskim.

I've been so lucky, I am the girl with golden hair
I wanna sing it out to everybody
What a joy, what a life, what a chance!


Thank you for the music, the songs I'm singing
Thanks for all the joy they're bringing
Who can live without it, I ask in all honesty
What would life be?
Without a song or a dance what are we?
So I say thank you for the music
For giving it to me
So I say thank you for the music
For giving it to me



***

~Brad


      Jak można opisać to uczucie? Kiedy czujesz, że zrobiłeś już wszystko, co powinieneś i właściwie nie masz już żadnego celu, lecz życie jest zbyt piękne, by z nim kończyć. Nareszcie wypełniłem to, o czym marzyłem: o związku małżeńskim z Amandą. Teraz już Amandą, nie Seyfried, a Simpson.




Ah....
To jest już 15 rozdział. Ostatni rozdział. 
Nie wiem, jak wy, do mnie to jakoś nie dociera.
Może dlatego, że dodam jeszcze epilog... Nie wiem za ile, ale będzie c:

Nie piszę tu za dużo. Wszystko, co chcę wam przekazać, przekażę w następnym poście. 
Ale co... Trochę was wrobiłam z tą Zatoką Wraku, co? :D Mam nadzieję, że mi wybaczycie ten "mały żarcik" i fakt, że Amy sobie to wszystko przyśniła, polepszył wam humor :p Groziliście mi już w komentarzach, że zrzucicie z klifu, zaczęłam się bać :p Ale to miłe, że aż tak przeżywacie, to, co się dzieje w opowiadaniu c: 
I gratuluję osobom, które zaczęły domyślać się, że to sen :D

Już nie proszę was o ileś tam komentarzy. Oczywiście chętnie je poczytam, ale epilog dodam niezależnie od ich liczby c;

Tak też - widzimy się jeszcze w epilogu, kochani! ♥