środa, 3 września 2014

Rozdział 2#: "Czy ty zawsze musisz mącić w głowach i sercach właśnie tym młodszym?"

//Aby dowiedzieć się, co stało się w poprzedniej części opowiadania, przeczytaj Rozdział 1#

Bradley

      Dwa dni po naszym sobotnim spotkaniu rozpoczął się rok szkolny. Chodzę już do do trzeciej klasy...Jak ten czas szybko leci!
       Okazało się, że do mojej klasy dołączył nowy chłopak. Na imię miał Connor, jeśli dobrze pamiętam. Zauważyłem również, że często rozmawiał z Amy, która także chodzi do naszej szkoły. Pomyślałem, że zagadam zanim rozejdziemy się do domów.
-Hej, Amy! - podszedłem i przywitałem się - Co tam u ciebie?
-Hello - odpowiedziała dziewczyna - Znasz już Connora? To mój kuzyn i chyba będzie chodził z tobą do klasy.
- Cześć, jestem Brad - przedstawiłem się koledze.
-Connor.
-Con mieszkał na drugim krańcu Zakintos i chodził tam do szkoły. Teraz się przeprowadzili, więc zmienił też szkołę - wyjaśniła Amanda.
-Hmm... Mam nadzieję, że spodoba ci się u nas - uśmiechnąłem się.
-Heh, ja też - odparł Con.
     Zaśmialiśmy się. Nagle podeszli do nas moi dwaj najlepsi kumple - James i Tristan. Są o rok starsi ode mnie, więc właśnie poszli do pierwszej klasy liceum. Na szczęście na Zakintos wszystkie trzy budynki szkolne stoją obok siebie - podstawówka, gimnazjum i szkoła średnia.
-Ulalalalala... Brad, ładne sobie znalazłeś towarzystwo - powiedział Tris i spojrzał na Amy. Ta zarumieniła się, a ja powiedziałem z ironią:
-Ha, ha, ha, zabawne...
-A ty...? - zwrócił się James w stronę Connora.
-Connor. Mieszkałem w innej części wyspy. Będę chodził z Bradem do klasy.
-A gdzie Vanessa? - spytałem jednocześnie ja i Con po czym się nagle zaśmialiśmy.
-Poszła już. Ma też rozpoczęcie roku w szkole muzycznej, gdzie gra na fortepianie.
-Musimy zorganizować jakieś spotkanie, nie sądzicie? Poszlibyśmy ja, Tris, Brad, Connor i ty Amy, zaprosiłabyś tą Vanessę, którą chyba już znacie. - zaproponował James - Jak wy się w ogóle poznaliście, co Brad?
       Opowiedzieliśmy mu jak doszło do spotkania na plaży pomijając fragment o tajemniczej ścieżce. Nie chciałem aby ktokolwiek jeszcze ją znał. Nawet James i Tris. Później uzgodniliśmy gdzie i kiedy się spotkamy i stwierdziliśmy, że pójdziemy do lodziarni przy plaży. Chwilę jeszcze pogadaliśmy, a po jakimś czasie chłopcy poszli do domu. Zostałem tylko ja i Amy.
-Może cię odprowadzę? - zaproponowałem
-Nie sądzę aby chciało ci się iść aż taki kawał...
-Jak daleko by to nie było i tak chętnie pójdę - uśmiechnąłem się
-To pół godziny na pieszo...
-Oj tam, oj tam - puściłem oko.


