wtorek, 28 października 2014

Rozdział 20#: Ostatni rozdział, część pierwsza.

//Przeczytaj Rozdział 19# aby wiedzieć, co się stało w poprzedniej części opowiadania :)



Dedykuję ten rozdział Julii Dubiel, która wspierała mnie od samego początku i zawsze wypytywała na Facebooku o nowości.
Dedykuję go również Luizie Łapińskiej, która skomentowała każdy mój rozdział, bez wyjątku. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.
Chcę podziękować także każdemu anonimowi i nie tylko, który czasem krótszym, czasem dłuższym komentarzem wspierał mnie przez te 2 miesiące.
DZIĘKUJĘ!


Amanda



      Biedny Connor. Van nie chciała do niego wrócić, a ja nie mogłam nic z tym zrobić. Stwierdziłam, że nic na siłę - po jakimś czasie Conowi przejdzie, znajdzie sobie inną dziewczynę, a Van... Kto
to wie? Vanessa była nieprzewidywalna. Najdziwniejsze jednak było to, że tworzyli piękny związek, a rozstali się z byle powodu. Nie potrafiłam tego zrozumieć.
      A co z Bradem? Pogodziliśmy się następnego dnia. Ufałam mu i wiedziałam, że nic nie czuje
do Ashley. Byłam z nim zbyt szczęśliwa, żeby się kłócić. Zdążyłam poznać jego wady, zaakceptowałam je. Miały się nijak z zaletami Bradley'a. Czułam, jakbym mogła spędzić z nim całe życie.

***

      Wakacje minęły, rok szkolny również... W moim związku z Bradem bywały wzloty i upadki, mimo wszystko wciąż trwaliśmy przy sobie.
      Ashley przeprowadziła się, kiedy skończyła gimnazjum. Wyjechała gdzieś do Grecji i tyle ją widzieliśmy. Oczywiście pojawiło się wiele nowych kandydatek do roli "super laski" Zakintos, lecz żadna nie dorównywała poprzedniczce. Nie znosiliśmy Ashley, to prawda, lecz brakowało nam jej w pewien sposób. Sprawiała, że związki na naszej wyspie były trudniejsze do utrzymania, a kiedy zniknęła zapanował spokój w życiu uczuciowym mieszkańców Zakintos.
       James nie mógł się pozbierać po odejściu Ash. Uganiało się za nim wiele dziewczyn, lecz ten nadal miał w głowie tylko tę jedną. Skupił się bardziej na nauce i muzyce dzięki czemu powoli o niej zapominał. Jednak długo to trwało.
       A Tristan? Nie przestawał żartować. Wciąż uznawany był za największego dowcipnisia w szkole. Dziewczyny omijał z daleka patrząc na to, co działo się z jego przyjaciółmi. Vampsi, ja i Vanessa zastanawialiśmy się tylko, kiedy pojawi się ta jedna jedyna, która zawróci mu w głowie.
      Co do Conessy... Nie wybuchła między nimi wojna. Pogodzili się z tym, że będą się widywać, najczęściej poprzez mnie, a po jakimś czasie znów stali się dobrymi przyjaciółmi. Starali się nie wspominać ich krótkiego związku, lecz osobiście czułam, że kiedyś do siebie wrócą.

      Nim się obejrzeliśmy, Tristan i James skończyli szkołę. Connor i Brad mieli dużo roboty, ponieważ został im ostatni rok nauki. A ja i Van musiałyśmy pogodzić się z tym, że uczyć będziemy się jeszcze przez całe dwa lata.
      Kiedy jednak byłyśmy w trzeciej klasie gimnazjum, pojawiły się przed nami nowe możliwości...
      Pamiętacie jeszcze pana Dranwood'a? To ten krytyk, który właśnie mnie wybrał jako swoją podopieczną. Od czasu musicalu opłacał mi wyjazdy do teatru, lekcję sztuki itd. Moje umiejętności aktorskie skoczyły wysoko w górę i p. Dranwood to zauważył. Pewnego dnia dostałam od niego intrygującego mail'a, w którym zaprosił mnie do kawiarni na Zakintos w celu omówienia pewnych spraw. Nie napisał nic więcej i właśnie dlatego zżerała mnie ciekawość.
      To samo spotkało The Vamps. Ich menedżer - Brad nazywał go Panem Eleganckim, ogłosił, że musi się z nimi spotkać w celu omówieniu kilku ważnych spraw. I to tego samego dnia, co ja,  konkretnie 30 marca. A najciekawsze było to, że mieli się spotkać w kawiarni obok.
      Spotkaliśmy się na ulicy obok obu kawiarni.
-Czy chociaż wy wiecie, o co chodzi? - zapytałam chłopaków po uprzednim całusie z Bradem.
-Tak średnio... - przyznał Connor.
-Myśleliśmy, że pewnie chodzi o coś z wydaniem płyty, ale szczerze mówiąc omawialiśmy to z nim wcześniej - dodał James.
-A skąd wiecie, może po prostu zaprosił nas na kawę? - powiedział Tris, który rzadko kiedy brał coś na poważnie - Ja stawiam na to, że John po prostu chce się umówić z Jamesem.
       Zaśmialiśmy się.
-No dzięki Tris, że uznałeś mnie za geja! - usłyszeliśmy nagle i okazało się, że Pan Elegancki właśnie do nas podszedł - Dzień dobry - dodał na mój widok i podał mi rękę.
-To wchodzimy? - spytał Brad, po czym pożegnali się ze mną i weszli do kawiarni.
      Nie czekałam długo, jak pan Dranwood również dotarł na miejsce.
-Dzień dobry, Amy! - wykrzyknął serdecznie - Jak my się dawno nie widzieliśmy! Ze spotkania na spotkanie wyglądasz coraz lepiej - przyznał, a ja zarumieniłam się.
-Niech pan da spokój...
-Zapraszam - otworzył mi drzwi od kawiarni i polecił wejść do środka.
      Zamówił dla nas po kawie i jakimś cieście.
-Opowiadaj, co tam u ciebie? - zapytał.
-Wszystko raczej dobrze, trochę się martwię o oceny na koniec szkoły... - wyznałam.
-E tam, na pewno będzie dobrze - odparł, uśmiechnęłam się.
-Oby... - westchnęłam - Ale... Mówił pan, że musimy coś omówić, a przyznam szczerze, że zżera mnie ciekawość - przyznałam.
-No dobrze... To usiądź wygodnie, bo ta wiadomość może tobą wstrząsnąć - ostrzegł p. Dranwood ze śmiechem.
-Już się boję - również się zaśmiałam.
-Tak więc... - zaczął mój niby-opiekun - Masz szansę zagrania w filmowej wersji musicalu Mamma Mia! - wykrzyknął jednym tchem.
       Prawie wyplułam pitą przeze mnie kawę.
-NA PRAWDĘ?! - wykrzyknęłam tak głośno, że usłyszała mnie chyba cała kawiarnia.
-Tak, tak, mówię serio - znów się zaśmiał - Załatwiłem ci rolę Sophie, czyli praktycznie głównej bohaterki w filmie.
       Tym razem nie wytrzymałam i wyplułam kawę. Na szczęście i nieszczęście poleciała do kubka. Ten minus, że nie mogłam napić się znowu.
-Boże Święty, pan na prawdę żartuje! Ja w głównej roli?!
-Tak, Amy! A teraz szczegóły - w lipcu wyjechałabyś ze mną do USA, tam w studiu zaczęłyby się pierwsze próby do filmu. Później... - próbował mi wyjaśnić, lecz w tym momencie do kawiarni wbiegli z krzykiem James, Connor, Tristan i Brad.
-BĘDZIEMY MIELI TRASĘ!!! BĘDZIEMY MIELI TRASĘ!!! - krzyczeli wszyscy na raz, a ludzie siedzący w budynku zaczęli klaskać.
-Naprawdę?! - też wykrzyknęłam i rzuciłam się w objęcia Brada.
       Otarłam pojawiające się w moich oczach łzy radości.
-To słuchajcie co u mnie - zaczęłam - Zagram główną rolę w Mamma Mii!
       Chłopcy znów się wydarli. Nie zauważyłam jak pojawił się Pan Elegancki, przywitał się z Dranwoodem i oboje cieszyli się z naszego szczęścia.
-Trzeba zadzwonić do Vanessy! - powiedziałam jeszcze.
      Wyszliśmy na dwór i cała nasza piątka skupiła się wokół mojego telefonu. Włączyłam Van na głośnik, a kiedy odebrała wszyscy naraz krzyknęliśmy, ja: "mam główną rolę w Mamma Mii!", a chłopcy "mamy trasę!", tak że Vanessa nic nie zrozumiała.
-Cooo?! Jeszcze raz, Amy co chciałaś powiedzieć? - spytała.
-Zagram główną rolę w Mamma Mii! - krzyknęłam, po czym usłyszeliśmy odgłos tłuczonego szkła.
-Potłukłam szklankę - powiedziała przelotnie Vanessa - To super Amy!!! Nawet nie wiesz jak się cieszę!!!
-To słuchaj, co u chłopców! - mówiłam cały czas krzycząc.
-Będziemy mieli trasę! - krzyknęli wszyscy na raz.
-Naprawdę?! Gratuluję! - odparła Van.
-Dobra, kończymy, wbijaj do Trisa na chatę! - krzyknął Brad i wyłączył rozmowę - John i pan, panie Dranwood, zechcecie uczcić to z nami?
-Nieee, nie będziemy wam przeszkadzać.

       Zaraz po tym urządziliśmy sobie małe spotkanie w domu Tristana. Chłopcy, jako że byli już dorośli, pozwolili sobie na, na szczęście małą ilość alkoholu. Ja i Vanessa osiemnastkę kończyłyśmy za pare miesięcy, więc miałyśmy na to czas.
-Ale poczekajcie, dobrze rozumiem? - powiedziała w pewnym momencie Van - Jeżeli chłopcy będą gdzieś w Europie, a Amy w Ameryce... Ciężko będzie wam się spotykać, nie sądzicie?
      Wtedy nasza radość gwałtownie opadła. O tym nie pomyśleliśmy.
-Mamciu - powiedziałam tylko szeptem i wtuliłam się bardziej w Brada, który siedział obok mnie na kanapie.



Bradley



      Kiedy Vanessa wypowiedziała to, tak naprawdę oczywiste, zdanie, coś jakby we mnie pękło. Do tej pory strasznie cieszyłem się z tego, co nadejdzie. Jednak po tych 5 latach mojej znajomości z Amy, ciężko byłoby mi się pogodzić z aż taką rozłąką. Poczułem jak Amanda, która siedziała obok mnie na kanapie, wtula się we mnie i objąłem ją ręką. Położyła głowę na moim ramieniu. Od razu poczułem, że jej reakcja była podobna.
-Hej, ale co się załamywać? Znamy się wszyscy już tyle, to nie może nic zmienić! - powiedziałem po chwili.
-No wiadomo! - przyznał Tristan i nagle spoważniał.
-A co z tobą, Van? - spytała cicho Amy.
-Chętnie pojechałabym z tobą - przyznała - Ale nie wiem... Będzie w ogóle taka możliwość? Taki wyjazd dużo kosztuje, a mnie przecież tam nie opłacą - westchnęła.
-Pojedziesz z nami Van! - powiedział Connor - Nie zostaniesz przecież sama na Zakintos, co?
-To prawda, nie możemy się tak rozrzucić. Wystarczy, że Amy będzie na drugim krańcu świata - powiedział James. Po prostu nie mógł tego lepiej ująć, naprawdę...
-Słuchajcie, zostało nam jeszcze prawie pół roku do obu wyjazdów! Wykorzystajmy je jak najlepiej - Trisowi wrócił dobry humor.
-Tristan ma rację - powiedziała Amy z przekonaniem - Co się będziemy teraz martwić? Mamy przecież jeszcze tyle czasu!

      Jak powiedzieliśmy, tak zrobiliśmy. Do końca wakacji, prawie codziennie spotykaliśmy się po szkole. Urządzaliśmy sobie także spotkania w weekendy, tak często, że nasi rodzice mieli nas dość. Na wakacje również pojechaliśmy razem. Mianowicie postanowiliśmy, sami, bez opiekunów, wyjechać do Aten. Chcieliśmy zwiedzić tamtejsze zabytki, jako, że (oprócz Tristana, którego rodzice byli archeologami i często wyjeżdżali) nikt z nas tam jeszcze nie był. Wypadało być tam chociaż raz, ponieważ była to stolica Grecji.
       W centrum Aten mieszkała rodzina James'a, która sama akurat wyjechała do Włoch, więc mogliśmy zająć ich dom na te dwa tygodnie. Znaleźliśmy dwie sypialnie - jedna z jednoosobowym łóżkiem, druga z dwoma łóżkami. W salonie natomiast dwie kanapy. Pierwszą sypialnie zająłem ja i Amy, jako, że byliśmy jedyną parą, przy której spanie razem nie byłoby czymś dziwnym. Connor i Vanessa ulokowali się w drugiej sypialni, a James i Tristan mieli spać na kanapach.
     

Amanda



      Obowiązki typu sprzątanie, czy przygotowywanie posiłków podzieliliśmy na dni. Raz ja miałam robić obiad, a chłopcy kolację itd. Kiedy minął tydzień od naszego przyjazdu nadeszła kolej abym to ja przygotowała śniadanie. Wstałam wcześniej niż wszyscy, zostawiłam śpiącego obok mnie Brada i skierowałam się na parter, w stronę kuchni. Moje umiejętności kulinarne nie były zbyt wybitne i dlatego postanowiłam, że zrobię... jajecznicę.
       Było naprawdę wcześnie, więc nie spodziewałam się, aby ktokolwiek, oprócz mnie, miał zjawić się w kuchni. Muszę dodać również, że zawsze spanie w innym niż mój własny domu napawało mnie delikatnym strachem. Czułam się nieswojo przyrządzając to śniadanie, lecz wiedziałam, że już niedługo spotkam się z przyjaciółmi.
       Trzymałam w ręce jajko i już chciałam wbić je na patelnie, kiedy nagle poczułam zaciskające się wokół mojego brzucha ręce. Nie namyślając się wcale machnęłam ręką do tyłu w poszukiwaniu głowy napastnika i rozbiłam na niej owo jajo. Kiedy zorientowałam się, co się stało i odwróciłam, aby zobaczyć, kto mnie "zaatakował" okazało się, że był to po prostu Bradley.
-Uuups... Przepraszam - pisnęłam z miną niewniątka.
        Mina Brada była bezcenna. Po chwili jednak i ja nie wyglądałam lepiej: chłopak złapał drugie jajko przygotowane do zrobienia jajecznicy i rozbił je na mojej głowie!
-Ty głupku! - wykrzyknęłam i złapałam butelkę oleju, którą miałam pod ręką.
       Bradley zaczął uciekać po całej kuchni, a ja bezskutecznie wylewałam olej z nadzieją, że trafię na chłopaka. Po paru minutach naszej zabawy w kotka i myszkę Brad wytrącił butelkę z mojej ręki. Olej, który do tej pory ocalał również wylał się na podłogę. Brunet objął mnie i delikatnie pocałował w szyję, później ugryzł ucho, lecz to wszystko niedługo trwało, ponieważ w kuchni pojawili się nasi przyjaciele, zapewne zbawieni naszymi krzykami.
-Matko Boska, co wy tutaj zrobiliście, jeśli można wiedzieć?! - przeraził się James.
-Przepraszam, James... To moja wina, zaraz posprzątam - odparłam.
-Nieee, ja też się przyczyniłem do tego bajzelu, pomogę ci Amy - dodał Brad i przeczesał swoje włosy ręką, co zawsze robił, gdy był zakłopotany.
-A śniadanie oczywiście niezrobione... - mruknęła Vanessa i wzięła się za przygotowywanie jajecznicy.
-Czemu macie jajka we włosach? - zapytał Tris, palcem wskazując na nasze głowy. Machnęliśmy tylko ręką, żeby o nic nie pytał, po czym poszliśmy umyć się i przebrać.

        Dalszy wyjazd minął nam w miarę spokojnie... Jeśli spokojnym można nazwać wyjazd ze skręconym nadgarstkiem Connora, grypą Vanessy i moją własną wysypką wywołaną w tajemniczy sposób. Mimo wszystko wiedzieliśmy, że będziemy pamiętać te wakacje jako najlepsze w naszym życiu.

       Wrzesień - miesiąc mojej rozłąki z najlepszymi przyjaciółmi, zbliżał się nieubłaganie... Ale to już w następnym rozdziale...
     
   
      

Dudududuuum! :D

Tak właśnie chciałabym zakończyć pierwszą część Thanks'a c:
Nastoletniego życia naszych bohaterów nie można ciągnąć w nieskończoność zwłaszcza, kiedy ma się miliony pomysłów na ich życie dorosłe :D
I dlatego chciałam skończyć część pierwszą na tych 20 rozdziałach.
Każdy rozdział był dla mnie samej osobną przygodą... Nie zdajecie sobie sprawy ile razy ja je czytałam podczas sprawdzania itd...

Podziękowania, które mogliście przeczytać na początku tego rozdziału chciałabym rozwinąć jeszcze tutaj. Mianowicie, nawet nie wiecie jaką radość mi sprawiliście po prostu czytając to opowiadanie. Nie spodziewałam się aż takiego odzewu z czyjejkolwiek strony, a tu bum! 100+ wyświetleń dziennie. Niektórzy może powiedzą, że to nie jest bardzo dużo, lecz dla mnie... WOW!
Nawet nie wiecie ile radości i satysfakcji sprawiał mi każdy komentarz przez was napisany... Jak wstrzymywałam oddech klikając odśwież i jak cieszyłam się, kiedy widziałam, że liczba komentarzy wzrosła chociaż o jeden.
Przy okazji chciałabym napisać, że do tej pory napisaliście, razem ze mną, równe 100 komentarzy! Jest to naprawdę duża liczba i tak się z tego powodu ciesze...

Ale co? To przecież nie jest koniec, więc nie mam zamiaru się z wami żegnać :D
Widzimy się za jakiś czas w części drugiej! Mam nadzieję, że w podobnym, a nawet zwiększonym gronie! c:

Jeśli chodzi o termin następnego rozdziału, to nie wiem jeszcze, kiedy go opublikuję... Nie będzie to w sobotę, tak  jak zazwyczaj bywało, tylko trochę później. Zwłaszcza, że mamy Wszystkich Świętych... Informować na bieżąco będę was na Facebooku, a częściej na asku c;

Tym razem nie napiszę ile komentarzy musicie napisać, abym opublikowała następny rozdział. Ale byłoby mega, gdybyście napisali tak 20 komentarzy *-*

I standardowo,
Pozdrawiam,
Marysia ♥

sobota, 25 października 2014

Rozdział 19#: "Bałem się odpowiedzi"

//Przeczytaj Rozdział 18# aby wiedzieć, co się stało w poprzedniej części opowiadania :)







Nowy rozdział dodam pod warunkiem, że od dziś dojdzie conajmniej 10 nowych komentarzy.




Amanda



-Nie znam bardziej pasującej do siebie, oprócz nas i ich, pary. Uwierz, na pewno będzie dobrze - odpowiedział.
-Oj, to słodkie - odparłam i dałam Bradowi buziaka w policzek.
       Skierowaliśmy się w stronę portu, miałam odwiedzić chłopaka. Jednak po drodze naszą uwagę zwróciła głośna muzyka z innej małej wyspy - klubu Island.
-Amy, może wstąpimy do nich na chwilę? - zaproponował Brad.
-Sama nie wiem... - nie byłam zbyt przekonana.
-Oh, no chodź! Pół szkoły tam będzie - chłopak  próbował mnie przekonać.
-Tak, to pół z Ashley na czele - odpowiedziałam z ironią.
-Nawet jeśli, to nie zaszkodzi nam się trochę zabawić. Mamy wakacje, a ty przecież lubisz imprezy.
-Niech ci będzie... Ale tylko na chwilę, jak coś to wyjdziemy - ostrzegłam.
      Kiedy przeszliśmy już przez most prowadzący z jednego lądu na ten mniejszy, z klubem, rozpoznaliśmy wiele twarzy. Spotkaliśmy nawet Jamesa, który prawdopodobnie przywlókł się tu za Ashley. Tak, jego obsesja na jej punkcie nadal nie zmalała.
-Hej, co wy tu robicie? - James próbowała przekrzyczeć ludzi śpiewających piosenkę Timber, Pitbulla i Keshy.
-Tak przyszliśmy! - odkrzyknął tylko Brad.
       Rozejrzałam się jeszcze trochę. Stwierdziłam, że Ashley, która zauważyła, że przyszłam, patrzy prosto na mnie. Stała po drugiej stronie plaży, lecz ruszyła w naszą stronę.
       Tutaj przydałoby się parę słów wyjaśnienia: Island, czyli klub obejmujący całą wysepkę unoszącą się na wodzie tuż obok Zakintos, dzielił się na dwie części: część wewnątrz wyspy, czyli stoliki, barek itp. - obiekty pod dachem oraz na plażę, czyli miejsce do tańca. My znajdowaliśmy się właśnie na plaży i tam przyłapała nas Ashley. Niestety.
-Ashley tu idzie - powiedziałam do ucha Bradley'a.
       Ten wybałuszył oczy na znak zdziwienia, lecz na nasze nieszczęście nie mogliśmy już nigdzie się schować. Dziewczyna była już przy nas i powiedziała:
-Kogo ja tu widzę? To ty, Brad, chodzisz jeszcze na takie imprezy? Myślałam, że zniżyłeś się już do poziomu... jej - i obdarzyła mnie spojrzeniem godnym conajwyżej robaka.
-Oh, doprawdy, Ashley? Ja jakoś nie patrzę na to, na jakim jestem poziomie - złapał mnie za rękę.
       W tamtym momencie włączyli jakąś skoczną piosenkę, której tytułu nie znałam, a Brad pociągnął mnie wśród tańczące pary. Spędziliśmy dobre parę minut na tańczeniu, a później skierowaliśmy się w stronę stolików. Zamówiliśmy sobie zimne napoje i postanowiliśmy odpocząć. Oczywiście Ashley nie pozwoliła nam na to. Kiedy już siedzieliśmy i delektowaliśmy się świeżymi sokami usłyszeliśmy jej głos dochodzący z głośników:
-Teraz zaśpiewam piosenkę skierowaną do Bradley'a Simpson'a. Dziewczyny? Zaczynamy.
Piosenkę wykonuje Avril Lavigne, lecz w tym wypadku przejmiemy, że śpiewa ją Ashley ;)

      Nagle podbiegło do nas kilka dziewczyn i wspólnymi siłami odsunęły one krzesło Brada. Śpiewając "Hey, hey, you, you" Ashley bez skrupułów zbliżała się do chłopaka. Ja zostałam bezczelnie wypchnięta przez jej niby-przyjaciółki poza budynek klubu i mogłam tylko domyślać się, co dziewczyny robią z moim chłopakiem.