Amanda 

      Wieczorem, kiedy już szykowałam się do spania, wspominałam dzisiejszy dzień. To bardzo miłe ze strony Brada, że chciał mnie odprowadzić aż do samego domu. Ciekawe, że tak dobrze nam się rozmawia. Zupełnie jakbyśmy znali się od dawna, a przecież spotkaliśmy się trzy dni temu... Nagle usłyszałam melodyjkę mojego telefonu. Dostałam sms'a.
"O wilku mowa..."- pomyślałam. Na ekranie wyświetlił się napis "Brad plażowicz". Uśmiechnęłam się na wspomnienie tej nazwy. Chłopak pisał:
Brad plażowicz: Co tam Roszpunko? :p
Ja: Roszpunko? Hahah :D
Brad plażowicz: To było pierwsze moje skojarzenie, gdy się poznaliśmy ^^ I tak zapisałem ;D
Ja: Ale masz pomysły... ;p
Brad plażowicz: Robisz coś jutro po południu? Idę do miasta grać, może przeszlibyśmy się razem?
      Tutaj chwilę się wstrzymałam.
Ja: Hmm... Ok c; O której?
Brad plażowicz: Spotkajmy się o 15:30 pod latarnią ;)))
Ja: Spoczko ^.^

      Odłożyłam telefon na szafkę nocną i położyłam się spać. Nie wiem, jak długo rozmyślałam o Bradzie, tajemniczej ścieżce na plażę, szkole i wielu innych rzeczach, gdy nagle zasnęłam. Spałam kamiennym snem, a rano obudziły mnie jakieś dziwne dźwięki zza okna. Rozsunęłam moje zasłony w kolorze łososia i oślepiło mnie słońce. Mimo to wyjrzałam przez okno, nie zważając na to, że jestem tylko w mojej koszuli nocnej.
-O mamciu, Brad! - zobaczyłam chłopaka stojącego na chodniku obok mojego domu - Co ty tutaj robisz?!
-Roszpunko! Spuść tu swe włosy! - wykrzyknął poważnie, po czym wybuchł śmiechem.
       Dla żartu zarzuciłam włosami, które, musiałam przyznać, były dość długie i gęste. A conajmniej tak mówiło mi wielu ludzi.
-Ups, chyba nie starczyło! - krzyknęłam i zaczęłam się śmiać.
        Nagle ujrzałam głowę mojego taty, który miał dzisiaj wolne, w oknie pod sobą. "Ups..." pomyślałam i czym prędzej pomachałam do Brada, żeby schował się za rosnącym obok niego krzakiem. Ja zamknęłam okno i zasunęłam zasłony. Niestety mój tata chyba usłyszał fragment mojej rozmowy.
-AMANDA!!! Co ty do jasnej... wyrabiasz tam na górze! Znowu jakiś chłopatasiów przyprowadziła! Ten to jakiś oryginalny, jeszcze nie słyszałem porównania mojej rodzonej córki z Roszpunką, kurde...
        Troszkę się wystraszyłam, żeby tata nie krzyczał na mnie później, ale w duchu się śmiałam. To prawda... Roszpunka była oryginalna. Ach, ten Brad. Spojrzałam na zegarek stojący na mojej komodzie obok okna i stwierdziłam, że muszę się już szykować. Napisałam szybko s'a do Bradley'a, że zanim wyjdę z domu to poczeka jeszcze z godzinę, a on odpisał, że będzie w parku. Park znajdował się zaraz obok mojego domu. Po umyciu się i ogarnięciu moich włosów przystąpiłam do ubierania. Pomyślałam, że jest piękny słoneczny dzień i na pewno będzie ciepło, więc założyłam moją letnią sukienkę w kolorze pudrowego różu. Złapałam torbę z rzeczami do szkoły i tanecznym krokiem zeszłam po schodach na parter. Na śniadanie zjadłam płatki z mlekiem po czym szybko pobiegłam do parku.
      Rozejrzałam się w poszukiwaniu Brad'a, ale nie mogłam go nigdzie znaleźć. Nagle ktoś złapał mnie od tyłu i krzyknął "Akuku!". Na początku tak się wystraszyłam, że szybko wyswobodziłam się z tych objęć i odwróciłam. Oczywiście moim oczom ukazał się nie kto inny, jak właśnie Bradley Simpson.
-Musisz mnie tak straszyć? - zapytałam.