Bradley



      Kilka dziewczyn podbiegło do mojego i Amy stolika i zepchnęło mnie z krzesła. Wbrew mojej woli zostałem popchnięty w stronę Ashley, która śpiewała jakąś piosenkę o tym, że nie lubi mojej dziewczyny i, że powinienem mieć nową. Czego znowu ode mnie chciała?! Tańczyła wokół mnie, wykonywała dziwne ruchy, a ja nie mogłem temu zaprzestać, ponieważ otaczał mnie mur jej niby-przyjaciółek. Co gorsza, Amy gdzieś zniknęła. 
       Nim się zorientowałem, zostałem znów popchnięty na krzesło. Ashley usiadła na moich kolanach, swoim wydłużonym poprzez tipsy palcem wskazywała na moją klatkę piersiową. Co chwilę zbliżała swoją twarz niebezpiecznie blisko mojej, lecz w końcu udało mi się uciec.  Długo się nie namyślając, zrzuciłem z siebie koszulę i spodnie i wskoczyłem do wody. Przepłynąłem na drugi koniec wyspy, a w między czasie rozglądałem się w poszukiwaniu Amy. Ujrzałem ją siedzącą na mostku. 
      Szybko pobiegłem w jej stronę, zapominając o tym, że mam na sobie tylko kąpielówki.
-Amy! - krzyknąłem z daleka, a dziewczyna obejrzała się - Boże, tutaj jesteś.
-Tak... - odparła cicho.
-Nie wiem, co się stało... Kiedy zniknęłaś? - zapytałem.
-Zaraz na początku tej piosenki - odpowiedziała sucho.
-Hej, co jest? - spytałem łagodnie.
      Amanda odwróciła lekko swoją twarz i popatrzyła na mnie tymi pięknymi oczami.
-Brad... Nie podoba mi się to, jak Ashley się tobą bawi - wyznała.
-Bawi? Śpiewała sobie jakąś durną piosenkę, jak tylko mi się to udało, uciekłem - broniłem się.
-Widzę, że aż skoczyłeś z rozpaczy do wody - odparła Amy z ironią.
-O co ci chodzi?
      Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko przeniosła swój wzrok gdzieś na wodę. Po chwili dotarło do mnie, o co jej chodzi.
-Ty chyba nie myślisz, że my...
-A może i myślę? Widziałam, co robiła z tobą na początku!
-Amuś, proszę cię. Przecież nie mógłbym... - odpowiedziałem i objąłem ją ramieniem.
      Ta jednak uwolniła się z mojego objęcia i wstała.
-Oh, Brad... Daj mi już pójść do domu. Muszę sobie to wszystko dobrze przemyśleć - powiedziała Amy.
-Nie wiem, co ty chcesz przemyślać... Pozwól mi chociaż wrócić po ubranie.
-Pff... A co, ubranie też ci zabrali? - zapytała ze śmiechem.
-Nieee, rzuciłem gdzieś, jak uciekałem do wody...
-Cześć, Brad - spontanicznie pożegnała się ze mną Amanda, a ja poszedłem w drugą stronę w poszukiwaniu ubrań.
     
       O co jej chodziło? Naprawdę myślała, że mógłbym... zdradzić ją? Nieee, to niemożliwe! Miałem nadzieję, że sama też dojdzie do takiego wniosku.
      Znalazłem swoje ubranie, założyłem je i szybko uciekłem z Island.



Amanda



 -Cześć, Brad - pożegnałam się.
      Nie miałam ochoty na dalsze tłumaczenie się i kłótnię. Ufałam Bradowi, to prawda, ale to co Ashley z nim robiła, przerastało mnie. A co najgorsze - zostałam wypchnięta poza klub i nawet nie widziałam, co się w nim działo.
      Wróciłam do domu. Było już dość późno, stwierdziłam, że pójdę spać.


***     

      Następnego dnia wstałam wyspana i naszykowana poszłam odwiedzić Vanessę. Musiałam się dowiedzieć, jak poszło jej z Connorem. Doszłam szybko do jej domu i zadzwoniłam do drzwi. Czekałam parę minut, kiedy przyjaciółka otworzyła mi. Ubrana była w piżamę, jej włosy był potargane - definitywnie, obudziłam ją.
-Heej - powiedziała ziewając.
-Oh, cześć. Przepraszam, że cię obudziłam.
-Nie ma sprawy... Wchodź - zaprosiła mnie do środka.
       Mruknęła, żebym zrobiła sobie coś do picia, a sama poszła się ogarnąć. W tym czasie próbowałam dopasować do siebie fakty. Jeżeli Van jest niewyspana, oznacza to, że prawdopodobnie spędziła dużo czasu z Connorem wczoraj. A jeżeli spędziła z nim dużo czasu, to prawdopodobnie do siebie wrócili! O tak, nasz plan na pewno wypalił.
-Pozwolisz, że zrobię sobie śniadanię - powiedziała Vanessa, a ja przytaknęłam.
-No dobra, ale opowiadaj - poprosiłam.
-Co mam opowiadać?- Van nadal była zaspana.
-Jak z Connorem...?
-Jak to, jak? - odparła, jakby to było oczywiste - Zerwaliśmy.
-Jak to: zerwaliście? - spytałam zaskoczona - Mieliście do siebie wrócić!
-Amy, mówiłam ci, że nie chcę tego. Mógł myśleć, co robi. A szczerze mówiąc, to nawet o to nie prosił.
-Chyba żartujesz - powiedziałam załamana.
-To znaczy... Próbował to jakoś przekazać, ale nie mówił nic konkretnego. Stwierdziłam, że mu nie zależy.
-O mamciu, muszę z nim pogadać. Sorrki, Van uciekam! - rzuciłam i wybiegłam z domu przyjaciółki.
       
       Tym razem odwiedziłam kuzyna. Kiedy zapukałam do drzwi, otworzyła mi moja ciocia.
-Cześć ciociu, jest Con? - zapytałam w wejściu.
-Jest, jest... Siedzi na strychu, wiesz na tym oknie co zawsze. Musisz chyba z nim pogadać - wyznała.
-Chyba tak... - odparłam i skierowałam się na strych.
      Kiedy delikatnie otworzyłam drzwi, ujrzałam Connora siedzącego na parapecie i bezczynnie wyglądającego przez okno. Był załamany, to widać.
-Czeeeść, Con - powiedziałam cicho.
      Ten odwrócił się w moją stronę i mruknął coś w stylu "hej". Usiadłam naprzeciwko niego.
-Rozmawiałam z Vanessą... - powiedziałam.
      Chłopak odrzucił głowę do tyłu, tak że uderzył się w ścianę, o którą się opierał.
-Dlaczego...? - zapytałam.
-Oh, Amy... Nie zrozumiesz tego - tobie i Bradowi tak dobrze się układa!
-Ale czemu nie poprosiłeś jej, żeby do ciebie wróciła?! - spytałam trochę zdenerwowana. Nie lubiłam jak ktoś porównywał swój związek do mojego.
-Amy... - odparł cicho - Kocham ją tak bardzo, że bałem się zapytać. Bałem się odpowiedzi.




Witajcie w prawdopodobnie przedostatnim rozdziale pierwszej części Thanksa! :)
Postanowiłam, że postaram się skończyć tą I Część na równych 20 rozdziałach.  Zostało mi parę sytuacji, kilka wyjaśnień i będziemy mogli przejść do części drugiej c: Więcej szczegółów znajdziecie w kolejnym rozdziale, ewentualnie możecie pytać na asku c;



Nowy rozdział dodam pod warunkiem, że od dziś dojdzie conajmniej 10 nowych komentarzy.

Pozdrawiam,
Marysia ♥

czwartek, 23 października 2014

Rozdział 18#: "Nie znam bardziej pasującej do siebie, oprócz nas, pary"

//Przeczytaj Rozdział 17#, aby wiedzieć, co się stało w poprzedniej części opowiadania :)


Nowy rozdział dodam pod warunkiem, że od dziś dojdzie conajmniej 10 nowych komentarzy.

Amanda
     
      

-Boże, Amyyy! - wykrzyknęła z płaczem Vanessa.
-Już, spokojnie, idziemy do pokoju. Zaraz mi wszystko opowiesz - odpowiedziałam przyjaciółce skierowałam ją do siebie.
      Po drodze wstąpiłam jeszcze do kuchni skąd wzięłam czekoladowy jogurt. Czekolada zawsze pomaga, a dziewczyny wiedzą o tym najlepiej.
-Nie płaczemy tylko idziemy, no już, Van! - powiedziałam w międzyczasie.
       Mamie, która spojrzała na mnie zdziwiona odmachałam tylko ręką, na znak, żeby o nic nie pytała. Kiedy  z Vanessą weszłyśmy już do pokoju i usiadłyśmy na łóżku, zapytałam:
-O co chodzi? Opowiadaj.
- Bo... Bo Connor - wyjąkała.
-Co z nim? - zapytałam spokojnie, lecz w głębi duszy przeraziłam się.
-Zer ... Zer...
-NIE! - nie dowierzałam.
-Ta-aaak! - odpowiedziała Vanessa i wybuchnęła jeszcze, większym płaczem.
         Pozwoliłam popłakać jej przez chwilę, po czym zapytałam:
-Ale... Dlaczego?
         Przyjaciółka lekko się uspokoiła i odpowiedziała:
-Pokłóciliśmy się - pociągnięcie nosem - Bo.. Bo powiedziałam.mu, że nigdy mnie nigdzie nie zaprasza... I że zawsze to ja wszystko organizuję!
-A on co?
-Zarzucił, że za wiele od niego wymagam! A później stwierdził, że jeśli coś mi się nie podoba, to.mo-możemy z tym skończyyyć!
         I znów płacz.
-Durny Connor. Pogadam z nim, Van, spokojnie - zapewniłam.
-Ale co to da...? - smutno odparła Vanessa.
-Oj, uwierz mi, że potrafię przemówić temu tępakowi do rozumu - powiedziałam z nutą złości na kuzyna.



Bradley



      W sobotę zaprosiłem do siebie Connora aby porozmawiać z nim w sprawie jego związku z Vanessą. Obiecałem to Amandzie, więc nie mogłem jej zawieść. Normalnie nie zgodziłbym się na to, ale jej urok działał na mnie hipnotyzująco. Nie potrafiłem odmówić.
      Kiedy w sobotę po południ zadzwonił dzwonek do drzwi, ujrzałem za nimi zdenerowanego przyjaciela. To nie wróżyło nic dobrego...* Otworzyłem kumplowi, po czym zaprosiłem do swojego pokoju. Posadziłem go na fotelu, sam usiadłem obok na krześle.
-Tu masz popcorn - wskazałem na miskę stojącą na biurku przed nami - I jedziesz: co jest z wami?
-Zerwaliśmy - odpowiedział sucho Connor.
      Uniosłem brwi do góry i wziąłem garść popcornu.
-Czemu? - zapytałem po chwili.
-Pomyślałbyś? - odparł po namyśle - Przyczepiła się, że niby nie chcę z nią nigdzie wychodzić - i lekko się zaśmiał.
-I to wszystko? - dopytywałem.
-No... Dodała, że to niby ona wszystko organizuje itd...
-I co jej powiedziałeś?
-Że za dużo ode mnie wymaga.
-Nie mogłeś znaleźć lepszego wytłumaczenia, co nie?
-Brad... Dobrze wiesz, że nie mam doświadczenia w tych sprawach. Zdenerwowałem się i wystraszyłem, że ze mną zerwie, chciałem się jakoś obronić, powiedzieć cokolwiek i...
-Dobra, spokojnie, rozumiem - wtrąciłem - Tylko dlatego zerwaliście?
-Powiedziałem jeszcze - tu wziął głęboki oddech - że jak coś jej się nie podoba, to możemy z tym skończyć.
      Ostatnie zdanie powiedział ledwo dosłyszalnym szeptem. Biedny Connor. Nagle zdałem sobie sprawę, że kiedyś podobna sytuacja może spotkać mnie i Amy, a tego za nich nie chciałem. Za nic na świecie. Zamyśliłem się, lecz po chwili wróciłem do tematu:
-Myślę, że można to wszystko jeszcze naprawić - zakomunikowałem.
-A ja sądzę, że Vanessa - po wypowiedzeniu imienia dziewczyny zrobił krótką przerwę - że obrazi się i nie będzie chciała...
-E tam, głupoty gadasz. Poznałem ją już na tyle i na pewno będzie chciała do ciebie wrócić - powiedziałem z uśmiechem, lecz nic to nie dało:
-Brad, znam ją prawie całe życie... Jak się już na coś obraziła, ciężko było ją od tej myśli odciągnąć, uwierz mi.
      Jeszcze przez parę minut kłóciliśmy się o to, kto ma rację. W końcu wygrałem i postanowiliśmy, że Connor poprosi Vanessę o wybaczenie i wrócą do siebie.

      Wieczorem, kiedy siedziałem w domu bawiąc się z Jesse, zadzwonił telefon. Po dzwonku poznałem, że dzwoni Amy.
-Heeej - powiedziałem do słuchawki.
-Hello - odparła dziewczyna i od razu przeszła do rzeczy - Rozmawiałeś już z Con'em?
-Rozmawiałem - odpowiedziałem krótko. Chciałem, żeby dopytywała o szczegóły, kochałem kiedy cokolwiek mówiła.
-I cooo?
-I po mojej dłuższej namowie, stwierdził, że spróbuje ją przeprosić. On chce, żeby się znowu zeszli.
-Mamciu, może być trudno... Van bywa uparta. Co jeśli okaże się, że ona nie chce?
-Słyszałem to już dzisiaj od Connora - westchnąłem - Damy radę... Ale jak reakcje Vanessy, co?
-Kiedy do mnie przyszła, była totalnie załamana... Ale polepszyło jej się po jakimś czasie - odpowiedziała.
-Mhm... Wiesz co? Rozłączam się, poczekaj chwilę.
        Zakończyłem rozmowę, a telefon schowałem do kieszeni. Złapałem deskorolkę i szybko ruszyłem w kierunku domu Amy. Chciałem jej zrobić niespodziankę, dlatego nie zdradzałem swoich planów. Dojechałem dość szybko - do tej pory zdążyłem nauczyć się najlepszych skrótów z portu do posesji dziewczyny. Na miejscu zerknąłem na okno sypialni państwa Seyfried - rolety zasłonięte. Cudownie, mogłem wszcząć mój pomysł w życie. Deskorolkę zostawiłem pod krzakiem w ogrodzie, a sam zacząłem wspinać się na drzewo tam rosnące. Dotarłem na gałąź na wysokości okna Amandy po czym delikatnie zapukałem w szybę. Zauważyłem, że dziewczyna automatycznie spojrzała w moją stronę, a kiedy mnie zobaczyła, roześmiała się.
-Co ty tutaj robisz, głuptasie? - zapytała kiedy wszedłem już do środka.
-Pewnie mam sobie pójść, prawda? - powiedziałem i zrobiłem smutną minę.
-Chyba żartujesz - odpowiedziała i kazała mi usiąść na łóżku - Zaraz wracam, przyniosę coś do zjedzenia.
         Położyłem się na łóżku zostawiając nogi na ziemi. Zauważyłem włączony telefon dziewczyny. Wpadł mi do głowy kolejny ciekawy pomysł. W IPhonie Amandy włączyłem twittera i jako profilowe ustawiłem jedno z naszych wspólnych "selfie". Na zdjęciu dawałem jej buziaka w policzek - pasowało idealnie. Później wysłałem z jej konta kilka tweetów o treści typu "z moim miśkiem @thevampsbrad" i dodałem inne zdjęcia. Z własnego konta tweetnąłem jeszcze odpowiedzi na te tweety, typu "to nie photoshop ^.^". Stwierdziłem, że będzie to najlepsze rozwiązanie na ujawnienie naszego związku - nie chciałem ukrywać tego faktu przed fankami.
      Nagle drzwi od pokoju się otworzyły a ja automatycznie odrzuciłem telefon dziewczyny.
-Coś się stało? - zapytała podejrzliwie i położyła talerze z kanapkami na stoliku obok łóżka.
-Nic, dlaczego pytasz? - uśmiechnąłem się.
-To czemu odkładałeś przed chwilą mój telefon, co? - zapytała i usiadła obok mnie.
-Robiłem sobie selfie, żebyś mogła ustawić sobie na tapetę - odpowiedziałem zupełnie poważnie przez co dziewczyna wybuchnęła śmiechem.
-Dobra, możesz przestać. Dobrze wiem, że miałam włączonego twittera - powiedziała i włączyła aplikację. Po chwili zakrztusiła się kanapką - Mogę wiedzieć, skąd przybyło mi jakieś 30 tysięcy obserwatorów?!
-Wejdź na swoje konto - odparłem i roześmiałem się.
      Przyglądałem się tylko jej twarzy i reakcją na to, co widziała. Amy odłożyła telefon i popatrzyła na mnie:
-Jesteś pewien, że to był dobry pomysł oznajmiać to wszystkim waszym fanom? - zapytała i pogłaskała mnie po głowie.
-A mają żyć w niepewności?
      Po tym pocałowałem ją, a kiedy coraz bardziej się w to angażowaliśmy, ktoś oczywiście nam przeszkodził. Mama Amy weszła do pokoju z tacą, na której stały kubki z herbatą. Od razu odskoczyliśmy od siebie.
-Mam herbatę dla was - zakomunikowała nas pani Viola udając, że nic nie widziała.
-Powoli mam dość tych herbatek... Cudowne wyczucie, jak zawsze - powiedziała Amy i opadła na łóżko zakrywając twarz dłońmi.
-Dobrze, już dobrze... Nie przeszkadzam wam - pani Seyfried wyszła.

-Co robimy z Connessą? - zapytała mnie dziewczyna po paru minutach.
-Bo ja wiem - odparłem - Zrobimy Con'a na bóstwo, potajemnie umówimy ich w jakimś romantycznym miejscu i już.
-Wiesz, że to nawet nie taki byle jaki pomysł?
-Wszystkie moje pomysły są dobre - odpowiedziałem i zrobiłem minę a la James Bond.
-Akurat z tym się nie zgodzę - zaśmiała się Amanda.
       Dużo więcej nie było nam trzeba - ułożyliśmy konkretny plan na następny dzień aby Connor mógł wrócić do Vanessy. I Vanessa do Connora, oczywiście. Półblondyna mieliśmy zrobić na bóstwo i umówić ich do jakiejś ekstrawaganckiej restauracji. Ja zająć miałem się Conem, a Amy Vanessą. Kiedy już wszystko ustaliliśmy i szykowałem się do wyjścia, Amanda zatrzymała mnie i powiedziała:
-Brad, poczekaj chwilę... - złapała mnie za rękę i usiedliśmy na łóżku.
      Popatrzyłem na nią wyczekująco.
-Myślisz, że... że spotka nas kiedyś coś podobnego? - zapytała i od razu zrozumiałem, że chodzi o sytuację Conessy.
-Co, nie! Dlaczego pytasz? - zdziwiłem się.
-Nie wiem, ale boję się, że to wszystko, całe to szczęście, może się kiedyś skończyć - wyznała półszeptem.
-Oj, Amuś, nie trzeba się tym martwić teraz! Co będzie to będzie i nie wyobrażam sobie, żebym mógł być z kimkolwiek innym niż ty! - odparłem i przytuliłem ją - No, ja już muszę uciekać.
-Wyjdziesz oknem czy drzwiami? - zapytała jeszcze ze śmiechem.
-Tym razem chyba drzwiami.


*Nawiązanie do końcówki poprzedniego rozdziału.



Amanda



       Następnego dnia znów zaprosiłam Vanessę do siebie. Tym razem jej humor był w dużo lepszym stanie. Właściwie w aż za dobrym, ponieważ dowiedziałam się, że "da popalić Connorowi i za nic do niego nie wróci". Bałam się o moje i Brada plany, lecz miałam jeszcze lekką nadzieję.
-Van, słuchaj - zaczęłam - Brad rozmawiał z Connorem i...
-Nie chcę więcej słyszeć tego imienia! - zaprotestowała Vanessa.
-Oh, Van, daj mi powiedzieć! Connor jest strasznie zły na siebie i twierdzi, że zbyt pochopnie pojął tą decyzję.
-Mógł myśleć, kiedy to mówił... - powiedziała z wyrzutem.
-Oh, już przestań! Dobrze wiesz, że był to dla niego pierwszy taki poważny związek! - wyznałam, lecz wcale nie byłam taka pewna, że Van to wie...
-Coo? - zapytała i z przerażeniem złapała się za głowę. Usiadła.
-Tylko mi nie mów, że nie wiedziałaś.
-Nieważne! Teraz to i tak nie ma znaczenia!
-Oj, myślę, że niedługo zmienisz zdanie - dodałam z nutą tajemniczości.
-O co ci chodzi? - podejrzliwie zapytała Vanessa.
      Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej obcisłą czerwoną sukienkę, po czym rzuciłam ją na łóżko w stronę przyjaciółki.
-Co to ma być, Amy?!
-Nie gadaj, tylko zakładaj - odparłam przelotnie - Idziecie na randkę do Werony, masz wyglądać jak bóstwo.
-Nie rozumiem, po co mamy tam iść? - zapytała Vanessa.
-Jak to po co? Macie do siebie wrócić. Ubrałaś się już? - Van przytaknęła - No to jedziemy z makijażem i fryzurą.
       Kiedy już skończyłam, byłam wniebowzięta. Vanessa wyglądała właśnie tak, jak miała wyglądać - jak na moje możliwości. Najbardziej zadowolona byłam z włosów, które ułożyłam tak, jak Van jeszcze uczesana nie była (*coś w rodzaju zdjęcia pod rozdziałem*). Czerwona sukienka pasowała do niej idealnie. Już gotowe wyszłyśmy do centrum. Odprowadziłam Vanessę do mostku - Werona, czyli restauracja, znajdowała się na malutkiej wysepce (jeszcze mniejszej od Zakintos!). Na nią prowadził długi most i to przed nim zostałam. Tam też czekał na mnie Bradley, który odprowadził Connora tuż pod restaurację, ale przyszedł tutaj. Pełna obaw Vanessa poszła w kierunku restauracji. Obawiałam się, co z tego wyjdzie i wyznałam to Bradowi.
-Nie znam bardziej pasującej do siebie, oprócz nas i ich, pary. Uwierz, na pewno będzie dobrze - odpowiedział.




A oto i nowy rozdział!
Po dłuższej przerwie, którą już wyjaśniam, udało mi się go dodać! :D
A mianowicie: zalałam laptopa. Tak, po prostu herbatą. I właśnie dlatego nie mogłam napisać. Kiedy komputer był już w w miarę dobrym stanie, wysuszył się itd. wzięłam się za pisanie rozdziału. Miałam jednak mało czasu i skończyłam go dopiero teraz. Mam nadzieję, że mi wybaczycie te dwa dni zwłoki ;)

Wracając do samego rozdziału - co o tym sądzicie? Myślicie, że wrócą do siebie? A jeśli tak to od razu, czy może dopiero później? ;)
Piszcie w komentarzach c:

Aporos - chciałabym wam strasznie podziękować! Pod ostatnim rozdziałem napisaliście aż 11 komentarzy! Wow, to jest rekord :3 I dlatego zdecydowałam się podnieść poprzeczkę i tym razem:

Nowy rozdział dodam pod warunkiem, że od dziś dojdzie conajmniej 10 nowych komentarzy.

Myślę, że dacie radę je napisać ;)
 Pozdrawiam,
Marysia ♥

sobota, 18 października 2014

Rozdział 17#: "Les Miserables: Nędznicy"

//Przeczytaj Rozdział 16#, aby wiedzieć, co się stało w poprzedniej części opowiadania :)


Nowy rozdział dodam pod warunkiem, że od dziś dojdzie conajmniej 7 nowych komentarzy.