-Oczywiście.
-Czy ty nie rozstajesz się ze swoją gitarą? Na co ci ona w szkole? - dodałam na widok pokrowca na plecach kolegi.
-Eee... Tak wziąłem, żeby sobie pobrzdąkać. Jak będziemy szli, to skoczę do domu i ją odłożę - wyjaśnił chłopak.
      Szliśmy powoli właściwie niezawiele rozmawiając. Postanowiłam spytać o dzisiejszy wypad na miasto:
-Co właściwie będziemy robić, jak pójdziemy do miasta?
-Szczerze mówiąc - nie wiem. Zawsze chodzę sam, po prostu siadam i gram.
-Ok, więc ja po prostu usiądę i posłucham - uśmiechnęłam się.
       Po paru minutach zobaczyliśmy osobę, której nie chciałam spotkać teraz za nic na świecie. Ashley Tisdale.
       Szła w przeciwną stronę niż my (dziwne, powinna już iść do szkoły). Chodzi do klasy z Brad'em i z tego co się dowiedziałam, delikatnie mówiąc, uczepiła go się. Można ją nazwać też... łamaczką Zakintowskich serc? Szczerze mówiąc, chodziła już z większością chłopaków nie tylko ze szkoły, ale i z całej wyspy. Na szczęście Brad nie był jednym z nich, czego akurat Ashley sobie nie odpuściła. Mój nowy kolega cieszył się dużą popularnością wśród dziewczyn i tak, jak z Ashley chciał chodzić każdy chłopak, tak z Bradem chciały chodzić wszystkie dziewczyny z Zakintos. No, z małymi wyjątkami.
      To był jeden z powodów, dla których wykluczałam opcje umawiania się z Simpsonem. Wydaje się być naprawdę dobrym kolegą, może nawet przyjacielem, ale nie chcę być jedną z tych, które mu uległy. O nie, w żadnym wypadku.
      Wracając do tematu, mina Ashley na widok mnie spacerującej z Bradem była bezcenna. Trzeba przyznać, że rywalizowałyśmy ze sobą o względy chłopaków. A przynajmniej ona tak sądziła. Mnie nie zależało na bezsensownym wykreślaniu po kolei chłopaków z listy... Nie jestem taka, naprawdę.
-Naprawdę, Brad? - zaczęła swoim irytującym głosem Ashley - Zniżyłeś się już do takiego poziomu, aby chodzić z... tym? - i spojrzała na mnie z obrzydzeniem.
-Matko Boska, odczepisz ty się ode mnie kiedyś? - zapytał Bradley.
-Kochany, nie rozumiem cię... Bylibyśmy taką cudną parą. Ten związek wstrząsnałby Zakintos! - dodała słodkim głosikiem (Yyy!!!).
      Brad po chwili namysłu spojrzał na mnie, znowu się namyślił, znowu na mnie spojrzał i powiedział:
-Eeee.... Wiesz co, Ashley? Ja już naprawdę jestem zajęty - złapał mnie za rękę - jestem z Amy bardzo szczęśliwy. Sayo nara, do zobaczenia na matmie - po czym szybko pobiegliśmy i biegliśmy tak aż do zakrętu, gdzie schowaliśmy się za rogiem. Wtedy dopiero mogłam do niego wykrzyczeć:
-Bradley, czy ci totalnie odbiło, żeby nazywać mnie swoją dziewczyną?!
-No sorrki... Musiałem coś wymyślić... - uśmiechnął się nieśmiało - Ale spokojnie, nie masz się o co martwić - nie chodzę z dziewczynami, które znam 3 dni - po czym wytknął mi język.
       Zorientowałam się, że nadal trzymam jego rękę, więc automatycznie ją puściłam.
-Utwierdzam się w przekonaniu, że masz na prawdę głupie pomysłu - dorzuciłam po czym odwróciłam się od niego i ruszyłam szybkim tępem w stronę szkoły.
        Tak jak się spodziewałam po chwili dobiegł do mnie Brad i już bez rozmowy doszliśmy do szkoły. Weszliśmy do korytarza, w którym znajdowały się szatnie poszczególnych klas i zanim weszłam do swojej mruknęłam jeszcze tylko "Do zobaczenia później", po czym zniknęłam w tłumie osób z mojej niemałej klasy.