Bradley




      Nigdy wcześniej nie sądziłem, że jedna dziewczyna sprawi, że moje życie stanie się szczęśliwe. Nie potrafiłem opisać tego uczucia inaczej - po prostu byłem szczęśliwy. Wystarczyło, że widziałem ją uśmiechniętą, wystarczyło, że popatrzyła na mnie - od razu uśmiech wkradał mi się na buzię. Miesiące, które spędziliśmy razem były prawdopodobnie najcudowniejszymi w moim życiu.
       Nasze wypady na plażę były niedoopisania. Najpierw zanurzaliśmy się morzu, a później we własnych oczach. W takich chwilach wiedziałem, że nigdy nie zapomnę koloru tych tęczówek, tego spojrzenia jakim Amy mnie obdarzała. Na plaży bawiliśmy się - graliśmy w siatkówkę albo puszczaliśmy latawce i budowaliśmy zamki z piasku, jak małe dzieci. Nie obchodziło mnie to wtedy - szczęście wręcz buzowało we mnie.
      Spotykaliśmy się w swoich domach - szybko zaprzyjaźniłem się z rodziną Amy. Nawet jej tata mnie zaakceptował. Chodziliśmy na randki do przenajróżniejszych restauracji albo korzystaliśmy z uroków Zakintos. Wypływaliśmy w rejsy wynajmowaną łódką (nauczyłem się wiosłować na kursie) i zwiedzaliśmy wyspę. Pływaliśmy do najbardziej schowanych zakamarków wyspy, takich, o których wcześniej nawet nie wiedzieliśmy.
      W między czasie nasz zespół - The Vamps, rozwijał się. Wydaliśmy kolejny singiel "Can We Dance", który cieszył się niesamowitą popularnością. Zdobywaliśmy coraz więcej fanów, a Pan Elegancki wspominał nam ostatnio o możliwości wydania płyty.
     Żyłem w raju.



Amanda



      Czas z Bradem mijał mi bardzo szybko i tak naprawdę był najlepszym czasem w moim życiu. Ani się nie obejrzałam, jak przyszedł czerwiec, a wraz z nim pora na musical. Próby mieliśmy codziennie. Ciężko pracowaliśmy, chcieliśmy wypaść jak najlepiej. Na całe szczęście sprawa z całowaniem Micheala się wyjaśniła. Co prawda nadal musiałam go pocałować, ale Brad rozumiał to i nie miał nic przeciwko. Wiedziałam, że w głębi duszy niezbyt mu się to podoba, ale zgodził się i silnie trzymał tego zdania.

      W ostatnim tygodniu szkoły, we wtorek, mieliśmy odegrać nasze przedstawienie. Brad, Vanessa, Connor, James i Tristan byli ze mną na każdej próbie, a podczas występu mieli siedzieć w pierwszym rzędzie. Dowiedziałam się również, że na widowni pojawi się krytyk, którego zadaniem będzie wyłowienie z naszej szkoły najlepszego aktora. Nie ukrywałam, że strasznie zależało mi na tym aby to właśnie mnie wybrał, co jeszcze pogłębiło moją tremę przed musicalem.
      Ale co - nie miałam wyboru. Widzowie się zebrali, sala teatralna była zapełniona po brzegi. Miałam jeszcze dużo czasu do wyjścia na scenę - moja postać pojawiała się dużo później. Kiedy razem z Mice'em, Danielem (tym samym, który był z nami na październikowym ognisku) i paroma innymi aktorami czekaliśmy na swoją kolej, słyszeliśmy tylko odgłosy dochodzące ze sceny. Byłam strasznie stremowana, tak samo jak reszta. Nic nie mówiliśmy. Wszyscy powtarzaliśmy swoje kwestie, co i tak nie robiło żadnej różnicy, ponieważ od dawna znaliśmy je na pamięć.
       Nadeszła ta chwila, kiedy miałam wyjść na scenę. Po krótkiej przerwie, przy zmianie elementów scenografii, kurtyna została odsłonięta. Razem z Johnem, który grał Jean'a Valjean'a (czyt: Żon'a Walżon'a*) , przyszywanego ojca Cosette, wyszliśmy na scenę. Kiedy zobaczyłam te wszystkie twarze patrzące prosto na mnie - oniemiałam. Zawsze bałam się śpiewania na scenie, a tym razem grałam w musicalu. Oczywiście śpiew był tu nieuniknionym elementem. Już myślałam, że nie wytrzymam, że ucieknę ze sceny i zawalę cały spektakl, lecz mój wzrok skierował się w stronę pierwszego rzędu. Ujrzałam tam Brada i Vanessę, Connora i Justine, mamę i tatę i stwierdziłam, że nie mogę ich zawieść. Odegrałam pierwszą scenę i kiedy nadszedł odpowiedni moment - schowałam się za kulisy. Mogłam głęboko odetchnąć, napić się... Lecz po ok. 5 minutach znów musiałam wyjść na scenę. Tym razem nie miałam z tym już problemu. Zaśpiewałam nienajgorzej, udało mi się to zrobić tak, jak poleciła mi wcześnie pani Wathawey.
      Po jakimś czasie nadeszła chwile na scenę z całowaniem. Wiedziałam, że będzie to dla mnie ciężki moment, lecz uniosłam jego ciężar. Nie pocałowałam Mice'a z wielkim uczuciem, lecz zrobiłam to na tyle dobrze, by oddać klimat sytuacji.
      Ostatni akt musicalu był dla mnie dużym doświadczeniem. Musiałam wymusić płacz, lecz nie taki zwyczajny, delikatny. Moje łzy miały płynąć strumieniami, a moja twarz musiała oddawać cierpienie spowodowane śmiercią Jean'a Valjeana'a. Z trudem, lecz chyba mi się udało.

      Musical skończył się szybciej niż myślałam. Na koniec rozległy się ogromne brawa. Ludzie krzyczeli i klaskali jednocześnie. Moja grupa przyjaciół - Vanessa i Vampsi, zaczęła wiwatować moje imię "Amanda! Amanda!...". Wszyscy aktorzy kłaniali się co chwila. Kurtyna zasłaniała nas i odsłaniała ponownie kilka razy. Było to cudowne uczucie.
     Kiedy już na dobre schowaliśmy się za kulisami, przybiegli do mnie moi przyjaciele. Wyściskaliśmy się, a oni zaczęli nawzajem się przekrzykiwać. Zaśmiałam się tylko i przytuliłam ich jeszcze raz.
-Amy, Amy, Amy! Słuchaj! - krzyczał Connor - Siedziałem obok tego krytyka, czy kogoś tam!
      Zrobiłam wielkie oczy i dopytałam, co dalej:
-I on cały czas mówił do jakiejś babki obok, że strasznie mu się podobasz!
-Co?! - zapytał krzycząc Brad.
-To znaczy, twoja gra aktorska - odpowiedział już ciszej Con.
-Bradziu jest zazdrosny o krytyka... - powiedział pod nosem, ale tak, że usłyszeliśmy, Tristan. Brad uderzył go lekko w brzuch.
-I co dalej? - zapytałam jeszcze.
-Nie wiem, ale on chyba chce wybrać cię jako tą aktorkę!
-O Mój Boże... - powiedziałam i złapałam się za głowę.
        Jakoś nie chciało mi się wierzyć, żeby to mogło być prawdą. Na razie postanowiłam, że nie będę brała tego do siebie, ponieważ nic jeszcze nie jest ustalone. Jednak niedługo trzymałam się tego zdania: po chwili za kulisy przybył nie kto inny, jak właśnie ten krytyk.
-Cosette! Szukam aktorki grającej Cosette! - powiedział grubym basem właściciel również nie-chudego ciała.
-TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ!!! - zaczęli wykrzykiwać chłopcy.
-Ooo, to ty! - powiedział na mój widok. Nadal miałam na sobie charakteryzację do roli Cosette - Powiedz mi, jak się nazywasz?
-Amanda Seyfried - odpowiedział za mnie Brad, który objął mnie ramieniem - Mówię panu, najlepsza dziewczyna na calutkim świecie.
       Ja zarumieniłam się tylko, uśmiechnęłam i patrzyłam wyczekująco na Pana Krytyka.
-Amanda?
-Amy, w skrócie Amy, jakby pan mógł - dodałam.
-Tak więc, Amy... Twoja gra aktorska pozytywnie mnie zaskoczyła! Pewnie wiesz już, że szukam nowych, młodych gwiazd, prawda? - przytaknęłam - I chciałbym cię powiadomić, że... to właśnie ciebie wybieram!
-Na prawdę?! - wykrzyknęłam z radości - Nieee, pan chyba żartuje!
-Nie, mówię całkiem serio - roześmiał się.
-O mamciu, dziękuję, dziękuję, dziękuję! - dodałam jeszcze i rzuciłam się krytykowi na szyję.
       W między czasie wokół nas zebrała się grupka aktorów grających w naszym musicalu. Wszyscy zaczęli klaskać, a pani Wahtaway osobiście przyszła i pogratulowała mi. Później pan Dranwood, czyli krytyk, zebrał ode mnie potrzebne dane kontaktowe. Kiedy już opuściłam garderobę i salę teatralną zostałam zaproszona przez moich przyjaciół do kawiarenki blisko szkoły.
      Zajęliśmy miejsce przy dużym stoliku starczającym akurat na 6 osób i zamówiliśmy napoje i ciasta. Wszyscy nadal mi gratulowali, ale po jakimś czasie kazałam im przestać, ponieważ nie chciałam mówić tylko o tym. Byłam strasznie szczęśliwa, to prawda, ale ile można? Rozmawialiśmy jeszcze o zespole chłopaków, zdradzili nam, że będą powoli szykować płytę. Wśród tej radości związanej z naszymi sukcesami nie zauważyliśmy rodzącego się napięcia między Connorem a Vanessą...
     Specjalnie zaprosiłam Van do siebie następnego dnia,  a Brada poprosiłam aby porozmawiał z Con'em. Kiedy w sobotę po południu zadzwonił dzwonek do drzwi, ujrzałam za nimi płaczącą przyjaciółkę. To nie wróżyło nic dobrego...

*Jean Valjean (Żąn Walżąn) - postać z Nędzików, grająca przyszywanego ojca Cosette. Właściwie jest głównym bohaterem. I tak, jego imię i nazwisko jest cudowne :D


Prawdziwa Amanda Seyfried - zdjęcie z filmu Les Miserables: Nędznicy :)




Rozdział nie jest zbyt długi, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie! ;)
Dziś dużo nawiązujemy do powieści/musicalu/filmu Les Miserables, który naprawdę polecam. Ja miałam okazję obejrzeć tylko wersję filmową, ale uważam, że jest cudowna. Gra w niej właśnie Amanda Seyfried, a piosenki które tam można usłyszeć... Polecam zapoznać się z chociażby wykonaniami Amandy ;3 Na przykład tutaj -> https://www.youtube.com/watch?v=xXiTPXh6Vlc
Ja osobiście kocham głos naszej Amy i ogólnie jestem jej wielką fanką, więc nie bez powodu to właśnie ona jest główną bohaterką naszego ff ;)

Zapraszam was po raz kolejny na Facebooka i Aska :)
Czekam na wasze 7 komentarzy! ;3



Pozdrawiam,
Marysia ♥





wtorek, 14 października 2014

Rozdział 16#: "Lawson"

//Przeczytaj Rozdział 15# aby wiedzieć, co się stało w poprzedniej części opowiadania :)



Nowy rozdział dodam pod warunkiem, że od dziś dojdzie conajmniej 7 nowych komentarzy.

Amanda



      Ale czy miałam się zgodzić?
      Tak. To było właśnie to, czego chciałam w tamtym momencie. Pragnęłam znów zatopić rękę w jego przecudownych lokach, ustami dotknąć jego cudownych ust... Pragnęłam aby znów objął mnie swoją wspaniałą ręką, a drugą gładził po twarzy...
-Ta-a-k... Tak, Brad, tak! - wykrzyknęłam, a Brad wskoczył przez okno do mojego pokoju.
      Rzucił się na podłogę. Złapałam jego twarz i namiętnie pocałowałam, co sprawiło, że oboje usiedliśmy pod oknem. Ja na jego kolanach, a on znów mnie objął...  Pocałunki oddawaliśmy przez parę chwil. W pewnym momencie przestałam i odsunęłam się od jego głowy. Zaśmiałam się i chłopak zrobił to samo. Nadal siedziałam na nim i tym razem mocno wtuliłam głowę w jego ramiona. Siedzieliśmy tam kilka minut po czym powoli wstałam oraz poleciłam Bradleyowi zrobić to samo.
      Westchnęłam i cicho powiedziałam:
-Brad... - ten złapał lekko moją twarz i pocałował w czoło:
-Nawet nie wiesz, jak się cieszę - wyszeptał.


* * *



      Tydzień później podczas obiadu u Brada, na który zostałam zaproszona, nareszcie mogłam lepiej poznać jego mamę. Siedzieliśmy przy niewielkim stoliku w takiej też kuchni i jedliśmy podany przez nią rosół.
-Wow, najsmaczniejszy rosół jaki jadłam - wyznałam szczerze.
      Brad tylko się uśmiechnął. Dobrze wiedziałam, że troszeczkę obawiał się tego spotkania - nie wiedział, czy razem z jego mamą zaakceptujemy siebie nawzajem.
-Oh, to naprawdę miłe z twojej strony, kochana - odpowiedziała kobieta.
      Angelina Simpson, bo tak się nazywała, była bardzo podobna do swojego syna. Choć właściwie, to on był podobny do niej. Jej ciemne włosy opadały gęstymi falami na ramiona; jej oczy identycznego koloru co Brada - wyrażały miłość i dobroć, lecz można było wyczuć w nich również dawne cierpienie. Pamiętałam, co opowiadał mi Bradley - jego tata, a mąż pani Angeliny, zmarł kiedy chłopak miał 5 lat. Mieszkali wtedy we troje w Grecji. Przeprowadzili się na Zakintos, ponieważ stąd pochodziła ich rodzina i tutaj mieszkała bliska ciocia mamy Brada. Wracając do samej Angeliny - nie należała do najchudszych, a mi osobiście przypominała typową gosposię. Od razu ją polubiłam.
      Po skończeniu obiadu, Brad zaproponował abyśmy poszli do pokoju. Sam już odszedł, a ja za prośbą mamy chłopaka na chwilę zostałam w kuchni.
-Amando... - zaczęła, ale od razu jej przerwałam:
-Amy, niech mi pani mówi Amy, dobrze? - uśmiechnęłam się.
-Dobrze - odpowiedziała mi tym samym - Więc, Amy, chciałabym abyś wiedziała, że... Brad jest specyficznym chłopakiem. I myślę, że ty zadziałałaś na niego bardzo... bardzo mocno. Nigdy nie czuł czegoś takiego do dziewczyny, jestem tego pewna... Mam nadzieję, że wiesz, co dalej z tym zrobić - wyznała.
      Podziękowałam p. Angelinie i poszłam do pokoju Bradley'a. Ten siedział na łóżku i przeglądał jakieś kartki. Kiedy weszłam uśmiechnął się i zaprosił abym usiadła obok.
-Co tam?
-Aaa nic... Tak pytała - odpowiedziałam wymijająco - To wspaniała kobieta.
-Mhm... - nie wnikał w szczegóły Brad - Sprawdzisz?
      Podał mi kartki, na których, jak się okazało, zapisany był tekst piosenki. Zaintrygowana przeczytałam go, po czym zwróciłam się do chłopaka:
-Jest świetny... Sam go pisałeś?
-Większość tak, ale chłopcy mi trochę pomogli... Podoba ci się?
-No jasne - odpowiedziałam z uśmiechem - Tylko, czy mi się wydaję, czy ona...
-Opisuje nas? - przerwał mi Brad i dodał - Owszem.
-Oj, ty głuptasie... - zaśmiałam się i poczochrałam jego czuprynę, a zaraz po tym pocałowałam.

-Jesteś gotowa na koncert Lawson? - zapytał mnie chłopak.
-Myślę, że tak... Nie mogę się doczekać.
-Iii... Wiesz już z kim idziesz? - próbował dociec.
-A jak sądzisz, co?
-No oczywiście, że ze mną, prawda? - zaśmiał się - Jeśli oczywiście chcesz...
-A jak myślałeś? Wiadomo, że pójdę z tobą. Wzięłabym Vanessę, ale ona i tak ich nie słucha, poza tym uparła się, że będzie się uczyć do jakiegoś sprawdzianu...

      Pogadaliśmy jeszcze trochę, a później wyszliśmy na miasto. Poszliśmy do KFC, tak jak upierał się Brad, a później chłopak odprowadził mnie do domu. Tam znów pocałowaliśmy się, tym razem na pożegnanie. Niestety, nie uszło to uwadze mojej mamy. Kiedy weszłam do domu od razu zaczęła mnie wypytywać:
-Amy, chodź tu na chwilę... - poprosiła z salonu, gdzie właśnie robiła sobie manicure.
-Taaak?
-Czy mi się zdawało, czy to był Bradley...? - snuła przypuszczenia.
-Tak, masz rację - przyznałam.
-I co, jednak ze sobą chodzicie? - zapytała z nutą satysfakcji - Mówiłam, że tak będzie!
-Oj, mamo... Lecę już do pokoju, dobrze?
-Eh, no idź, idź... - westchnęła.

      1 Marca. Już jutro koncert Lawson. Strasznie nie mogłam doczekać się tego dnia, a teraz obawiałam się, że coś nie wyjdzie i nie będę mogła pojechać. Wiedziałam, że żeby ich spotkać musiałabym wyjechać na koncert dużo wcześniej i dlatego postanowiłam wyjechać już dziś.
     Brad czekał na mnie w parku. Przytuliliśmy się na przywitanie i ruszyliśmy w stronę portu. Musieliśmy płynąć statkiem aby dostać się do Grecji, gdzie miał się odbyć koncert. Minusem mieszkania na wyspie było właśnie przemieszczanie się. Wszędzie trzeba było płynąć statkiem. Mimo to lubiłam takie podróże. Uczuć, które towarzyszyły mi podczas tych 10 minut, kiedy nie widać było lądu, nie dało się opisać. Słońce odbijające się od morza mieniącego się niezliczonymi kolorami turkusu i błękitu... I to bezchmurne niebo...
      Stałam przy barierce statku i podziwiałam rozbijające się o burtę fale. Brad, który wcześniej zwiedził cały statek w poszukiwaniu bufetu (nie potrafił wytrzymać godziny bez zjedzenia czegokolwiek), teraz podszedł do mnie i objął w pasie.
-I jak? Podekscytowana, co? - zapytał.
-Tak... Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że ich spotkam - odparłam.
-Hej, hej, hej, bo jeszcze będę zazdrosny - dodał i dał mi buziaka w policzek.
      Usiedliśmy przy stoliku i zjedliśmy przyniesione przez chłopaka lody. Dalsza część rejsu minęła nam dość szybko. Z Arkoudii (greckie miasto na wschodzie kraju) pociągiem pojechaliśmy do Aten. Tam mieliśmy zarezerwowane miejsca w hotelu blisko hali, na której następnego dnia pojawić miał się zespół. Podróż pociągiem trwała naprawdę długo - a to rozmawialiśmy, a to słuchaliśmy muzyki, czasem czytałam książkę i w końcu dojechaliśmy do Aten. Było już strasznie ciemno i późno. Brad złapał moją torbę z rzeczami i ruszyliśmy w kierunku przystanku autobusowego. Czekaliśmy chwilę po czym przyjechał autobus. Dziwnie się czułam w tak dużym mieście - Zakintos nie należało do wielkich cywilizacji. Zaspana i nieprzytomna od razu rzuciłam się na łóżko, kiedy już dotarliśmy do hotelu. Nasz pokój był dwuosobowy i na szczęście mieścił dwa łóżka. To byłoby naprawdę dziwne, gdybym spała z Bradem!  Tak, to prawda, jesteśmy teraz razem, ale bez przesady... Nie powinniśmy robić takich rzeczy.
     Wracając, ok. godziny 22 położyliśmy się spać. Nasze łóżka stały przy dwóch przeciwległych ścianach i oddzielał nas jakiś metrowy fragment podłogi. Leżąc patrzyłam w stronę Bradley'a, a on na mnie.
-Brad? - wyszeptałam.
-Hm?
-A co jeśli ich nie spotkamy...? - niepokoiłam się.
-Spotkamy ich, spokojnie - odpowiedział i mimo panującej ciemności zauważyłam, że puścił oko.
-Dobranoc - powiedziałam jeszcze ciszej.
-Dobranoc.
      Odwróciłam się w kierunku ściany, lecz długo nie mogłam zasnąć. Słyszałam też szmer kołdry, co oznaczało, że Brad również się wiercił. Nie wiedziałam ile czasu minęło, kiedy usiadłam na łóżku i głośno oznajmiłam, że nie mogę spać. Brad również usadowił się i oparł o ścianę, a ja wstałam i dosiadłam się do niego. Oparłam głowę na ramieniu chłopaka, a ten objął mnie jedną ręką.
-Nigdy nie byłam na ich koncercie... - wyznałam, a ten przejechał ręką po moich włosach - Wiesz, że spełniają się teraz moje marzenia? - dodałam.
-Widać to po tobie, Amy - odparł Brad.
-Jadę na koncert mojego ulubionego zespołu, a przy sobie mam najwspanialszego chłopaka na świecie - uśmiechnęłam się.
      Brad nie odpowiedział tylko uśmiechnął się i mocniej mnie przytulił.
-Amuś, idziemy spać? - zapytał uroczo - Musisz się wyspać, żeby szaleć jutro pod sceną.
-Nie wiem, czy zasnę... - odpowiedziałam.
-Oj zaśniesz, zaśniesz.
      Chłopak położył się na swoim łóżku, a ja zrobiłam to samo. Leżałam tyłem do niego, a Brad objął mnie w pasie. Zorientowałam się, że po chwili zasnął, bo czuć było jego powolne oddychanie. Uśpiona bliską obecnością Bradley'a spałam jak kamień do samego rana. Jednak kiedy już się obudziłam ocknęłam się trochę - dopiero do mnie dotarło, do czego mogło dojść. Wystraszyłam się, lecz po chwili uspokoiłam, ponieważ Brad jeszcze mocniej mnie przytulił i właściwie nie pozwolił wstać. Później już nie spałam, a gdy zadzwonił mój budzik wstałam z łóżka i rozpoczęłam przygotowywanie się.

      Po zjedzeniu obfitego śniadania i naszykowaniu się, mogliśmy wyruszyć na koncert. Chciałam zająć jak najlepsze miejsce - zaraz pod sceną. Wiedziałam jednak, że miałam na to nikłe szanse i dlatego starałam się dotrzeć na miejsce jak najszybciej. Moje obawy były jednak zbędne - na hali nie było jeszcze tak wielu osób, lecz musiałam przyznać, że do występu Lawson zostało jeszcze ponad 5 godzin. W tym czasie zagadałam do paru innych fanek, czytałam książkę, którą specjalnie wzięłam, rozmawiałam z Bradem... Kilka dziewczyn rozpoznało go jako wokalistę The Vamps. Zrobiły sobie zdjęcia, wzięły autografy... Na mnie patrzyły dziwnie, ale zignorowałam to - dziś miało mieć miejsce jedno z najważniejszych wydarzeń w moim życiu.
     I stało się. Andy (wokalista), Joel (gitarzysta), Ryan (basista) i Adam (perkusista) wybiegli na scenę i przywitali się z nami. Wszystkie razem z innymi fankami wpadłyśmy w szał - zaczęłyśmy piszczeć i krzyczeć... Najpierw Lawson zaśpiewali parę mniej znanych piosenek, później przeszli do singli, m.in. Brokenhearted, Taking Over Me i inne... Czas mijał mi niesamowicie szybko... Nawet się nie obejrzałam, jak Andy ogłosił, że teraz, jako ostatnią piosenkę, zaśpiewają Juliet. Wtedy Brad wziął mnie na barana, przez co znajdowałam się wyżej niż większość fanek. Wyjęłam swój plakat z napisem " I can be your Juliet", który nawiązywał do właśnie tej piosenki. Podczas ostatniego refrenu Andy zbiegł kawałek ze sceny i doszedł do barierek, za którymi staliśmy. Mogłam go przytulić, dostałam od niego całusa... Byłam tak strasznie podekscytowana tym wszystkim, że w pewnym momencie prawie zemdlałam - na szczęście Brad złapał mnie i nic mi się nie stało.
-Nic ci nie jest?! - próbował przekrzyczeć hałas na hali.
-Nie, jest dobrze!
      Stwierdziłam, że na darmo dalsze krzyczenie, ponieważ i tak nic nie było słychać. Lawson długo się żegnali aż w końcu zeszli ze sceny aby rozdać autografy tym, którzy jeszcze ich nie dostali.


***

      Po powrocie do domu długo wspominałam jeszcze ten koncert. Opowiadałam o nim wszystkim, z którymi rozmawiałam, ponieważ nie myślałam o niczym innym. Z Bradem nie mieliśmy praktycznie żadnych problemów... Często chodziliśmy na randki, przytulaliśmy się, całowaliśmy...
     Rok szkolny mijał nam  coraz szybciej, a przygotowania do musicalu odbywały się coraz częściej... Już niedługo odbędzie się przedstawienie, a ja nie mogłam się go doczekać. 





Witajcie w Rozdziale 16! ^.^
Postarałam się i jest trochę dłuższy niż zwykle ;3

Co sądzicie o związku Bramy? Myślicie, że będzie im się teraz kolorowo żyło? :D


Dziś chciałabym was jeszcze poinformować o różnych sprawach organizacyjnych. Mianowicie - myślę, że możecie już wiedzieć, że pierwsza część naszego fanfiction niedługo się skończy. Podejrzewam, że dojdziemy do ok. 22 rozdziałów, chyba, że coś mi jeszcze wpadnie do głowy. Lecz nie martwcie się - od samego początku mam w planach część drugą, która będzie równie, a może nawet bardziej obfita w wydarzenia ;) Więcej spoilerów wam nie daję, nie chcę psuć niespodzianek ^.^

Liczę na to, że i tym razem uda wam się dobić do 7 komentarzy ;)
Tym razem się troszkę zawiodłam, bo było tylko 6, ale nie będę taka i opublikuję :p 
Co nie oznacza, że nie macie komentować więcej! :D
Zapraszam was na Facebook'a i Aska, jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś o mnie itp. Pamiętajcie, że Facebookowi mają lepiej, ale tą akcję rozpocznę, kiedy zaczniecie się tam udzielać :p Więcej informacji na stronie.
Linki macie na pasku menu, gdybyście nie zauważyli ;)

Pozdrawiam,
Marysia ♥


piątek, 10 października 2014

Rozdział 15#: "You look so fine that I really wanna make you mine."

//Przeczytaj Rozdział 14# aby wiedzieć, co się stało w poprzedniej części opowiadania :)


Nowy rozdział dodam pod warunkiem, że od dziś dojdzie conajmniej 7 nowych komentarzy.

Bradley


     ...kiedy dziewczyna podbiegła do mnie i już prawie pocałowała...
      Odepchnąłem ją lekko ręką. "O nie" - pomyślałem. Nie pozwoliłem na to.
-Co cię wzięło, Ashley? - zapytałem ze złością - James, wiesz o co chodzi?
      Popatrzyłem na przyjaciela. Wydawał się załamany i zły jednocześnie. Zamiast niego odpowiedziała dziewczyna:
-Chciałam udowodnić Jamesowi, że nadal jestem sobą! Nie zmienię sposobu bycia tylko dla niego, a on sobie tak myśli!
      Uniosłem lekko jedną brew, na znak zdziwienia. Cudowny sposób myślenia, doprawdy...
-James? - zapytałem znów, tym razem z lekkim naciskiem.
      Chłopak nadal zmieszany patrzył to na mnie, to na Ashley. Po chwili odezwał się:
-Ashley... Pogadamy później, dobra?
-Pff... Nie wiem, czy później będę chciała rozmawiać - odparła, a jej irytujący głos znów wdał mi się we znaki - Żegnam.
      Gdy odeszła kawałek zwróciłem się do Jamesa:
-Jak ty z nią wytrzymujesz, stary?
-Kiedy jesteśmy sami... Ona jest zupełnie inna... Nie jest taka samolubna - odparł.
-Eh nie wiem... Ale myślę, że ona zachowuje się zupełnie nie w porządku względem ciebie - wyznałem - Nie uważasz, że może traktuje cię tylko jako... Wiesz, o co mi chodzi.
-Sam nie wiem... Problem w tym, że nie umiem się jej oprzeć! I co mam zrobić, Brad...?
-Nie mam niebieskiego pojęcia... - odpowiedziałem.
-Zielonego - poprawił mnie przyjaciel.
-Cicho..! Powiedz ty mi lepiej, co ja mam zrobić z Amy? - zapytałem jadąc powoli na deskorolce.
-A co się stało? - zapytał od razu.
-Jej tata przyłapał nas na... - powiedziałem, ale James mi przerwał:
-NA CZYM?!
-Spokojnie, James - odpowiedziałem i lekko się zaśmiałem - Tylko się całowaliśmy...
-Pff... Tylko. To wy w końcu jesteście razem, czy nie? - zapytał z nutą niecierpliwości.
-Właśnie nie... - odparłem cicho.
-A nie sądzisz, że czas to zmienić? - poradził.
-Ale jak?! Czego bym nie zrobił, ona zawsze mówi, że nie wie czy już jest gotowa! - powiedziałem zdenerwowany.
-Mam pomysł... - uśmiechnął się James.
   
    Podczas kiedy odprowadzałem go do domu, James wyjawił mi szczegóły swojego pomysłu. Polegał on na tym, że mieliśmy znaleźć termin, kiedy rodziców Amy nie będzie w domu. W ten dzień przyszlibyśmy z instrumentami pod jej okno. James znał piosenkę pt. "Are you gonna be my girl", która podobno prawie idealnie pasowała do tego, co chcę wyznać dziewczynie. Miałem spytać Amandę, czy zostanie moją dziewczyną, w formie piosenki. Stwierdziłem, że to oryginalne i, że może się udać.
      Następnego dnia obgadaliśmy sprawę z Trisem i Connorem. Ci byli za, a Con dodał, że Amy zawsze marzyła o czymś podobnym. Byłem podekscytowany - może nareszcie ona zrozumie, co do niej czuję? Nauczyliśmy się piosenki dość szybko i już tydzień później byliśmy gotowi, aby ją wykonać. Problemem, jak zwykle, pozostawali rodzice. Znalazłem Amandę na przerwie w szkole i wypytałem, czy nie zna ich planów.
-Jadą w weekend na termy, a co? - zapytała zaintrygowana.
-Emm... Nie, nic, nic... Tak pytam, rozumiesz - odpowiedziałem po namyśle i uśmiechnąłem się.



Amanda



      Czekałyśmy z Vanessą na następną lekcję, kiedy przyszedł do nas Bradley. Zapytał mnie, o plany moich rodziców. Odpowiedziałam, że jadą w weekend na termy i zaintrygowana spytałam, o co mu chodzi. Odpowiedział, że nic i uśmiechnął się na ten swój przeuroczy sposób...
-Okey... To ja muszę lecieć, mamy lekcję w drugim budynku - odpowiedział troszkę sztucznie - widać było, że coś kombinował, lecz nie protestowałam.
      Całą lekcję myślałam o tym, co tym razem wymyślił Bradley. Jego i reszty Vampsów pomysły był zaskakujące i tego samego spodziewałam się tym razem. Byłam pewna, że ma to jakiś związek z odwiedzinami w moim domu... Po co inaczej Brad pytałby o plany moich rodziców? Dobrze wiedział, że nadal mam szlaban po naszym ostatnim spotkaniu... Ah, jak tylko przypominałam sobie tamtą chwilę... Dotyk ust Bradley'a...
      Oczywiście bujanie w obłokach nie mogło skończyć się niczym innym, jak spytaniem przez nauczyciela. A ja oczywiście nie znałam odpowiedzi.
-Oj Amanda, Amanda... - westchnął profesor Smith, nauczyciel geografii - Jesteś zdolną dziewczyną, ale musisz się wziąć do roboty! Wiem, w tym wieku nastolatki myślą głównie o chłopakach, ale nauka też jest bardzo ważna. Muszę ci wstawić minusa za pracę na lekcji. I ciesz się, że to tylko tyle.
      Również westchnęłam i skupiłam się na zadaniu. Vanessa, z którą siedziałam, popatrzyła na mnie krytycznym wzrokiem. Van była wzorową uczennicą - najlepsza średnia w pierwszych klasach gimnazjum. W tym roku nie zamierzała leniuchować.

      Jakoś wytrzymałam do końca zajęć. Niestety nie mogłam po szkole zostać ani chwili aby porozmawiać z przyjaciółmi. Rodzice wiedzieli, kiedy wracam do domu i powiedzieli, że jak przyjdę za późno mój szlaban się przedłuży. Nie mogłam do tego dopuścić, ponieważ zbliżał się termin koncertu Lawson, na który koniecznie musiałam pójść. Zwłaszcza, że miałam już bilety.

      W sobotę, kiedy rodzice wraz z Justine pojechali na Zakintowskie Termy (ja nie jechałam ze względu na szlaban) od razu wysłałam sms'a do Brada. Napisałam, że już pojechali i spytałam, o co chodziło mu w szkole? Chłopak kazał mi czekać, więc niechętnie, ale to zrobiłam.
      Po niecałych dziesięciu minutach usłyszałam głośne uderzenia w bębny. Automatycznie wyjrzałam przez okno. Na chodniku przed moim domem stali Vampsi. Przytachali ze sobą perkusję, gitary i nawet głośniki oraz mikrofon. Usłyszałam głos Bradley'a:
-Roszpunko, spuść tu swe włosy!
     Powtórzyła się scena z końca wakacji. Znów zarzuciłam włosami i stwierdziłam, że chyba są za krótkie.
-Dobrze nas słyszysz? - zapytał James i przytaknęłam.
     Bradley odchrząknął.
-Amy, ta piosenka jest skierowana do ciebie - powiedział i mimo odległości, spojrzał mi prosto w oczy. Rozpływałam się.

     Usłyszałam pierwsze dźwięki piosenki, której tytułu nie znałam. Pamiętałam tylko, że była niegdyś bardzo popularna. Podczas odliczania do sześciu, Brad pokazywał cyfry na palcach. Mrugał do mnie, skakał dookoła po chodniku, a ludzie patrzyli się na niego ze śmiechem. Fragment tekstu piosenki brzmiał:

https://www.youtube.com/watch?v=7ceS7uL9_00 (KLIKNIJ)

"...Więc raz, dwa, trzy, zawróć mi w głowie i chodź ze mną,bo wyglądasz tak dobrze, że naprawdę chcę,żebyś była moja.

Mówię, że wyglądasz tak dobrze, że naprawdę chcę, byś była moja...


... Powiedziałem, będziesz moją dziewczyną?"

      Potraktowałam to jako pytanie do mnie. Naprawdę Brad zrobił aż tyle, by zemną być? To było strasznie słodkie! Chciałam wyskoczyć przez okno i natychmiast się do niego przytulić...
      Pod koniec piosenki Brad zaczął wspinać się na drzewo rosnące przy moim oknie. Usiadł na najbliższej gałęzi i, gdy chłopcy na dole skończyli grać, zapytał:
-Więc, czy zostaniesz moją dziewczyną?

      Popatrzyłam w jego cudowne czekoladowe oczy... Popatrzyłam na jego perfekcyjne loczki, na bandamkę którą były obwiązane... Jego perfekcyjny uśmiech... Wszystko to sprawiło, że odpłynęłam.
Ale czy miałam się zgodzić?


   






Dziś znowu rozdział dzień wcześniej! :)
To w nagrodę za te aż 8 komentarzy ;3 Postaraliście się ;D
Niestety jest trochę krótszy, ale kiedyś wam to jeszcze wynagrodzę! :)

I jak sądzicie? Co odpowie Amanda? 
Ja wam nie mogę zdradzać, haha ;3

Następny rozdział we wtorek! :)
Mały spoiler - jeśli ktoś jest fanem Lawson, to powinien się ucieszyć ;3

I polecam zaglądać na Facebook'a, bo możliwe, że tam będą się pojawiały fragmenty jeszcze nieopublikowanych rozdziałów! :D

Powtarzamy procedurę z poprzedniego rozdziału:

Nowy rozdział dodam pod warunkiem, że od dziś dojdzie conajmniej 7 nowych komentarzy.

Pozdrawiam,
Marysia ♥

poniedziałek, 6 października 2014

Rozdział 14#: "Didn't know you ready..."

//Przeczytaj Rozdział 13# aby wiedzieć, co się stało w poprzedniej części opowiadania :)


Nowy rozdział dodam pod warunkiem, że od dziś dojdzie conajmniej 7 nowych komentarzy.



Amanda



      I wszystko skończyłoby się dobrze, gdybyśmy w porę usłyszeli nadchodzące kroki...
      W momencie kiedy leżałam nad Bradem drzwi od mojego pokoju otworzyły się.
-Mama zrobiła wam herba... - mój tata, który właśnie wszedł urwał w połowie zdania.
      Automatycznie zeszłam z chłopaka i wstałam.
-Co wy wyrabiacie?! - wykrzyknął tata - Wyjdź Bradley!
-Ale tato... - próbowałam protestować.
-Żadnego ale! Ile wy macie lat?! - nadal krzyczał - Mówiłem wyjdź!
-Tato, proszę cię...
-Później o tym porozmawiamy... Boże drogi. A ty, Amando, masz zakaz wychodzenia z domu, poza szkołą!
-Tato!
-I bez gadania. A ty nie oglądaj się tylko wychodź. Już!
      Brad wyszedł zgodnie z poleceniem mojego ojca. Ten natomiast trzasnął drzwiami, a ja rzuciłam się z płaczem na łóżko. Czemu on wiecznie musi czepiać się tego co robię? Mam przecież własne życie. Nie robiliśmy nic takiego, co mogłoby się źle skończyć... Po chwili wstałam i wyjrzałam przez okno.

     Dzień był pochmurny i właśnie teraz chmury postanowiły wtórować mi w płaczu. Lało niemiłosiernie. Zauważyłam, że mimo to Brad, który już wyszedł, nie poszedł w stronę domu, lecz w przeciwną. Pewnie kierował się na tajemniczą plażę... To tam się poznaliśmy. Minęło już prawie pół roku od naszego pierwszego spotkania. Do czego to doszło? Pod koniec sierpnia nie sądziłam, że poznam kogoś takiego jak Bradley. Kogoś kto przewróci moje życie do góry nogami.
     Podczas gdy stałam oparta o parapet, do mojego pokoju weszła Justine. Niepewnie i cicho spytała:
-Dlaczego tata tak krzyczał?
     Odwróciłam się do niej i usiadłam na łóżku.
-Oh, Justie... Wiesz co? Czasem jest tak, że... hm... rodzice za bardzo się o nas martwią. I po prostu nie wiedzą jak to okazać.
-I dlatego muszą krzyczeć?
-Myślę, że tata się troszkę zdenerwował...
-Ale dlaczego? Przecież Brad jest bardzo miły. Zrobił coś?
-Nie Justie... Oh, sama nie wiem - odparłam lekko załamana.
     Siostra natomiast usiadła na moich kolanach i przytuliła się do mnie. Była taka kochana.
-No już... Sama pewnie też kiedyś doświadczysz tego samego. Ale pamiętaj, że masz starszą siostrę, która ci zawsze pomoże - powiedziałam do niej.
-A tobie ta młodsza - odparła siostra.



Bradley



      Tata Amy wykrzyknął, że mam wyjść z ich domu. Postanowiłem, że nie będę ryzykować i wyszedłem tak jak mi kazał. Jak na złość zaczęło padać. Mimo to postanowiłem pójść na plażę, a nie od razu do domu. Rzuciłem jeszcze spojrzenie na okno Roszpunki. Jeszcze niedawno stałem pod nim i śmiałem się, że ma spuścić tu swe włosy. Wtedy jej tata również zaczął krzyczeć coś w stylu "co się tam dzieje?". Eh, rodzice... Wiecznie muszą w czymś przeszkadzać. A już się tak dobrze zapowiadało!

     Doszedłem do plaży. Usiadłem na tym samym pagórku, co wtedy, gdy pierwszy raz spotkałem Amandę i Vanessę. Piasek był mokry, ale zignorowałem to. Siedziałem jakąś chwilę i patrzyłem przed siebie. Jednak zamiast myśleć o mnie i Amandzie po prostu obserwowałem morze. Minęło conajmniej 10 minut, kiedy wpadł mi do głowy pewien pomysł. Odwiązałem błękitną wstążkę z mojej ręki . Wstałem. Przeszedłem się kawałek plażą w stronę portu. "A, niech będzie tak symbolicznie" - pomyślałem i złapałem szklaną butelkę, którą ktoś zostawił na piasku. Otworzyłem ją i do środka wrzuciłem wstążkę. Popatrzyłem na pakunek.
-Przyjaciele? - powiedziałem cicho sam do siebie. Wyrzuciłem butelkę w morze - Nie wydaje mi się.

      Cały przemoczony wróciłem do domu.
-Cześć Jess, cześć mamo! - krzyknąłem wchodząc.
-O Matko Boska! Bradley, gdzie ty byłeś?! - odpowiedziała moja jak zawsze troskliwa mama.
-Aa... U Amy - odparłem najzwyczajniej w świecie.
-I co? Wylali tam na ciebie wiadro wody? A może ten bukiet coś tam robiliście?
-Jaki bukiet? Chyba Ice Bucket Challenge, tak? - moja mama nie mogła zapamiętać tej nazwy.
-Nie wiem, synuś. Idź się wysusz. Herbata czy kakao?
-Herbata.
        Przebrałem się w swoim pokoju i wróciłem do kuchni, gdzie czekała na mnie mama z herbatą.   Usiadłem naprzeciwko niej przy stole.
-Co jesteś taki przybity, Brad? - zapytała mnie czule.
-Aaah, nic...
-Przecież widzę. Możesz mi powiedzieć - próbowała dociec rodzicielka - Chodzi o Amy?
-Mhm...
-A od kiedy ty martwisz się dziewczynami, co? Na ogół nie miałeś z nimi problemu - zdziwiła się.
-Jej tata wyrzucił mnie z domu - wyznałem.
-Ou, dlaczego? - zapytała, a ja popatrzyłem na mamę wzrokiem "nie chcę o tym mówić".
-Dobrze, rozumiem - odpowiedziała - Wiesz, że gdyby coś się stało, zawsze możesz ze mną pogadać, prawda? - przytaknąłem, odpowiedziałem "dziękuję" i poszedłem do swojego pokoju.
   
      Za oknem lało, jak z cebra. Usiadłem przy biurku, włączyłem lampkę... Ciepła herbata i dźwięk deszczu zlewający się z szumem fal... Zapach portu, którego magie zrozumieją tylko ci, którzy w nim żyją. Idealny nastrój do pisania piosenek. Złapałem jakąś czystą kartkę i długopis. Mogłem już pisać. Tylko o czym? Pomyślałem chwilę o minionych wydarzeniach... Gdybym opisałbym to, co dzieje się między mną  a Amy...? Tak to chyba dobry pomysł.

Didn't know you ready                                                                        Nie wiedziałem, że jesteś gotowa 
Redy for it all                                                                                                      Gotowa na to wszystko


       Miałem już pierwsze dwie linijki... Dobry początek, ale wpadłem na lepszy pomysł - zwrotkę zostawiłem i wziąłem się za refren.

Can’t take my eyes off                                                                                         Nie mogę oderwać oczu
Can’t take my hands off                                                                                        Nie mogę oderwać rąk
You                                                                                                                                                        Ty

      Tak, to idealnie pasowało, do tego, co chciałem wyrazić. Pomęczyłem się jeszcze chwilę i udało mi się ułożyć cały refren:


Can’t take my eyes off                                                                                         Nie mogę oderwać oczu
Can’t take my hands off                                                                                        Nie mogę oderwać rąk
You                                                                                                                                                        Ty
For the first time                                                                                                             Po raz pierwszy
Just fall, our hearts are racing                                         Po prostu spadamy, nasze serca biją szybciej
Whoa, why did we wait so long?                                             Zaraz, dlaczego mamy czekać tak długo?
We just hold, hold on, hold on, hold on                                            Po prostu trzymamy, trzymamy się,
                                                                                                                     trzymamy się, trzymamy się.

      
      Zadowolony z tego, co do tej pory napisałem, skończyłem pracę. Pokażę to później chłopakom, zobaczymy co o tym sądzą. W końcu teraz wspólnie piszemy piosenki.
      Deszcz nadal padał, lecz postanowiłem wyjść na dwór. Wyjąłem spod łóżka deskorolkę i zbiegłem po schodach na dół. Krzyknąłem do mamy, że wychodzę. Zignorowałem jej protesty, typu "przecież leje, synuś!". Kochałem jeździć w czasie deszczu. Powietrze było wtedy inne, po ulicach nie szwędało się tyle ludzi.
      Zaraz przed domem wskoczyłem na "deskę" i popędziłem w kierunku bocznych uliczek. Przypomniałem sobie, jak grałem w jednej z nich. Spotkałem wtedy Pana Eleganckiego. Czas szybko leci!
      Gdy tak kręciłem się między ulicami, dostrzegłem parę ludzi. Najwyraźniej się kłócili, ponieważ słyszałem podniesione głosy. Kiedy się zbliżyłem, okazało się, że to James i Ashley. Już chciałem powiedzieć "hej", kiedy dziewczyna podbiegła do mnie i już prawie pocałowała...





   


Aha! Dziś rozdział dzień wcześniej! ;)
Kosztem tego, że jest trochę krótszy, ale mam nadzieję, że nie jest źle ;)

Od razu chciałabym też zwrócić uwagę na tą piosenkę. Chciałam zrobić tak, że po jednej stronie jest oryginalna wersja, a po drugiej polska, ale coś nie wyszło. Na razie wygląda to kiepsko, ale jak coś wymyślę, to zedytuję to i mam nadzieję, że będzie dobrze c;

Jak myślicie, o co chodzi Ashley? Piszcie w komentarzach! :)

Udało wam się ładnie dojść do 5 komentarzy ;) Myślę, że tym razem podniesiemy troszeczkę poprzeczkę, co? Dacie radę!

Nowy rozdział dodam pod warunkiem, że od dziś dojdzie conajmniej 7 nowych komentarzy.

Pozdrawiam,
Marysia ♥