Bradley

      Gdy znaleźliśmy się już w szkolnej szatni, zobaczyłem tylko jak Amy wchodzi do swojego boksu. Chyba coś do mnie powiedziała, lecz niestety tego nie usłyszałem. Dziewczyna zniknęła w tłumie i już jej nie dostrzegałem.
-"Jaki ja jestem głupi! I po co zmyślałem, że jest moją dziewczyną? Teraz już się pewnie do mnie nie odezwie" - pomyślałem. Ja jak to ja... Zawsze muszę coś skiepścić. Amy mogła być dla mnie dobrą, może nawet nie dziewczyną, ale po prostu przyjaciółką.
      Zamyślony wpadłem na jakąś osobę. To Vanessa, najwyraźniej dopiero szła do szatni.
-Co ty taki zamyślony, Brad? - zapytała.
-A nic, nic... - odpowiedziałem przelotnie i poszedłem dalej.
   
      Na matematyce głowę miałem w chmurach. Myślałem tylko o tym, co wydarzyło się podczas drogi do szkoły. Doszedłem do wniosku, że może to nic takiego... Pogadam trochę z Amandą i może wszystko się wyjaśni? Przecież, to było tylko małe kłamstewko, do niczego nie zobowiązujące. Chociaż właściwie nie znam jeszcze Amy na tyle dobrze, by wiedzieć, jakie ma podejście do oszustwa, czy chociażby tego, że nazwałem ją swoją dziewczyną.
      Nagle z zamyślenia wyrwał mnie jakiś dźwięk. To Ashley, która niestety, ale usiadła akurat za mną, syczała mi coś do ucha. Oczywiście dostrzegła to nauczycielka:
-Simpson! Na romantyczne szepty umówisz się z Ashley później, teraz mamy lekcje!
-Oh, proszę pani, pani nic nie rozumie. Bradley chodzi teraz z Amandą, tą z 1g... - odpowiedziała Ashley, swoim wkurzającym słodkim głosikiem.
      Z klasy dobiegły się chichoty.
-Doprawdy? Bradley, czy ty zawsze musisz mącić w głowach i sercach właśnie tym młodszym? Biedna, Amy... - skomentowała to nauczycielka.
      Teraz cała klasa wybuchnęła śmiechem. Miałem tego dosyć. Wstałem, szybkim ruchem schowałem wszystkie swoje rzeczy do plecaka i powiedziałem sucho do pani:
-Zwalniam się z ostatniej lekcji. Jutro przyniosę usprawiedliwienie.
      "Stój! To wbrew regulaminowi! Simpson!" usłyszałem jeszcze tylko głos nauczycielki, gdy już biegłem korytarzem. Na szczęście wiedziałem jak wydostać się ze szkoły, tak aby przy wyjściu nie zatrzymał mnie ochroniarz. Wszedłem do małego składzika szkolnego, otworzyłem okno i szybko wybiegłem z budynku. Nie wiedziałem wtedy, że całą scenę obserwowała Amy siedząc na lekcji i patrząc przez okno...



-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dudududuuum! Drugi rozdział i już sprawy się komplikują :p No cóż, nie może być zbyt spokojnie, bo byście się zanudzili na śmierć czytając moje opowiadanie ;)

Muszę przyznać, że zależy mi na komentarzach. Jeżeli już czytacie napiszcie chociaż coś w rodzaju "Przyczytałem/am. Jest ok/nudno/fatalnie/ciekawie czy coś w tym rodzaju ;)) Nie proszę o wiele, naprawdę, a komentarze to coś co sprawia, że chce się pisać. Wiem  wtedy, że jest ktoś kto to czyta :)

Pytania zadawajcie tutaj ;) --> http://ask.fm/MeryFrii
Jak okaże się, że pytań  na temat TYFTM (Thank you for the music) jest więcej, założę osobnego aska ;)


Pozdrawiam,
Marysia  ♥

2 komentarze: